Spojrzałam na zegarek. 5.46. Ashley ma lekcje na 8.00, więc mam jeszcze czas. Ja muszę sobie wszystko przemyśleć.
-Blondi!- krzyknęłam.- Wychodzę! Niedługo wrócę!- nie czekałam na odpowiedź.
Wybiegłam z chatki znajdującej się (na szczęście) tuż przy lesie. Zmieniłam się w "drugą mnie" i pobiegłam. Tak lepiej mi się myśli.
Nie rozumiem tego wszystkiego. Dlaczego tak nagle zniknęłam z domu? Co się stało z Ethenem? O co chodzi z tą dziwną mocą, którą ma Ashley? Kto mnie tu przywlekł? Po co? Dlaczego? Kim ja do cholery jestem?!
Tyle pytań, a ani jednej odpowiedzi. Usłyszałam szelest liści. Wciągnęłam zapach i rozpoznałam po nim człowieka. Nie zmieniłam się. W wilczej postaci łatwiej jest się bronić. Jedyny problem to to, że moja biała sierść strasznie rzuca się w oczy. Prawdopodobnie przez nią tajemniczy chłopak mnie dostrzegł. Nie atakował. Chciałam zobaczyć jakie ma zamiary.
Blond włosy ułożone były w artystyczny nieład. Na oko 180 centymetrów wzrostu. Opięta koszulka uwydatniała jego mięśnie. Na stopach miał czarno-białe adidasy, a nogi przyodział w zwykłe szare dresy. Dostrzegłam również kolczyk w wardze. Niebieskie ślepia dokładnie lustrowały moją skromną postać.
-Głupi kundel...-prychnął i rzucił we mnie kamieniem. Nie bolało mnie to. Idiota. Wilk ludzkich rozmiarów, a on mówi "głupi kundel". Zdziwiło mnie tylko to, że chłopak nawet nie dotknął kamienia. Tu dzieją się dziwne rzeczy.
Warknęłam na niego, ale nie wywarło to na nim żadnego wrażenia.
-Jeszcze tu stoisz?!- fuknął. Oj, lepiej mnie nie wkurzaj...- Wypad stąd, zostaw mnie...- dostałam kolejnym, tym razem większym, kamieniem.
~Jeszcze. Raz. We. Mnie. Rzucisz.~ w zasadzie to miałam zakaz "przesyłania myśli" do osób, które o nas nie wiedzą, ale...zrobiłam wyjątek. No co? Wkurzył mnie.
W tej chwili dostrzegłam w oczach chłopaka przerażenie. Ale nie uciekł nadal stał w tym samym miejscu. Cóż, nie będę marnować na niego czasu. Pobiegłam z powrotem do mojego tymczasowego domu.
Przed drzwiami zmieniłam się w człowieka. Znów w ubraniach. To jakieś dziwne.
-Ash! Jestem już! Więc się nie przeraź jak usłyszysz jakieś dźwięki!- zaśmiałam się z wypowiedzianych słów. Ta dziewczyna jest nadzwyczaj płochliwa.
Przeszłam przez krótki korytarz i weszłam do "mojego" pokoju. Blondynka zostawiła mi na łóżku pudełko z ubraniami. Było na nim napisane: "Rzeczy, które są...nie dla mnie". Tjaa...ta oryginalna nazwa. Wyjęłam kilka szmatek i uznałam, że są całkiem spoko. Nie rozumiem, dlaczego moja nowa znajoma ich nie nosi. Wybrałam czarne krótkie spodenki i biały crop top. W pasie przewiązałam sobie koszulę w czarno-czerwoną kratkę. Na dnie kartonu znalazłam...białe vansy?! Jak można nie lubić tych butów. Włosy związałam w niechlujnego koka. Całość świetnie wyglądała.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni, gdzie słyszałam krzątającą się blondynkę. Zobaczyłam, że robi sobie śniadanie.
-O! Hej, Hope!- przywitała się.- Chcesz śniadanie?
-Ehm...nie, dzięki. Nie jestem głodna...- grzecznie odmówiłam. Szczerze? To w drodze powrotnej z lasu upolowałam sobie sarnę, ale jak powiem to Ash, to się przerazi, więc zachowam to dla siebie.
-Gotowa?- zapytała Ashley, kiedy skończyła jeść płatki.
-Już od godziny...- wymamrotałam.
-Super, a po za tym to...WoW! Świetnie wyglądasz! I pomyśleć, że oddałam ci te ubrania.- pokiwała głową, na co ja się zaśmiałam.
-Dobra, chodź już, bo się spóźnisz na lekcje...
-Nie, moja droga...To MY się spóźnimy.- jak zaraz nie wyjdziemy to jej strzele.
Stresuję się i chce mieć to jak najszybciej za sobą...

CZYTASZ
Dwa życia
Loup-garouNigdy nie zastanawiałam się jak to jest kochać drugą osobę...Nie myślałam jak bardzo można za kimś tęsknić...Nie wierzyłam, że istnieje coś innego niż rasa ludzka...Do czasu... Czy dam radę zmierzyć się z trudnościami, które spotkam? Czy nie zawiodę...