Rozdział 6

107 4 1
                                        

---------------SKIP TIME----2 miesiące później---------------

Ethan! Czy mógłbyś łaskawie ruszyć dupsko?! Idziemy na polowanie!- próbowałam obudzić mojego mate. 

Dobierałam właśnie ubrania. Wygodne ubrania. Wybieramy się wszyscy na polowanie. No nie licząc Ethana, który chyba nie idzie z nami. Jest Alfą innego stada, więc nie musi podporządkowywać się mojemu ojcu. I teraz pewnie zapytacie: 'Dlaczego dwa lata starszy od ciebie chłopak jest już samcem Alfa? Nie powinien przejść najpierw szkolenia?' Otóż nie. Rok temu zginęli jego rodzice. Wtedy przywódcy stada. A że mój mate to ich jedyny potomek, on przejął "władzę". Dziwię się tylko, że nigdy nie widziałam go tu na spotkaniu, ale cóż. 

Przyglądałam się w lustrze. Miałam na sobie szare dresy i białą koszulkę bez rękawów. Zobaczyłam za sobą odbicie srebrnowłosego chłopaka. Mężczyzna objął mnie w tali swoimi umięśnionymi ramionami. Ethan jest bardzo wysoki, bo około 190 centymetrów, moje 165 to przy nim pikuś. 

-Musimy iść na to polowanie?- wychrypiał mi cicho do ucha, przygryzając jego płatek.

-Owszem. Długo już nie polowałam, a po za tym nie długo przeprowadzam się do twojej watahy, więc chcę spędzić trochę więcej czasu z rodziną.- odsunęłam się od chłopaka i skierowałam w stronę drzwi.- Wkładaj na siebie jakieś dresy i chodź. No chyba, że chcesz iść w samych bokserkach. Twój wybór.- mój mate założył na siebie jakieś dresy i zszedł ze mną na parter. 

***

Biegliśmy w następującym porządku: Alfa-mój tata, za nim ja z Ethanem, moi bracia, Tristan, który dostał drugą i ostatnią szansę na poprawę, a na szarym końcu Omegi. Goniliśmy właśnie stado saren, wyjątkowo szybkie stworzenia. Rozdzieliliśmy się, aby zagrodzić im drogę. Ja z ojcem i mate biegliśmy cały czas prosto, moje rodzeństwo na prawo, a Omegi na lewo.

Dobiegliśmy do przestronnej łąki, której w życiu nie widziałam. Wyczułam zapach innych wilków, nie należących do naszej watahy. Cała nasza trójka stanęła w miejscu. Alfa rozejrzał się dookoła i zaczął się cofać, ale było już za późno. Otoczyła nas masa czarnych jak noc wilków. Wszystkie miały oczy koloru grafitu. Tylko jeden, z mojego punktu widzenia największy, miał bordowe ślepia. Podszedł on do mojego ojca, brązowego basiora o niebieskich oczach. Wtuliłam się w bok srebrnego olbrzyma.

~Nie wiem czy wiecie, ale to nasz teren i myślę mój drogi,- tu zwrócił się do mojego taty- że wiesz jaka kara spotyka tych, którzy naruszają granice.- złowrogi czarnuch spojrzał na mnie. Byłam zupełnym przeciwieństwem w tej gromadce. Moja sierść lśniła czystą bielą.

~O co mu chodzi?- zapytałam Ethana w myślach, tak żeby tylko on to "usłyszał".

~Z wrogimi stadami twój ojciec prawdopodobnie zawarł pakt, mówiący, że po naruszeniu granic przez kogoś z watahy, Alfa jest zobowiązany do oddania swojego następcy w ręce wroga. W tym przypadku ciebie.- po zobaczeniu mojej miny szybko dodał- Nie martw się, nie pozwolę na to!

~Hope, prawda?- zapytał się bordowooki basior. Pokiwałam łbem, aby potwierdzić. ~Zatem chodźmy!- mój ojciec zagrodził drogę (prawdopodobnie) sługom wroga, a Ethan zawarczał na niego. ~O to takie urocze...masz swojego mate. Lepiej żeby nam nie przeszkadzał!- warknął.

~Arthur, chyba pamiętasz nasz układ?- Ethan cały czas był pewny siebie.

~Z tego co wiem, on dotyczy twojego stada a nie jego!- syknął, a ja spostrzegłam, że jego oczy...zapłonęły?

~Od teraz również stada Luny- mój chłopak zawrócił, czarne zwierzęta rozstąpiły mu drogę, a ja z moim tatą poszliśmy za nim.

Cieszę się, że to on jest tym jedynym, ale czuję, że coś jest nie tak. Coś we mnie mówi mi, że coś się zmieniło.



Dwa życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz