Syrena
Kiedy w czwartek przyszłam do pracy, zastałam na biurku wazon pełen pięknych, czerwonych tulipanów. Nie dołączono do nich żadnej karteczki, więc nie miałam zielonego pojęcia, od kogo je dostałam, jednak wyglądało na to, że była to osoba, która mnie zbyt dobrze nie znała. Nie przepadałam za tulipanami. Były ładne, lecz zwyczajne, szybko więdły, a ich kwiaty nie miały w sobie ani krztyny romantyzmu. Gdyby ta osoba zadała sobie trudu, żeby się dowiedzieć o mnie czegoś więcej, wiedziałaby, że w gruncie rzeczy moje ulubione kwiaty to róże herbaciane, choć tak oklepane.
Parsknęłam śmiechem, przesuwając wazon na skraj biurka. Odrobinę mi przeszkadzał w pracy.
Lucía jeszcze nie zdążyła dotrzeć do swojego stanowiska, co mnie nie zdziwiło. Znałam ją już od swojego pierwszego dnia pracy w firmie i doskonale wiedziałam, że na drugie imię miała Spóźniona, dlatego wciąż mnie zastanawiało jej wczorajsze zachowanie. I jeszcze to jej dziwne wyznanie, że się w kimś zakochała... Przez zamieszanie z dodatkiem wielkanocnym i rozmową z Lorenzo nie zdążyłam z niej wyciągnąć imienia.
Prawdę mówiąc, Lucía była tym typem kobiety, który miał facetów na każde skinięcie ręki. Była po prostu bardzo ładna, jej sylwetka przyciągała męskie spojrzenia, podobnie jak pewność siebie oraz rozpierająca ją energia. Do tego była piekielnie inteligentna. Lucía skrzętnie z tego korzystała, spędzając upojne noce z wieloma facetami poznanymi w klubach, barach, nawet na siłowni czy podczas spaceru. Nie słyszałam jednak jeszcze nigdy, żeby spędziła z jednym więcej niż jedną, jedyną noc, zawsze się rozstawali jeszcze przed śniadaniem. Lucía się nie przywiązywała do nikogo. Z tego, co wiedziałam, nie miała żadnych bliskich przyjaciół poza kilkoma osobami z pracy, nie miała też żadnej dalszej rodziny poza bratem, z którym nie utrzymywała kontaktu.
Tak czy siak, miała o wiele większe powodzenie niż ja i mogła sobie pozwolić na przebieranie w facetach. W przeciwieństwie do mnie nie wierzyła w miłość, wierzyła jedynie w pożądanie, w ślepy magnetyzm przyciągający do siebie ciała, w seks dający przyjemność, a nie w komunię dusz.
Najwyraźniej w końcu miłość trafiła i wzbraniającego się wilka.
Byłam naprawdę ciekawa, kto jest tym szczęściarzem.
Usłyszałam dźwięk nadchodzącego SMS-a i sięgnęłam po telefon zagrzebany już pod stertą papierów. Kiedy w polu nadawcy zobaczyłam na wyświetlaczu „Pan Od Architektury", moje serce gwałtownie załomotało. Odczytałam wiadomość.
„Kawa dzisiaj po pracy?"
Nieco drżącymi dłońmi odpisałam:
„A może tak kolacja w jakimś fajnym miejscu?"
„Przyjadę po ciebie za kwadrans siódma."
„Czy to oznaczało tak?"
„Tak, querida."
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, kiedy wystukiwałam kolejne litery. Trochę żałowałam, że nie mogłam teraz znowu usłyszeć, jak Manuel wymawia „querida".
Nie wiedziałam, co więcej mam mu odpisać, bo i tak mi już groził zawał serca. Teksty Manuela przyprawiały mnie o gęsią skórkę, nieważne, czy pojawiały się jedynie na ekranie, czy docierały prosto do moich uszu. Ten mężczyzna miał w sobie coś takiego, co momentalnie skradło moje serce, co sprawiało, że nie potrafiłam mu się oprzeć, zwłaszcza gdy słyszałam to jego miękkie, delikatne „querida", wymawiane tak, jakbym była jakimś cennym, ukochanym skarbem. Może on o tym nie wiedział, ale ja już mu ufałam.
CZYTASZ
Uśmiech Sofii | ✓
RomanceManuel zupełnie nie spodziewał się poznać gwiazdę swojego życia na urodzinach najlepszej przyjaciółki. Gwiazda ta objawiła się w postaci niskiej, nieco pijanej dziennikarki ubranej w zdecydowanie zbyt obcisłą czerwoną sukienkę. Wystarczyło zaledwie...