Zanim się obejrzeli, nadszedł zacny dzień zwany piątkiem i Mary wraz z Johnem Winchesterowie stanęli w drzwiach domu z walizkami.
-Wrócimy w niedzielę po południu, nie spalcie domu.-zarządził mężczyzna, z uśmiechem poklepując synów po plecach.-To tylko głupie szkolenie, ale jesteśmy pod telefonem. Jakby cokolwiek się stało...
-Tak, wiemy, mamy dzwonić, idźcie już.-mruknął z udawanym znudzeniem Dean, uśmiechając się do rodziców i delikatnie wypychając ich za drzwi.-Nie wywołamy trzeciej wojny światowej. Przez siedem miesięcy utrzymywałem szalupę w perfekcyjnym stanie, dom też jakoś przetrwa.
-Miejmy nadzieję. I na pewno to w porządku, wychodzić w twoje urodziny, Dean?-Mary zmartwiła się nieco, ale chłopak machnął ręką.
-Spędziliśmy razem pół dnia, spokojnie. Możecie już iść.
-Trzymajcie się chłopcy!
Gdy wsiedli do samochodu i bracia mogli przestać im machać, starszy zawrócił do schodów i wbiegł na górę, przeskakując po dwa stopnie naraz.
-DZWOŃ PO GABRIELA, ROBIMY IMPREZĘ!
Dopadł do pokoju i wyciągnął z szafy swoją najlepszą koszulę, krwisto wręcz czerwoną, idealną na takie imprezy. Kończył dzisiaj osiemnastkę i zamierzał w pełni ten fakt wykorzystać, zwłaszcza z Casem, ale to później.
Wciąż nieco martwiła go jego nagła ucieczka sprzed kilku dni, jednak następnego dnia w szkole już wydawało się, że wszystko jest w porządku. Nie wiedział co złego zrobił, ani czym mógł go tak przestraszyć, ale cieszył się, że oboje zgrabnie omijali ten temat, mimo że normalnie pewnie by już dawno go o to wypytywał. Teraz jednak był zbyt zajęty organizowaniem tego wszystkiego, żeby zajmować się zwyczajowym "bólem głowy" swojego chłopaka. Co prawda skłamałby mówiąc, że go to nie uraziło, bo Cas mogł przecież zwyczajnie powiedzieć, że ma przestać, ale Dean Winchester nie był osobą, która by się nad takimi pierdołami zbytecznie długo roztrząsała.
Dzwonek do drzwi oznajmił mu, że pierwsi goście już tu są. Zbiegł po schodach, po drodze mijając przebierającego się na korytarzu brata i nie omieszkając popchania go delikatnie na ścianę, co oczywiście równało się cichym "palant" ze strony szatyna. Otworzył drzwi i uśmiechnął się na widok Gabe'a, Charlie, Jo (która najwyraźniej przyjechała specjalnie na tą okazję), Benny'ego i Balthazara stojących na podwórku.
-Żeby nie było, zaliczamy się do ścisłego grona organizatorów.-powiedział Gabriel, podnosząc wyżej trzymaną w rękach skrzynkę piwa. Uśmiechnął się jak dziecko i wszedł do domu, przepuszczony wcześniej przez Winchestera.-Zgarnąłem tyle osób ile się dało. Większość przyjdzie z kimś.
-Cudownie. Jesteś zaprawdę wyśmienitym organizatorem.-powiedział Dean, przeczesując dłonią włosy i rozglądając się po salonie. Co prawda przez morze faktycznie się zmienił i wolał mniejsze tłumy, ale aktualnie stary on przejmował stery nad praktycznie wszystkim co robił. Chciał się wreszcie rozerwać, wrócić w pełni do życia, zapomnieć o goniącej ich nauce i problemach związanych ze zdrowiem, zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Chciał wypić trochę dobrego piwa, pogadać z fajnymi ludźmi i wreszcie sprowadzić prawdziwy uśmiech na usta Casa, by później, choćby tu, przy wszystkich, go pocałować. Chciał się cieszyć powrotem, cieszyć życiem i swoim aniołkiem, niwelując jakiekolwiek wątpliwości co do trwałości ich związku. Przecież nie będą się ukrywać w nieskończoność, prawda?
Sam zeskoczył z ostatnich trzech stopni i wpadł do salonu, z włosem rozwianym jak po maratonie, patrząc na wszystkich z uśmiechem. Może i był kujonem, ale on też potrzebował chwili oddechu od ostatnich zdarzeń. I, oczywiście, Jess nie miała tu absoluuuuutnie nic do rzeczy.
-Dzwoniłem do kumpla, przywiezie wieżę i sprzęt.-powiedział lekko zdyszany, po czym zerknął na Gabriela.-O, cześć Gabe. Kupę lat.
-No hej młody. Jak tam u twojej lalusi?
-A zajebiście dobrze, dzięki, że pytasz.-odparł ze spokojem, ignorując uniesione brwi brata.
-Kiedy zdążyłeś zakosić mi kumpli, gówniarzu?-zapytał blondyn, ale ten tylko uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
-Było się tu i tam. A teraz zabieraj swój tyłek na górę i sprzątaj pokój.
-No chyba cię posrało.
-Cas będzie za piętnaście minut.
-Dobra, już idę.
Sam zaśmiał się pod nosem i zaczął pomagać w umiejscowieniu alkoholu w lodówce i innych, mniejszych, porozstawianych po całym domu. Przesunął z Benny'm kanapę pod ścianę, by pośrodku salonu było więcej miejsca do stania lub tańczenia. Poprzestawiali też kilka innych mebli, ostatecznie przygotowując się na przybycie wszystkich gości i zasłonili okna, żeby dodać atmosferze nieco mroku.
Kilka minut później, gdy cała ekipa krzątała się po domu lub rozwaliła na kanapie w salonie, rozległ się dzwonek do drzwi. Jak można się było domyślić, Dean pierwszy do nich dopadł i z rozmachem otworzył, niemal robiąc dziurę w ścianie.
-CAS!
Brunet uśmiechnął się delikatnie, trzymając w dłoniach jakiś prostokątny przedmiot, starannie opakowany papierem w Star-Warsy.
-Hej. Jestem pierwszy?-zapytał, przechodząc obok chłopaka do wnętrza domu.
-Nie, Jest już Gabe, Char i reszta.-Winchester zamknął drzwi, po czym zerknął na prezent od niebieskookiego.-Co to? Wiesz, że nie musiałeś?
-Odpakujemy to razem później, dobra?-uśmiechnął się tajemniczo, a Dean przechwycił ten uśmiech, kiwając delikatnie głową.
-Dobra. Daj, zaniosę na górę.
Blondyn wbiegł po schodach, a Castiel rozejrzał się po salonie i przywitał z resztą. Wszystko było już prawie gotowe, lada moment miała się tu zacząć impreza, która prawdopodobnie im wszystkim zapadnie w pamięci na dłużej.
Jednak czy dla wszystkich będzie to pozytywne wspomnienie?
===
![](https://img.wattpad.com/cover/149346055-288-k436841.jpg)
CZYTASZ
Against All Odds [Destiel: Life of Pi AU]
Fiksi PenggemarDean lubił swoje życie. Niczego mu nie brakowało: miał młodszego brata, mamę i tatę, drużynę koszykarską, najlepszego kumpla i przyjaciółkę lesbijkę. Czego więcej chcieć do szczęścia? Okazało się jednak, że jego "idealne życie" może zostać zupełnie...