5. El imán y el metal

713 36 6
                                    

Magnes i metal

Przez cały dzień bolała mnie głowa, jakbym był na kacu, chociaż nie wypiłem w niedzielę ani kropli alkoholu. Wszystko to z powodu zmęczenia.

W niedzielę po południu zadzwonił do mnie ojciec i poprosił, bym się zajął superważnym projektem dla superważnego klienta. Osoba, która się zajmowała tym zleceniem, czyli pan Sánchez, poszła na zwolnienie lekarskie z powodu ostrego zapalenia płuc i nie była w stanie tego dokończyć, chyba pierwszy raz w ciągu całej jej pracy w firmie. Co gorsza, deadline mijał dzisiaj o piętnastej, więc ojcu brakowało czasu na szukanie zastępczego architekta. Sam miał wystarczająco dużo pracy, więc poprosił o pomoc mnie. Tym oto sposobem przesiedziałem nad projektem prawie całą noc; skończyłem o czwartej nad ranem i przespałem później trzy godziny — tyle co nic.

Chwilę po dwunastej wziąłem drugą tabletkę przeciwbólową. Ból stawał się nie do zniesienia, rozsadzał mi czaszkę i pulsował w skroniach. Rozważałem nawet powrót do domu, lecz miałem się jeszcze dzisiaj spotkać z tym superważnym klientem, pośrednią przyczyną mojego obecnego cierpienia.

Wyjątkowo się cieszyłem, że w weekend dopadł mnie pracoholizm. Dzięki temu nie musiałem robić zbyt wiele i po prostu się wyciągnąłem na kanapie pod ścianą, przekręciwszy wcześniej klucz w drzwiach. Nie chciałem, by ktokolwiek mi przeszkadzał. Potem tylko ustawiłem alarm na czternastą trzydzieści i poszedłem spać.

Śniła mi się Sofía. Ostatnio codziennie prześladowała moje sny. Przyciągała mnie do siebie zarówno na jawie, jak i we śnie. Zaczarowała mnie zaledwie jednym spojrzeniem, jednym uśmiechem. Czułem, że powoli staje się centrum mojego świata, choć chyba sama sobie jeszcze nie zdawała z wpływu, jaki na mnie miała. Znaliśmy się tak krótko, a już nie wyobrażałem sobie dnia bez niej.

Właściwie nigdy specjalnie nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, a jednak już podczas naszego pierwszego spotkania Sofía przewróciła mój świat do góry nogami, i to zupełnie nieświadomie. Nieustannie mnie to zadziwiało.

W moich snach wyglądała jak bogini słońca. Uśmiechała się radośnie, biegając z rozwianymi włosami po łące pełnej maków. Promieniowała ciepłem i radością, co zdawało się ogrzewać również i mnie. Zawsze jednak była nieuchwytna — za każdym razem, gdy chciałem jej dotknąć, musnąć choć dłonią jej dłoń, wymykała mi się z rąk.

Miałem nadzieję, że te sny nie były prorocze. Sam zresztą też zamierzałem działać. Zamierzałem sprawić, by wiedziała, jaka jest piękna, żeby nigdy w siebie nie wątpiła. Zamierzałem ją złapać, poczuć jej skórę i kochać z całego serca.

Jeszcze o tym nie wiedząc, zacząłem się w niej zakochiwać.

Obudziłem się za kwadrans trzecia i zerwałem się z kanapy, przerażony faktem, że przespałem dzwonienie budzika. Przynajmniej czułem się już nieco lepiej i mogłem stawić czoło klientom szturmującym naszą firmę.

Ku mojemu zdziwieniu tenże klient przyszedł nie sam, lecz z córką, eterycznym dziewczęciem ubranym w czerwoną obcisłą sukienkę przewiązaną w talii białym paskiem, wyraźnie obliczoną na zrobienie odpowiedniego pierwszego wrażenia, podobnie jak mocny makijaż. Chciała uchodzić za pewną siebie, lecz miałem wrażenie, że to wszystko gra, bowiem przez większość spotkania chowała się za ojcem. Przedstawiła się jako Anastasia Álvarez i później przez całe spotkanie milczała, przyglądając się moim planom, przygryzając wargę pomalowaną krwistoczerwoną szminką i od czasu do czasu przerzucając włosy przez ramię. Nie spojrzała mi w oczy ani razu. Jej zachowanie wydawało mi się tak ostentacyjne, że uniosłem tylko brwi. Nie wiedziałem, co mam o tej dziewczynie myśleć.

Uśmiech Sofii | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz