37. Zemsta ma smak wody z cytryną

6.6K 547 243
                                    

Parker spał jak zabity i szczerze mówiąc, trudno było mu się dziwić, zważywszy na okoliczności. Nie miałam w tym co prawda szczególnego doświadczenia, ale raczej mało kto po doprowadzeniu się do takiego stanu wstawał następnego dnia rześki i wypoczęty, w dodatku o siódmej rano, mając w perspektywie pójście na poranne zajęcia z matematyki.

Mało kto miał również tak złośliwą dziewczynę jak ja.

Stałam nad nim z dzbankiem wypełnionym zimną wodą, przyglądając się jego twarzy, której błogość miała trwać jeszcze co najwyżej kilka sekund. Było mi szkoda moich pościeli, które w niczym nie zawiniły, ale byłam w stanie poświęcić je, by dać Parkerowi małą nauczkę, by na przyszłość wykazywać się większą rozwagą.

Przechyliłam dzbanek, wylewając jego zawartość wprost na twarz i ciało śpiącego Parkera, który podniósł się gwałtownie, zupełnie nie wiedząc, co się działo. Szybko przetarł oczy i spojrzał niezrozumiale na mnie, a potem na siebie i spływające po jego skórze krople wody.

— Co jest...? — wymamrotał, najwidoczniej zdezorientowany całą sytuacją.

— Dzień dobry, słoneczko ty moje — powiedziałam szyderczo, po czym uśmiechnęłam się szeroko i założyłam ręce na biodra. — Jak się spało?

Odstawiłam dzbanek na stojącą w pobliżu szafkę, a Parker wygramolił się z łóżka, patrząc na mnie tak, jakby zobaczył ducha.

— Czemu jestem u ciebie? — spytał. — Niczego nie pamiętam. Proszę, powiedz mi tylko, że nie przyjechałem tutaj samochodem w takim stanie.

— Niestety, przyjechałeś — powiedziałam, siląc się, by mój głos brzmiał smutno.

Parker zaniepokojony podbiegł do okna, a gdy nie zauważył na podjeździe swojego Mustanga, spojrzał na mnie pytająco.

— Nie patrz tak na mnie. — Wzruszyłam ramionami. — Wczoraj musieli go odholować. Był w naprawdę kiepskim stanie.

Spojrzał na mnie, czekając chyba, aż wybuchnę śmiechem, ale stałam przed nim całkowicie poważna, nie dając niczego po sobie poznać. Po chwili Parker uwierzył, że mówiłam serio i zrobił naprawdę zbolałą minę, aż przez ułamek sekundy poczułam nawet wyrzuty sumienia, które na szczęście szybko mi przeszły i ze stoickim spokojem wróciłam do czerpania radości z dawania mu nauczki.

— Nie, nie, nie, nie — zaczął mamrotać pod nosem i w pośpiechu szukać swoich ubrań. — Gdzie go zabrali? Muszę po niego pojechać.

Wciągnął na siebie spodnie, a potem podniósł swoją koszulkę, którą powąchał. Doskonale wiedziałam, że śmierdziała alkoholem, a Parker chyba też to poczuł, bo skrzywił się i spojrzał na mnie, a ja tylko wzruszyłam ramionami.

— Nie musisz się spieszyć, bo i tak nie ma po co tam jechać — oznajmiłam mu. — Do tej pory już pewnie nic z niego nie zostało.

— Oddałaś mój samochód na złom? — spytał z paniką w głosie.

— Doprowadziłeś do tego, że opuściłam wystawę mojego najlepszego przyjaciela i sam też ją opuściłeś? — odpowiedziałam spokojnie pytaniem na pytanie. — Bo jestem pewna, że jego serce też trochę się pogniotło...

Zrobiło mi się przykro, gdy tylko wypowiedziałam te słowa.

Jasne, to była w dużej mierze wina Parkera, ale może gdybym na spokojnie wytłumaczyła mu sytuację, zamiast go ignorować, dogadalibyśmy się jakoś przed wystawą lub po niej, a może wcale byśmy się nie dogadali, ale chociaż wspierali Romia. Wyrzuty serca męczyły mnie do tego stopnia, że nie pozwalały spać dobrze w nocy, a gdy obudziłam się rano, napisałam mu długą wiadomość z przeprosinami, która pozostawała bez odpowiedzi. Nie mówiłam co prawda, że Parker się upił, ale wyjaśniłam, że sytuacja była naprawdę podbramkowa, mając w głowie wizję tego, co by było, gdybym zawiozła do go domu, gdzie było jego rodzeństwo i babcia, a nie do siebie.

Before I GoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz