14. Ty i Parker?

10.8K 1K 420
                                    

— To nie jest w żadnym stopniu moja wina — powiedziałam, zakładając ręce na piersiach.

— Moja też nie — stwierdził Parker.

— Moja tym bardziej nie — dorzucił Romio. — Nawet nie byłem z nimi w grupie.

Dyrektor spojrzał na naszą trójkę pobłażliwie, jakby doskonale wiedział, co zaszło w pracowni chemicznej. Nie jakby znał naszą wersję, albo wersję przestawioną mu przez Ropuchę, ale prawdziwe wydarzenia, które miały tam miejsce.

Ale skąd mógł wiedzieć, że Parker Presley zaprosił mnie na randkę, a ja, zupełnie zszokowana i przerażona, zrzuciłam na ziemię zlewkę, w której znajdował się stworzony przez nas podwodny ogród? Albo że Romio, próbując mi pomóc, został uznany za współwinnego i przyprowadzony do niego przez Ropuchę? Czy była w ogóle możliwość, że wiedział, co aktualnie siedziało mi w głowie i dlatego patrzył na mnie z takim dziwnym uśmieszkiem?

Nie było na to rady.

A mimo to czułam, jakby znał całą prawdę. Jakby przejrzał moje myśli na wylot.

Podszedł wolnym krokiem do okna i palcami rozsunął żaluzje, wyglądając na pusty dziedziniec. Choć ciągle mówił poważnym, rzeczowym tonem, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że cała sytuacja niezwykle go bawiła. Znów na mnie spojrzał, a jego usta uniosły się w dziwnym uśmieszku.

— Opowiedzcie mi jeszcze raz, co się tam wydarzyło — poprosił. — Dlaczego pani Toad jest taka oburzona i twierdzi, że zrobiliście to specjalnie?

Posłałam Parkerowi mordercze spojrzenie i nakazałam wzrokiem, by to on zabrał głos. W końcu to wszystko było jego winą.

— Projekt na lekcji chemii nie przebiegł tak, jak powinien — wyjaśnił zwięźle. — Zdarza się. Pani Toad po prostu źle zinterpretowała sytuację.

Dyrektor jednak najwidoczniej zdawał sobie sprawę z tego, że przypadek nie wchodził w rachubę, jeśli chodziło o mnie, Parkera i spięcia między nami.

— Dlaczego to nie zdarza się nikomu innemu, a ciągle wam? Jesteście stałymi bywalcami mojego gabinetu, cała wasza trójka. — Uśmiechnął się.

Tym razem nikt z nas nawet się nie odezwał, bo i nie było żadnego logicznego wytłumaczenia, którym moglibyśmy go uraczyć.

— Nora. — Zwrócił się do mnie. — Jesteś w tej szkole ile? Dwa tygodnie? Coś koło tego, prawda?

Skinęłam głową.

— Byłaś w moim gabinecie więcej razy niż przeciętny uczeń tej szkoły w ciągu swojej sześcioletniej edukacji. To chyba nie jest coś, czym możesz się pochwalić.

Chciałam przewrócić oczami, ale to na pewno nie polepszyłoby mojej sytuacji.

— Sam już nie wiem, co z wami zrobić. — Westchnął przeciągle. — Starałem się dawać wam takie kary, z których wyciągnęlibyście pewne wnioski, a przy okazji czegoś się nauczyli i być może odkryli jakieś zainteresowania. Ale to najwidoczniej ani trochę nie działa, co?

Powoli zaczynałam się denerwować. W jaki sposób chciał nas ukarać? Zostawić w kozie? Na samą myśl o dodatkowych godzinach w tej placówce specjalnej troski wciągnęłam gwałtownie powietrze. I tak spędzałam w szkole za dużo czasu, a miałam spędzać go jeszcze więcej, dzięki przedstawieniu. Tyle mi wystarczyło.

— Nie zrobiliście nic na tyle złego, żeby zawieszać was w prawach ucznia. Jeszcze — dodał. — Myślę, że wystarczającą karą będzie posprzątanie starego kantorka. Co wy na to?

Before I GoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz