Rozdział 14

30 0 0
                                    

Błądziłam po lesie tak z dwie godziny, aż w końcu postanowiłam wrócić do szkoły, którą już zdążyłam znienawidzić. Nie zmieniałam się w człowieka. Skoro wszyscy już i tak wiedzą...to zachowam formę, w której czuję się bezpieczniej. Usiadłam obok fontanny. Wywiesiłam język na zewnątrz i czekałam. Założę się, że wyglądałam teraz jak zmutowany owczarek niemiecki. 

Usłyszałam dzwonek. Ogromne drzwi szybko się otworzyły. Każdy kto wychodził z budynku omijał mnie szerokim łukiem i patrzył z przerażeniem jak im się przyglądam. 

-O! Nasze psisko wróciło!- bosz...a ta blonduna znowu zaczyna...- Nie martw się Lukey dostał za swoje. Myślę, że nauczył się, że nie pomaga się moim wrogom. A ty moja droga nie nastraszysz mnie tą swoją wilczą mordą...

-Hailey! Nie!- krzyknęła pani dyrektor wybiegając ze szkoły. Prężyłam się do skoku.- Ona może cię skrzywdzić! Odsuń się i jej nie denerwuj!- kobieta stanęła między mną, a głupią dziewczyną.- Hope, spokojnie...oddychaj...Super, właśnie tak...-uspokajała mnie pani Drake.- Świetnie, chodź ze mną. Przejdziemy się po lesie...-  warknęłam ostatni raz na tą grupkę uwielbiających samych siebie ludzi i poszłam, nadal w wilczej postaci.

Szłam u boku trochę niższej ode mnie kobiety pod pięknymi, rozłożystymi drzewami.

-Hope.- zaczęła.- Ty nie możesz robić czegoś takiego. Nie możesz atakować uczniów.- westchnęła.- Wiem, że taka jest twoja natura i to niedokońca twoja wina, ale musisz się opanować...Tutaj nie ma takich jak ty, jesteś jedyna. Nie wiem jakim cudem się tu pojawiłaś, ale twój dziadek wiele zrobił dla naszej szkoły i mam zamiar odwdzięczyć się mu opiekując się tobą.- westchnęła po raz kolejny.- Dowiedziałam się, że mieszkasz sama z Ashley. Zajęłam się tą sprawą...Zamieszkasz z rodziną zastępczą, podobnie jak twoja przyjaciółka.- kiedy wypowiedziała te słowa, stanęłam jak wryta.

Bicie mojego serca przyspieszyło. Byłam zła, smutna, przerażona i stęskniona. Do tego doszedł ból. Chyba każdy wie, z kim on był związany. Zaczęłam skomleć. Skuliłam się pod jakimś drzewem jak mały piesek i piszczałam. Pani Drake szybko do mnie podeszła i kucnęła przy moim sparaliżowanym ciele.

Zmieniłam się w człowieka. Jestem wykończona, wszystko mnie boli.

-Hope? W porządku? Co się stało?- pytała kobieta.

-Potrzebuję...tabletki...Ethan...

-Oddychaj głęboko...-dyrektorka sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej pigułkę. Bez zastanowienia połknęłam ją.

-Dziękuję...- powiedziałam po krótkiej chwili.- Już jest dobrze...

-Długo masz te bóle?

-Odkąd się tu pojawiłam...- nie wiem czy powinnam jej to mówić.

-Wiesz czym one są spowodowane?- kurwa, to jakieś przesłuchanie?!

-M- możliwe... J-ja...s-straciłam go...straciłam Ethana...straciłam mojego mate...- tępo patrzyłam w źdźbło trawy.

-Nie wiem, kto to, ale zajmę się tobą...Pomogę ci, tylko musisz mi zaufać, dobrze?- kobieta patrzyła głęboko w moje oczy. Jakby chciała z nich coś wyczytać.

-Ja...spróbuję, pani dyrektor, a-ale nie wiem czy...potrafię...

Czuję się jakby wszystko, co złego mnie spotkało...co wyrzucałam z mojej zakichanej pamięci...POWRÓCIŁO...kilka razy powiększone. Nie wiem, co mam robić... Nie wiem, gdzie jestem... Nie wiem kim jestem? Co ja tu robię? Czemu nie mogę żyć normalnie? Czemu nie mogę być normalną nastolatką z głupimi marzeniami, mieć swoich idoli, gadać z przyjaciółkami o chłopakach i chodzić na czterogodzinne zakupy? Nikt mi nie odpowie... Dlaczego? Bo nikt mnie nie zna. Nikt nie wie kim naprawdę jestem, kim jestem w głębi serca...

Powoli wstałam i podparta na ramieniu pani Drake skierowałam się w stronę szkoły, do której przez najbliższy czas będę zmuszona chodzić...


Dwa życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz