13. Nubes

497 26 7
                                    

Chmury

Naprawdę nie mogłem się już doczekać świąt. Wcale nie przede wszystkim dlatego, że wreszcie będę mógł odpocząć od nawału pracy — chociaż ilość projektów mnie również przytłaczała i marzyłem o chwili wolnego — chodziło o to, że będę mógł spędzić kilka dni z Sofią. Nie podobało mi się jedynie to, że będę musiał ją dzielić z jej własną rodziną, lecz nie miałem wyjścia. Już nie mogłem się wycofać. Zresztą i tak bym tego nie zrobił, bo przecież obiecałem Sofii, że pojedziemy razem. Jakże mógłbym ją zawieść?

Zatem dzień przed wyjazdem wyciągnąłem z odmętów szafy sportową torbę i po dłuższej chwili namysłu spakowałem do niej kilka ciuchów. Wyglądało na to, że ciepło na dobre wracało do Barcelony, więc mogłem się ograniczyć do kilku koszulek i dwóch par dżinsów. W końcu to miało być tylko kilka dni, no a w ostateczności mogłem coś przeprać. W tych czasach wszyscy mieli w domach pralkę.

Chciałbym, żeby kolejny dzień już nadszedł, teraz, zaraz. Chciałem czym prędzej zobaczyć się z Sofią i po rozmowie z nią przez telefon już rozważałem, czy by do niej nie pojechać. Nie widzieliśmy się zaledwie od trzech dni, a już całkiem za nią tęskniłem. Co więcej, chciałem się dowiedzieć, czy wszystko u niej w porządku. Podczas naszej rozmowy brzmiała bardzo nieswojo, lecz wykręciła się od odpowiedzi na pytanie, co się stało. Przypuszczałem, że po prostu nie ma ochoty o tym rozmawiać, ale i tak wariowałem na samą myśl o tym, że ktoś mógłby ją skrzywdzić.

Zamiast kończyć ostatnie przedświąteczne projekty chodziłem w tę i z powrotem po mieszkaniu, nie mogąc się uspokoić. Wiedziałem, że moje czarne myśli zakrawają już na paranoję, ale i tak nie potrafiłem się czymś zająć. Sofía tak mnie owinęła sobie wokół palca, że naprawdę mógłbym paść do jej stóp i chronić od wszelkiego zła.

Kluczyki do samochodu leżały na stole. Wystarczyło tylko po nie sięgnąć i zejść do garażu. Powstrzymanie się od wykonania tej sekwencji wymagało samokontroli, której ja nie miałem — nie wtedy, gdy chodziło o tę dziewczynę. Tym sposobem znalazłem się pod drzwiami jej mieszkania, wahając się przed naciśnięciem dzwonka, z szybko bijącym sercem.

Sofía otworzyła drzwi z rozmachem i już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, lecz zamarła, gdy mnie rozpoznała. Ja z kolei nie mogłem powstrzymać uśmiechu, gdy zobaczyłem ją w dresie i do tego w bluzie w jednorożce. Wyglądała naprawdę uroczo.

— Mogę wejść?

Przygryzła wargę i wreszcie skinęła głową, po czym przesunęła się, żeby mnie przepuścić w wejściu. Dopiero w jasnym świetle rozjaśniającym korytarz mogłem przyjrzeć jej się uważniej. Rzucił mi się w oczy brak jakiejkolwiek wstążki w jej włosach, które były teraz zresztą poskręcane i poczochrane. Co więcej, Sofía miała cienie pod oczami i wyglądała okropnie blado, przez cały czas też marszczyła nos, jakby się zastanawiała, czy mnie nie wygonić. Nie zastanawiając się długo, mocno ją do siebie przytuliłem. Początkowo się wahała, lecz w końcu objęła mnie równie mocno. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, milcząc. Dopiero gdy pod wpływem moich rąk błądzących po jej plecach Sofía się rozluźniła, odważyłem się spytać:

— Co się stało?

— Załatwiłam sobie zwolnienie z pracy — wymamrotała z twarzą wtuloną w moją koszulkę i w pierwszej chwili pomyślałem, że się przesłyszałem. — Uderzyłam Lorenzo w twarz. Nie śmiej się.

Uśmiech Sofii | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz