7. Mi nuevo vicio

678 29 10
                                    

Moje nowe uzależnienie

Miałam rację — Manuel rzeczywiście był urodzonym kierowcą. Prowadził jak szatan, ignorując ograniczenia prędkości i zwalniając jedynie na światłach. Pomimo tego, że jechał ze zbyt dużą jak na mój gust prędkością, przez co czasem serce podchodziło mi do gardła, czułam się z nim w roli szofera bezpiecznie. Nie to co z moim własnym bratem.

Samochód z piskiem opon zatrzymał się przed restauracją, w której najwyraźniej mieliśmy zjeść kolację. Nigdy wcześniej tu nie byłam, lecz w gruncie rzeczy rzadko bywałam w eleganckich restauracjach w Barcelonie. Zazwyczaj pijałam kawę w sieciówkach, porywałam sałatki z tanich knajpek i zajadałam się kurczakiem, jeśli nie sama nie miałam czasu na ugotowanie sobie czegoś porządnego.

Musiałam jednak przyznać, że restauracja wyglądała z zewnątrz dość sympatycznie, zwłaszcza że przez wychodzące na ulicę okna wylewało się ciepłe, pomarańczowe światło i tańczyło na chodniku, przebijając się przez doniczki z czerwonymi pelargoniami. Miałam jedynie nadzieję, że w środku prezentuje się równie dobrze i że nie trafiłam przypadkiem do jednej z tych restauracji dla snobów z cenami niegodnymi wpisywania ich do menu.

Na moje szczęście wnętrze wyglądało całkiem normalnie, wręcz przytulnie. Właściciele urządzili restaurację w stylu retro, co potrafiłam docenić, chociaż zupełnie się nie znałam na wystroju wnętrz. Zachwyciły mnie za to reprodukcje znanych dzieł malarskich wiszące na pomalowanych na biało ścianach oraz regały z książkami i płytami winylowymi. Nawet krzesła oraz stoły wyglądały jak wyniesione z poprzedniej epoki, podobnie jak klimatyczne lampy z abażurami. W takim wystroju nie przeraził mnie nawet zestaw sztućców leżących na stołach i fakt, że nie wiedziałam, do czego służy połowa z nich. A niby byłam panienką z dobrego domu. Dobry żart.

Kelner zaprowadził nas do zarezerwowanego wcześniej stolika, mieszczącego się w dość fajnym miejscu, bo ukrytym przed wzrokiem zbyt wielu postronnych gapiów. Częściowo zasłaniał go niski murek przyozdobiony paprotkami, częściowo wysoki regał pełen starych książek. Zresztą widziałam, że w restauracji nie było jeszcze zbyt wielu gości, pozajmowano jedynie kilka stolików bliżej drzwi.

Manuel, jak prawdziwy dżentelmen, odsunął mi krzesło i zaczekał, aż usiądę. Dopiero wtedy sam usiadł, zaraz naprzeciwko mnie. Przez chwilę jego dłonie dotykały moich ramion i miałam wrażenie, że jego dotyk mnie parzy nawet przez materiał sukienki.

Zamiast spojrzeć mu prosto w oczy, zabrałam się za studiowanie przyniesionego przez kelnera menu. Dzięki Bogu, ceny były dosyć przyzwoite, nawet jak na elegancką restaurację. Istniała duża szansa, że nie spłuczę do szczętu wszystkich moich oszczędności. Ważne, że menu zawierało pieczonego łososia, tyle mi wystarczyło do szczęścia i do jedzenia.

— Więc... Jak ci minął dzień?

Podniosłam głowę, żeby w końcu spojrzeć na Manuela. Odłożył menu na stół i patrzył na mnie z tym swoim dziwnym półuśmiechem, podpierając podbródek na ręce. Serce zabiło mi stanowczo zbyt szybko, już nie wspominając o tym, że myśli dziwnym trafem zaczęły się plątać.

W dodatku nie miałam pojęcia, co mu odpowiedzieć. Nie chciałam wspominać o Lorenzo ani nawet o nim myśleć, ale z drugiej strony nie potrafiłam też skłamać.

— Mogło być lepiej — stwierdziłam w końcu, mnąc w dłoniach serwetkę.

Wspominałam już o tym, że nie byłam mistrzynią rozmów o niczym?

Uśmiech Sofii | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz