Rano Deana obudził delikatny powiew wiatru: nie w łódkę, tylko w jego twarz, pobudzając zdrętwiałe mięśnie do życia. Otworzył powoli oczy widząc, że wejście pod plandekę jest otwarte, a Cas gdzieś zniknął.
Wyczołgał się powoli na pokład i przeciągnął. Novak siedział na skraju szalupy, przemywając sobie powoli twarz słoną, bo słoną, ale wciąż wodą. Syczał za każdym razem, kiedy stykała się ona z każdym, pojedynczym rozcięciem na jego skórze, ale nie przestawał.
Dean spojrzał na niego z niechęcią, mniej jednak wściekły, co wczoraj. Dopiero teraz widział, jak wiele bólu mu zadał, tylko dlatego, że szukał winnych własnego, głupiego wyboru.
Odchrząknął cicho, tak, że Castiel od razu na niego spojrzał.
-Masz jakiś pomysł, co teraz zrobimy?-zapytał z grubej rury, siadając obok chłopaka i też obmywając twarz, na której zastygły wylane kilka godzin wcześniej łzy.
-Witaj, Dean.-przywitał się niewinnie Novak, jakby wcale nie rozmawiał z gościem, który w nocy rozkwasił mu połowę twarzy.-Musimy sprawdzić zapasy, zorientować się mniej więcej, gdzie jesteśmy, zabezpieczyć szalupę, na wypadek gdyby znowu nadeszła burza, rozdzielić racje żywnościowe...
Westchnął ciężko i spojrzał na bezkresny ocean.
-Musimy jakoś tu przetrwać, aż nas znajdą, albo nas gdzieś wyrzuci.-dokończył, zmywając z rąk własną krew i wstając.
-Dobrze.-przytaknął tylko Winchester, ze świadomością, że nie mieli pojęcia ile tu będą i muszą zacząć współpracować.-Gdzie te zapasy?
Cas wskazał na pokład i podniósł plandekę, by otworzyć schowek.
-A skąd to wszystko wiesz?-zaciekawił się Dean. Novak wzruszył ramionami.
-Wygląda na dobre miejsce na ukrycie zapasów.
Ściągnął drewnianą kratkę i odłożył ją na bok, by zobaczyć ukryte pod pokładem puszki z wodą, paczki z sucharami i kilka innych paczuszek, w których zapewne znajdowały się ważniejsze rzeczy do przetrwania.
-Cholera.-mruknął.-Szczur.
-Co?-zdziwił się Dean, pochylając się nad otworem i zauważając szkodnika buszującego w zapasach.-Trzeba go wyrzucić.
-Czekaj!-Cas zatrzymał blondyna, który już miał zamiar miotnąć zwierzakiem za burtę.-Możemy zrobić z niego przynętę na ryby.
-Przecież mamy zapasy!
-Ale nie wiadomo, na jak długo. Zabijemy go i zrobimy z niego przynętę.
-Jesteś obrzydliwy.-mruknął Dean, ale sięgnął szybko po torbę, w której wydawało mu się, że może być nóż.-Ale też sprytny.
-Mówiłem, że się przydam.-odparł Novak bez żadnego wstrętu sięgając po szkodnika i łapiąc go w obydwie ręce. Był ogromny, wielkości bardziej królika, niż przerośniętej myszy, ale brunet tylko trzymał go na odległość zgiętych łokci i czekał cierpliwie, aż Dean znajdzie nóż.
-Mam.-Winchester wyciągnął nóż z torby i popatrzył z lekkim obrzydzeniem na Casa.-Wiesz, ile to coś ma zarazków?
-Dużo. A teraz, zabij go wreszcie.-mruknął przyszpilając szkodnika do desek pokładu.
-A nie zrobimy tego...poza szalupą?
-Czemu? Żeby krew przyciągnęła rekiny?-pokręcił głową.-Zabij i tyle.
-Dobra, sorry. Nigdy nie zabijałem szczura.-odburknął Dean przystawiając nóż do szyi szczura.
-Nie tu. Przebij mózg, z tętnicy szyjnej będzie jeszcze więcej krwi, a by potrzebujemy jej na przynętę.
CZYTASZ
Against All Odds [Destiel: Life of Pi AU]
FanficDean lubił swoje życie. Niczego mu nie brakowało: miał młodszego brata, mamę i tatę, drużynę koszykarską, najlepszego kumpla i przyjaciółkę lesbijkę. Czego więcej chcieć do szczęścia? Okazało się jednak, że jego "idealne życie" może zostać zupełnie...