Księżniczka

1.3K 33 0
                                    

Zaraz po obiedzie Szymon wyniósł na taras dwie filiżanki z kawą i po kawałku szarlotki dla siebie i żony. Oboje usiedli na drewnianej ławeczce.
Co jakiś czas spoglądali na kąpiących się w jeziorze chłopców.
- Jak damy na imię naszej córeczce? - odezwała się Daniela.
- Hm... Skąd wiesz, że urodzisz dziewczynkę?
- Czuję to - odparła kobieta z uśmiechem. - Obiecałam, że urodzę ci córeczkę, więc nie ma dyskusji. Słyszysz, dzieciątko? - dodała pochylając głowę i spoglądając na swój płaski brzuch. - Masz się okazać dziewczynką.
- Ciebie nie usłucha. Ja bym musiał to powiedzieć...
- To powiedz...
- Jesteś niemożliwa. Zjedz ciasteczko.
- Zjem...
Szymon uśmiechnął się, po czym wyciągnął z kieszeni spodni złożone na kilka części listy napisane przez chłopców. Bez słowa podał je żonie. Daniela z zaciekawieniem wczytała się w list napisany przez Marcela do Nikodema.
- Brak słów - szepnęła zabierając się za czytanie drugiego listu. - Zachowajmy je na pamiątkę. Pokażemy je chłopakom, gdy będą mieli już własne rodziny - powiedziała z błyskiem w oczach.
- Okej - odparł Szymon przeciągając się. - Jakoś nie wyobrażam sobie Nikodema czy Marcela mających żonę i dzieci...
- No raczej! To jeszcze dzieci... Wszystko przed nimi.
- No tak... I przed nami. Tak chciałbym dobrze ich wychować. Chciałbym, żeby wyrośli na dobrych i uczciwych ludzi.
- Jestem pewna, że właśnie takimi będą - odparła Daniela. - Powiem ci, skąd to wiem... Jesteśmy ich rodzicami i chociaż popełniany błędy wychowawcze, zwłaszcza ty, rzecz jasna, to swoim postępowaniem dajemy im dobry przykład. Na pewno w przyszłości będą nas naśladować nawet nieświadomie... Sama łapię się na tym, że jak krzyczę na Marcela to zupełnie jakbym słyszała moją mamę...
- Taka byłaś psotnicha? - zaśmiał się.
- Nie. Byłam grzeczna. Prawie tak grzeczna, jak Marcel...
- To faktycznie.
- Szymon, chodzi mi o to, że dzieciaki są świetnymi obserwatorami. Nic przed nimi nie ukryjesz. Widzą, jak zwracasz się do żony, czyli do mnie - uśmiechnęła się. - Widzą jak postępujesz, kiedy się złościsz... Chcąc niechcąc w dorosłym życiu będą cię naśladować. A bardziej zapadnie im w umyśle to, co robisz niż to, co mówisz.
- To, co robisz, mówisz?
- Tak, z pewnością. Dlatego dobrze jest spędzać z nimi jak najwięcej czasu... I to nie tylko na tłumaczeniu i karceniu ich, ale tak po prostu...
- Aleś ty mądra! - rzekł Szymon chwytając żonę za rękę.
Nieoczekiwanie wstał z ławki i zaciągnął ją na brzeg jeziora. Oboje weszli na kajak. Marcel i Nikodem kąpali się zaledwie kilka metrów od nich.
- Co, mój romantyczny mężu? Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś, co? - spytała rumieniąc się.
Mężczyzna jeszcze raz chwycił ją za obydwie ręce. Kątem oka spojrzał na wygłupiających się we wodzie chłopaków. Przybliżył swoje usta do ust ukochanej.
- Chcę, żeby moi synowie widzieli, że ich ojciec okazuje miłość ich matce - rzekł Szymon cmokając małżonkę po policzku. - Z obserwacji nauczą się, że żonę należy kochać i być wobec niej delikatnym... Nie będę musiał im tego tłumaczyć w przyszłości. Wystarczy, że będą robić to tak, jak ja...
- Mądry człowiek z ciebie - odparła Daniela.
Wtem do łódki podeszli Marcel i Nikodem. Obaj byli rozpromienieni i uśmiechnięci.
- Mama, coś ci pokażę! - zawołał Marcel trzymając w ręce zieloną żabę. - Tylko spójrz, jaka jest piękna! - dodał podsuwając obślizgłe zwierzątko pod nos siedzącej na łódce matki.
- Marcel, bierz mi to stąd! - zawołała natychmiast.
Żaba niemalże wyślizgnęła się chłopcu z dłoni. Gdyby Marcel jej nie chwycił w drugą rękę, wpadłaby Danieli na kolana.
- Marcel, bierz ją! Mówię do ciebie!
- Mamuś, pogłaskaj żabcię! - odparł chłopiec szczerząc zęby.
- Marcel, daj już spokój - odezwał się Szymon. Nieoczekiwanie przejął żabę z ręki syna, po czym rzucił ją w niego. Zimne stworzonko odbiło się o brzuch chłopca, po czym wpadło do wody.
- Tato! Czemu ją wyrzuciłeś? - obruszył się chłopiec. - Miałem wyczarować z niej księżniczkę dla Nikodema... Jeden całus i Niko miałby żonę! A tak, biedny do końca życia będzie nieszczęśliwy, bo na pewno żadna normalna dziewczyna go nie zechce! - zaśmiał się.
Nikodem wskoczył Marcelowi na plecy. Obaj wpadli do wody. Zaczęli się pluskać.
- Niko, mam pomysł! Weźmiemy po gałązce i będziemy się bić, ale nie wolno wyciągać gałązek z wody, okej? Można się bić tylko pod wodą.
- No okej - odparł Nikodem podpływając do wielkiego krzaka rosnącego w wodzie. Zerwał z niego dwie długie witki. Jedną z nich podał Marcelowi.
- Ale nie obrażamy się i kończymy zabawę, kiedy słabszy się poryczy - zarządził Marcel.
- Okej.
- I żeby było sprawiedliwie, bijemy się na zmianę po trzy razy, okej?
- Okej - zgodził się Nikodem.
Szymon i Daniela ze zdumieniem przysłuchiwali się rozmowie chłopaków.
- Nie zabronisz im się bić? - spytała Lusia.
- Nie... Wakacje się dopiero zaczęły. Do września znikną im siniaki - wyjaśnił. - Chodź do wody... Wiesz, jaka cieplutka? - dodał maczając rękę w wodzie.
Prędko podwinął nogawki spodni. Pomógł Danieli wyjść z kajaka. Objął ją ramieniem, po czym oboje wolnym krokiem poszli na spacer brodząc po kolana w wodzie.

Ojczym od matematyki 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz