Rozdział 11

47 2 0
                                        

Spojrzałam na zegarek. 5.46. Ashley ma lekcje na 8.00, więc mam jeszcze czas. Ja muszę sobie wszystko przemyśleć. 

-Blondi!- krzyknęłam.- Wychodzę! Niedługo wrócę!- nie czekałam na odpowiedź. 

Wybiegłam z chatki znajdującej się (na szczęście) tuż przy lesie. Zmieniłam się w "drugą mnie" i pobiegłam. Tak lepiej mi się myśli.

Nie rozumiem tego wszystkiego. Dlaczego tak nagle zniknęłam z domu? Co się stało z Ethenem? O co chodzi z tą dziwną mocą, którą ma Ashley? Kto mnie tu przywlekł? Po co? Dlaczego? Kim ja do cholery jestem?!

Tyle pytań, a ani jednej odpowiedzi. Usłyszałam szelest liści. Wciągnęłam zapach i rozpoznałam po nim człowieka. Nie zmieniłam się. W wilczej postaci łatwiej jest się bronić. Jedyny problem to to, że moja biała sierść strasznie rzuca się w oczy. Prawdopodobnie przez nią tajemniczy chłopak mnie dostrzegł. Nie atakował. Chciałam zobaczyć jakie ma zamiary.

Blond włosy ułożone były w artystyczny nieład. Na oko 180 centymetrów wzrostu. Opięta koszulka uwydatniała jego mięśnie. Na stopach miał czarno-białe adidasy, a nogi przyodział w zwykłe szare dresy. Dostrzegłam również kolczyk w wardze. Niebieskie ślepia dokładnie lustrowały moją skromną postać.

-Głupi kundel...-prychnął i rzucił we mnie kamieniem. Nie bolało mnie to. Idiota. Wilk ludzkich rozmiarów, a on mówi "głupi kundel". Zdziwiło mnie tylko to, że chłopak nawet nie dotknął kamienia. Tu dzieją się dziwne rzeczy.

Warknęłam na niego, ale nie wywarło to na nim żadnego wrażenia.

-Jeszcze tu stoisz?!- fuknął. Oj, lepiej mnie nie wkurzaj...- Wypad stąd, zostaw mnie...- dostałam kolejnym, tym razem większym, kamieniem.

~Jeszcze. Raz. We. Mnie. Rzucisz.~ w zasadzie to miałam zakaz "przesyłania myśli" do osób, które o nas nie wiedzą, ale...zrobiłam wyjątek. No co? Wkurzył mnie.

W tej chwili dostrzegłam w oczach chłopaka przerażenie. Ale nie uciekł nadal stał w tym samym miejscu. Cóż, nie będę marnować na niego czasu. Pobiegłam z powrotem do mojego tymczasowego domu.

Przed drzwiami zmieniłam się w człowieka. Znów w ubraniach. To jakieś dziwne. 

-Ash! Jestem już! Więc się nie przeraź jak usłyszysz jakieś dźwięki!- zaśmiałam się z wypowiedzianych słów. Ta dziewczyna jest nadzwyczaj płochliwa. 

Przeszłam przez krótki korytarz i weszłam do "mojego" pokoju. Blondynka zostawiła mi na łóżku pudełko z ubraniami. Było na nim napisane: "Rzeczy, które są...nie dla mnie". Tjaa...ta oryginalna nazwa. Wyjęłam kilka szmatek i uznałam, że są całkiem spoko. Nie rozumiem, dlaczego moja nowa znajoma ich nie nosi. Wybrałam czarne krótkie spodenki i biały crop top. W pasie przewiązałam sobie koszulę w czarno-czerwoną kratkę. Na dnie kartonu znalazłam...białe vansy?! Jak można nie lubić tych butów. Włosy związałam w niechlujnego koka. Całość świetnie wyglądała. 

Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni, gdzie słyszałam krzątającą się blondynkę. Zobaczyłam, że robi sobie śniadanie.

-O! Hej, Hope!- przywitała się.- Chcesz śniadanie?

-Ehm...nie, dzięki. Nie jestem głodna...- grzecznie odmówiłam. Szczerze? To w drodze powrotnej z lasu upolowałam sobie sarnę, ale jak powiem to Ash, to się przerazi, więc zachowam to dla siebie. 

-Gotowa?- zapytała Ashley, kiedy skończyła jeść płatki.

-Już od godziny...- wymamrotałam.

-Super, a po za tym to...WoW! Świetnie wyglądasz! I pomyśleć, że oddałam ci te ubrania.- pokiwała głową, na co ja się zaśmiałam.

-Dobra, chodź już, bo się spóźnisz na lekcje...

-Nie, moja droga...To MY się spóźnimy.- jak zaraz nie wyjdziemy to jej strzele.

Stresuję się i chce mieć to jak najszybciej za sobą...

Dwa życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz