27. Veo tu rostro

335 18 13
                                    

Widzę twoją twarz


Perswazyjne talenty Rosy nigdy nie przestały mnie przerażać. W jakiś sposób zdołała mnie namówić, bym się jednak wybrał na ten nieszczęsny obiad do domu rodzinnego pomimo wszystkich słabych stron tego pomysłu, jakie widziałem. Prawdę mówiąc, nie miałem żadnej lepszej alternatywy i byłem też odrobinę zaintrygowany postacią tej Laury. Gdy przeszła mi wściekłość po rozmowie telefonicznej z ojcem, zacząłem analizować słowa, jakie w niej padły. Nie wszystko trzymało się według mnie kupy; zupełnie nie rozumiałem motywów ojca. Rosa przekonała mnie, że powinienem dać mu szansę na wytłumaczenie się. Ponadto w obecności osoby trzeciej malały szanse na to, że się nawzajem pozabijamy.

Dla większości Hiszpanów święta zaczynały się dwudziestego drugiego grudnia, podczas finału loterii narodowej, ale jako że i tak nigdy nie brałem w tym udziału, zbytnio mnie ta data nie obchodziła i spędziłem kolejne dni aż do samego Bożego Narodzenia w pracy, robiąc przerwę tylko na zakupy — trzeba było uzupełnić zapasy w świecącej pustkami lodówce i znaleźć jakieś prezenty. Zdecydowałem się na kupienie nieco droższej butelki czerwonego wina dla ojca i Laury, bo i tak nie miałem innego pomysłu, książki Elii Barceló dla Rosy oraz pudełka czekoladek dla Veroniki i Juana, których miałem odwiedzić w pierwsze święto. Bardzo kreatywnie, zgadza się.

Uzbrojony w krawat oraz butelkę wina pojawiłem się równo o osiemnastej pod drzwiami domu, w którym się wychowywałem. Odwiedzałem to miejsce po raz pierwszy od siedmiu lat i czułem się nieswojo. Niepokój potęgował też fakt, że zupełnie nie znałem jego obecnych mieszkańców, bo przecież nie mogłem powiedzieć niczego o ojcu poza jego stosunkiem do pracy. To się nie liczyło.

Drzwi otworzyła szczupła blondynka z włosami spiętymi w koka i sympatyczną twarzą. Na jej nadgarstkach pobrzękiwały srebrne kółka bransolet, co zauważyłem, zanim zagarnęła mnie w uścisk, którego nie odwzajemniłem. Zaskoczyła mnie.

— Przepraszam — zaszczebiotała chwilę później. — Nie mogłam się powstrzymać. Twój ojciec mi wiele o tobie opowiadał, już od dawna chciałam cię poznać. Jestem Laura. Wejdź, śmiało. Upiekłam kurczaka, mam nadzieję, że będzie ci smakował! Na deser mamy czekoladę z churros i nugaty, mam nadzieję, że lubisz...

Już połowie jej przemowy moje brwi powędrowały w górę. Nie przygotwałem się na takie powitanie.

— Lubię — odpowiedziałem machinalnie. — I nugaty, i churros. Przyniosłem wino.

— Doskonale, dziękuję.

Laura zniknęła w kuchni z przyniesioną przeze mnie butelką, a ja zabrałem się za ściąganie butów oraz płaszcza, jednocześnie rozglądając się po korytarzu. Wyglądało na to, że od mojego odejścia nic się w nim nie zmieniło — ściany nadal miały ten sam błękitny kolor, który wybierała mama, nadal wisiały na nich jej obrazy, rodzinne fotografie i moje stare dyplomy. Moja mama oprawiała każdy z nich i ozdabiała nimi ściany, czochrając mnie po włosach i mówiąc, że jest ze mnie dumna. Robiła to nawet wtedy, gdy zachorowała. Aż dziwne, że ojciec tego wszystkiego nie pościągał albo chociaż nie wymienił na nowiutkie i świeżutkie wspomnienia z nową dziewczyną.

Ruszyłem w stronę salonu, usłyszawszy dobiegające stamtąd głosy Laury i ojca — ona pytała o korkociąg, on jej odpowiadał, że znajdzie wszystko w szafce w kuchni. Jego głos brzmiał znacznie łagodniej i bardziej miękko niż zazwyczaj; kiedyś był zarezerwowany wyłącznie dla mojej mamy. Poczułem ukłucie złości.

Uśmiech Sofii | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz