1

2K 113 16
                                    

Dean wrzucił piłkę do kosza, od razu spadając na ziemię i biegnąc po nią w ciągu ułamków sekundy. Złapał ją i podał do Benny'ego, który już sekundę później również trafił czystego. Winchester odebrał podanie i odsunął się trochę dalej, teraz grając 1 na 1 i próbując przeforsować obronę Lafitte'a.

Zrobił szybki krok w bok, jednocześnie niemal od razu się cofając i wymijając przeciwnika, po czym skoczył i znowu trafił, lądując twardo na ziemi.

-Ha!-krzyknął kozłując z lekkością wokół przyjaciela.-Łyso ci teraz?

-Chciałbyś, Winchester.-Benny uśmiechnął się przebiegle i jednym sprawnym ruchem odebrał przeciwnikowi piłkę, po raz kolejny bezbłędnie rzucając.-Nie dorastasz mi do pięt.

-Jestem tylko trochę niższy. Zresztą i tak cię kiedyś przerosnę.-powiedział Dean odbierając i odbijając ją po całym podjeździe. Przeszedł na zarysowaną kredą linię rzutu za trzy punkty i posłał piłkę do kosza. Trafiła.-A ty się tak nie ciesz, słyszałem, że Turner przydzielił ci Ramiela do krycia.

-Ta.-mruknął Benny.-Już nie mogę się doczekać.

Lafitte przejął i powoli zaczął kozłować między nogami, zmęczony długimi ćwiczeniami.

-Myślisz, że Sam przejmie po tobie pałeczkę, jak już cię wyślą do narodowej?-zapytał z uśmiechem, na co Dean prychnął.

-Mnie do narodowej. Jasne.

-No co? Jesteś najlepszy. A Sam i tak powoli cię przerasta, niziołku.

-Ej!-Dean odebrał mu piłkę i wrzucił ją do kosza z dwutaktu.-Jeszcze dużo mu brakuje.

-Czego mi brakuje?-zapytał nagle szatyn, opierając się ze stoickim spokojem o ścianę domu. Jego brat odwrócił się, ale nie przestawał grać.

-Benny uważa, że jesteś ode mnie wyższy.

-Bo jest.-wzruszył ramionami Lafitte.-Nadawałbyś się do kosza, młody.

-Czy ja wiem...-Sam podążył wzrokiem za piłką, która z sekundy na sekundę zmieniała swoje położenie z rąk blondyna do Benny'ego i tak w kółko.-Jestem raczej mózgowcem.

-Prawdziwy z niego kujon.-przyznał Dean, przeczesując ręką włosy i patrząc wreszcie na brata.-Przyszedłeś tak tylko pozawracać nam dupę, czy masz konkretny powód?

-Mam.-Sam odepchnął się od ściany i wyprostował. Benny miał rację, jeżeli jeszcze nie był wyższy od brata, to niedługo go dogoni.-Mama cię woła. Kolacja stoi na stole od dobrych dziesięciu minut.

Dean westchnął, ale kiwnął głową i ruszył w stronę drzwi wejściowych. W połowie drogi spojrzał na przyjaciela.

-Nie chcesz zostać?

-Nie, dzięki. Starzy też już pewnie czekają.-Benny rzucił mu piłkę i pomachał braciom.-Do jutra.

-No siema, siema.-odpowiedział blondyn i wszedł do domu za bratem.

-No nareszcie!-powiedziała od razu Mary, ale uśmiechnęła się lekko.-Myślałam, że tam zamieszkacie. A Benny nie zostanie na kolacji?

-Nie, musiał wracać.-Dean usiadł przy stole, ale mama skarciła go wzrokiem.

-Nie, nie, nie. Nie będziesz mi trzy godziny rzucał brudną piłką, żeby potem od razu siadać do stołu. Marsz umyć ręce. Obydwaj.

Bracia westchnęli, po czym wstali i wykonali polecenie. Co prawda za pomocą kuchennego zlewu, ale zawsze coś.

-A gdzie tata?-zapytał starszy wycierając się w ręcznik i podając go młodszemu.

-Zaraz przyjdzie, rozmawia z wujkiem Bobby'm.

-Przyjadą na zakończenie roku z ciocią Ellen i Jo?-Sam usiadł przy stole i nalał sobie soku.-Wieki ich nie widziałem.

-No właśnie...chcieliśmy o tym z wami porozmawiać.-powiedziała wymijająco Mary, również siadając przy stole.

-O czym? O końcu roku?-zaśmiał się Dean.-Spokojnie, zdaję. Chyba.

-Nie do końca o tym. Zaczekamy, aż tata przyjdzie, dobrze?-kobieta zabrała sobie kromkę chleba i zaczęła smarować ją masłem.

Młodzi tylko westchnęli i zaczęli jeść, zbyt głodni, by wypytywać o szczegóły.

Po kilku minutach głowa rodziny przybył wreszcie z telefonem w dłoni i spojrzał na bliskich.

-Widzę, że zaczęliście beze mnie.-zauważył.

-Byfiśmi głobni.-wymamrotał z pełnymi ustami starszy syn z przepraszającym wyrazem w oczach.

-Spokojnie, nie złoszczę się.-John usiadł przy stole i zaczął robić sobie kanapkę.-Benny nie został na kolacji?

-Musiał wracać do domu.-powiedział już normalnie Dean, zabierając dla siebie słoik z czekoladą.-Mama mówiła, że chcieliście z nami o czymś porozmawiać. Co zrobiliśmy?

-Nic, spokojnie.-zaśmiał się John, odkładając wszystko i patrząc na synów.-Chodzi o to, że w naszym życiu wiele się teraz zmieni i musimy to z wami przedyskutować.

Sam przelustrował rodziców zmartwionym wzrokiem.

-Rozwodzicie się?-zapytał po chwili, na co Mary tylko się zaśmiała.

-Nie, nie bójcie się.

-Będziemy mieli brata?-spróbował tym razem Dean, patrząc na mamę.-Albo siostrę? Wolę siostrę.

-Ej! Siedzę tu!-oburzył się szatyn.

-No co? Pewnie też byś wolał siostrę. Jak ją nazwiemy?

-CHŁOPCY.-przerwała im wreszcie blondynka, kładąc obydwie dłonie na stole.-Nie jestem w ciąży.

-Oh.-mruknął zielonooki, lekko zawiedziony.-To o co chodzi?

-Więc...-zaczął John.-Przeprowadzamy się do Europy.

Bracia zastygli w powietrzu, by po kilku sekundach niemal jednocześnie krzyknąć:

-CO?!

-Spokojnie, nie krzyczcie tak.-spróbowała uspokoić ich matka, ale oni jeszcze bardziej się zdenerwowali.

-JAK TO DO EUROPY?! MAMY SKOŃCZYĆ TU SZKOŁĘ!-starszy patrzył na ojca z niezrozumieniem.-JAJA SOBIE ROBICIE?!

-Nie tym tonem, kolego.-uciszył go John, wciąż jednak bardzo łagodnie. Westchnął ciężko i wrócił do tłumaczenia.-Nie przeprowadzimy się od razu, zdążycie skończyć rok i pojedziemy tam na miesiąc na wakacje, żeby się rozeznać...

-Gdzie wy w ogóle chcecie emigrować, co?-zapytał z przekąsem Dean.-Do Rosji?

-Dean, nie tym tonem.-pouczyła go Mary.-Do Anglii.

[Wiem, że jest Brexit, ale uznajcie że to się działo wcześniej: bo w sumie działo, Dean ma tu jakieś 17-18 lat]

-DO TYCH ELEGANCIKÓW OD SIEDMIU BOLEŚCI?!-znowu uniósł się blondyn, na co John wreszcie nie wytrzymał i sam podniósł głos.

-Przestaniesz wreszcie wrzeszczeć?! Próbujemy wam wyjaśnić, czemu wyjeżdżamy. Uspokój się i pozwól mi dojść do głosu.

Bracia wypuścili głośno powietrze z płuc, zaciskając palce na przypadkowych przedmiotach i patrząc wyczekująco na ojca.

-Słuchamy więc.

Against All Odds [Destiel: Life of Pi AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz