30. Najlepiej rozmawia się nocą

9.9K 941 210
                                    

Byłam już określana naprawdę różnie.

Byłam dziewczyną, której tata zachorował, gdy była mała, a następnie umarł, powodując tym samym falę nieszczęść, które spadły na rodzinę Winslow. Dziewczyną, która nie wychodziła z domu przez chorobę odziedziczoną po ojcu, czym zaprzepaściła relacje ze swoją matką i siostrą, a także wieloma innymi ludźmi, których obecnie nawet nie pamiętała. Dziewczyną, która na dobrą sprawę istniała tylko połowicznie, bo jedynie w pamięci niektórych mieszkańców Maylawn. Potem byłam też dziewczyną, która zjawiła się w szkole w połowie semestru, narobiła sporego bałaganu i udawała, że nic się nie stało.

Ale teraz zyskałam nowy przymiotnik, bo byłam dziewczyną Parkera Presleya i choć dla wielu osób było to tak naprawdę niczym, dla mnie oznaczało naprawdę wielką zmianę.

I nie chodziło mi o to, że byłam w związku akurat z Parkerem, który uchodził za bożyszcze naszej szkoły, bo to nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Spotykałam się z Parkerem nie przez wzgląd na to, co myśleli o nim inni uczniowie i nie imponowało mi to, jakie wrażenie na nich wszystkich wywierał, bo dla mnie liczyło się tylko i wyłącznie to, co ja czułam przy nim, choć tego tak na dobrą sprawę sama nie potrafiłam jeszcze do końca zweryfikować. Nie chodziło też o to, że bycie w związku do czegoś mnie zobowiązywało, choć tak na pewno było; myśli zajmował mi bardziej fakt, że właściwie nie wiedziałam, co miałam robić.

Czy miałam teraz zachowywać się zupełnie inaczej, niż do tej pory? Nazywać Parkera moim misiem, tulić go na każdym kroku i poświęcać mu każdą wolną chwilę? Ta wizja była niedorzeczna, bo sam Parker przyznałby, że ksywka „miś" nijak do niego nie pasowała, ale tu przecież nie chodziło też tylko o wymyślanie ksywek czy publiczne okazywanie uczuć.

A może sama nie wiedziałam już, o co mi właściwie chodziło.

Moim największym problemem było chyba to, że relacje międzyludzkie zawsze stanowiły dla mnie zagadkę i nigdy nie byłam w nich szczególnie dobra. Nie umiałam komunikować się z innymi, a skoro nie wiedziałam, jak to robić, po prostu tego unikałam, co wychodziło mi świetnie przez ostatnie kilka lat. Ale teraz wszystko miało być inaczej.

Bycie w związku oznaczało, że wszystko, co miałam, dzieliłam na pół, łącznie ze swoimi troskami, zmartwieniami, uczuciami. Bo przecież tym właśnie była miłość, a przynajmniej tak przedstawiały ją filmy i seriale, które stanowiły tak naprawdę mój jedyny wzorzec. Nigdy nie widziałam, jak moi rodzice obdarzali się miłością, a przynajmniej tego nie pamiętałam; wiedziałam, że tata kochał mamę, a mama kochała tatę i na tym moja wiedza się kończyła. Nie miałam żadnych wspomnień z dzieciństwa, żadnego przebłysku, w którym widziałabym rodziców razem, nie miałam ani jednego obrazka w głowie, wkazującego mi, jak tak naprawdę wyglądała miłość w realnym życiu.

W filmach nikt nie mówił, jak należało sobie radzić z samym sobą i własną psychiką, dlatego tak przerażała mnie wizja tego, że mogłam nie dać rady. I wiedziałam, że takie myśli były niedorzeczne, a bycie czyjąś dziewczyną nie stanowiło żadnego wyzwania; w końcu na świecie co chwila ktoś zaczynał związek, a ktoś inny w tym samym czasie go kończył. Ale ja na nowo musiałam uczyć się ludzi i tego jak się z nim obchodzić, a to nie była dla mnie byle relacja, bo w grę wchodziły mocniejsze uczucia, niż kiedykolwiek odczuwałam.

To znaczy, jasne, Parker nie był pierwszą osobą, do której coś czułam, bo przecież uczucia nie były domeną tylko romantycznych relacji. Romio też dużo dla mnie znaczył, podobnie jak moja mama i moja siostra, choć jej nigdy bym się do tego nie przyznała. Ale w przeciwieństwie do tych relacji, związek z Parkerem był jak stąpanie po cienkim lodzie, a ja byłam tak na dobrą sprawę kimś, kto nigdy nie miał do czynienia z lodem i cholernie bałam się, ile był w stanie wytrzymać pod moim ciężarem.

Before I GoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz