V

20 3 1
                                    

[ANTEK]
Piątek, piąteczek, piątunio! Nareszcie koniec tego nędznego tygodnia! Dziś mam krótko lekcje więc szybciej będę w domku ale za dużo tego dobrego... Potem idziemy do domu bo tata chciał ze mną porozmawiać a ja zrobię wszystko, żebyśmy tylko tam nie wrócili. Wiem, że nie możemy całe życie mieszkać z ciocią bo ona też potrzebuje przestrzeni ale chociaż może udało by się nam wynająć jakieś mieszkanko. W sumie i tak nic z tego nie będzie bo mama nie chce rozwodu z tatą bo go kocha. Ja go kochałem ale straciłem do niego resztki szacunku i miłości.

Rano wszyscy byli zalatani więc ledwo co szybkie "hej" każdy między sobą wypowiedział i po szybkiej pobudce, umyciu się itd. byliśmy już w samochodzie z mamą a całą drogę prawie nic się nie odzywaliśmy bo mama myślała raczej o tym jak wypadnie nasza "rodzinna" rozmowa.

Dotarłem do szkoły i coś tak zbyt cicho tutaj. Mniej uczniów niż zwykle ale te chyba dobrze bo chociaż więcej spokoju będzie na przerwie. Mama zapakowała mi 2 śniadanie do szkoły ale mam trochę kieszonkowych więc pójdę sobie kupić batona, a co mi tam i tak nieważne ile zjem słodkiego to wyglądam tak samo mizernie.

-Ej ty pedale! Za mało się nawpierdalałeś!? No chodź się przywitać ze znajomymi- krzyknął z drugiego korytarza ten chłopak, którego ostatniego chciałem zobaczyć w tym momencie... męczący homofob. Baton wyleciał z maszyny a ja udałem się w drugą stronę z nadzieją, że nie pójdą za mną... Jednak moja nadzieja legła w gruzach kiedy słyszałem ich krzyki coraz głośniej i bliżej.

-Dokąd się wybierasz kurwo?- krzyknął jeden z nich, z tym potwornym uśmieszkiem na ustach.

-J-ja się spieszę. Możecie mi raz da-darować? Proszę- spuściłem głowę na dół i prosiłem Boga o pomoc w głębi duszy.

-No co ty? Za długo zwlekaliśmy. Od kilku dni jakoś tak zbyt dzielnie chodzisz po korytarzu. Czas to zmienić- podszedł do mnie i złapał mnie mocno za ramię i ciągnął w stronę toalety. Stawianie oporu nic nie dało bo z moją siłą dziesięciolatki wiele nie zdziałam. A już siniaki się ładnie goiły.

-No chodź tu mała szmato. Nie uciekniesz już teraz- złapał mnie za ramiona i przywarł mną do ściany i kopnął mnie kolanem w brzuch.

-Takich. Jak. Ty. Trzeba. Tępić.- za każdym słowem oddawał cios w moje nędzne ciało a moja twarz zalała się strumieniem słonych łez.

-prze-pra-sz-szam...- wykrzykiwałem te słowa z przerwą na każdy w tym czasie cenny oddech. Skopali mnie i powiedzieli, że jeszcze jutro się spotkamy i wyszli z łazienki. A odrazu jak wyszli w drzwiach pojawił się pan Mazurski. No super.

-Boże święty! Nic ci nie jest? Kto ci to zrobił, ci co wyszli tak?Już dzwonię na pogotowie!- uklęknął nade mną i albo mi się wydawało albo miał szklane oczy.

-N-nie.. jest wszystko okej... Tylko nie na pogotowie, z bólu złapałem się za brzuch. Pójdę do higienistki.- odchrząknąłem zbierając się lekko z podłogi.

-Antek ale widzę w jakim ty jesteś stanie. Czemu łapiesz się za brzuch? Podnieś koszulkę !- rozkazał mi a ja wykonałem polecenie. To nauczyciel może mi rozkazać się rozbierać? No proszę proszę. Ale nie przeszkadzało mi, że on mi tak kazał. Wstydziłem się może tego, że zobaczy te pewnie fioletowe ciało.

-Ale...- podsunąłem koszulkę do góry i odwróciłem głowę.

-BOŻE PRZECIEŻ ONI CIĘ SKATOWALI! I WIDAĆ, ŻE TO NIE PIERWSZY RAZ! CZEMU WCZESNIEJ TEGO NIE ZGŁOSIŁEŚ!?

-A..ale to chyba moja sprawa? Poza tym za dużo mam problemów i nie chce ich pogłębiać...- spuściłem koszulkę na dół i wstałem

-Antek... Ja rozumiem, że ty się ich boisz bo też bym nie chciał nikomu powiedzieć jakby ktoś mi zrobił taką krzywdę ale umówmy się. Możesz mi zaufać dobrze? Tylko proszę cię bardzo zrób coś z tym bo mnie ręcę świerzbią jak widzę coś takiego, a nie mogę bo jestem nauczycielem- zaśmiał się, a ja również.

Nie było mi dane.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz