Na początku chce zaznaczyć,że zmieniłam nazwę opowiadania, opis oraz delikatnie okładke. Mam nadzieje że teraz wszystko jest bardziej tematyczne. Zapraszam rozdziału!
Mulat złapał się barierki najwyższego wieżowca w Detroit, patrząc na panoramę opuszczonego miasta. Zamknął oczy, mocno marszcząc brwi. Starał się otrzeźwić swój umysł, idąc na dwór gdzie panowała temperatura poniżej 15 stopni Celcjusza.
- Markus?- North podeszła do chłopaka, przytulając się do jego boku. Android odruchowo opatulił ją ramieniem, by nie zmarzła.
- Wracaj do środka, zimno tu.
- Nie obwiniaj sie o to- spojrzała na niego poważnie. Jej brązowe oczy mogły prześwidrować Markusa na wylot. - to nie twoja wina...
- Tak, ale... Wielu z nas dalej cierpi po rewolucji, potrzebują pomocy na którą liczyli ode mnie - Złapał sie za głowę i odszedł od dziewczyny. Czuł się za wszystko odpowiedzialny. To on zapoczątkował to wszystko, to był jego plan by wyzwolić androidy z niewoli. A teraz one umierają, ponieważ firma Cyberlife nie produkuje już androidów, a co za tym idzie - niebieskiej krwi i potrzebnych części zamiennych. A ponieważ nikt nie potrafił stworzyć te rzeczy, zostali w kropce.
- Hej, spójrz na mnie - blondynka złapała jego lekko zarośnięte policzki w swoje dłonie - będzie dobrze. Znajdziemy sposób by uratować rannych, zawsze jest jakieś wyjście. Ty mnie tego nauczyłeś Markus - jej kącik ust podniósł się do góry, a sama kobieta przybliżyła się do mulata i pocałowała go. Ich ręce zostały splecione, odsłaniając ich prawdziwą tożsamość.
- Wracajmy do reszty - nie puszczając jego dłoni, ruszyła do środka budynku.
~***~
- Alice, skarbie - blondynka po raz kolejny potrząsnęła ramieniem dziewczynki- pora wstawać do szkoły.
- Kara, ale mi sie nie chce - nakryła głowę kołdrą, starając się ponownie zasnąć.
Kobieta westchnęła i wstała z łóżka Alice. Podeszła do okna i odsłoniła zasłony, wpuszczając słońce do małego, różowego pokoju. Następnie podeszła znów do brunetki, i ściągając jej kołdrę z głowy, naraziła jej oczy na rażące światło.
-Urgh, już wstaje -westchnęła zmęczonym głosem i powoli wstała z łóżka.
- Dzisiaj Luther nie będzie mógł cie odwieźć do szkoły. Poszedł na nocną zmiane i jest bardzo zmęczony- Kara weszła do łazienki z Alice, rozbierając ją z piżamki i ubierając w błękitny sweterek z naszytym kotkiem na środku, oraz w fioletowe, ciepłe getry.
- Luther dużo dla nas robi Kara - dziewczynka spojrzała na androidkę i uśmiechnęła się do niej ciepło- kocham go jak tatę.
- Wiem skarbie - cmoknęła jej czoło i pomogła jej w porannej toalecie. Na koniec splotła jej dwa warkoczyki i wysłała do salonu by chwilę pooglądała telewizje.
Zaś Kara ruszyła do kuchni, chwytając chleb i krem czekoladowy, tworząc kanapki. Przy krojeniu pieczywa, blondynka nieuważnie nacięła swój palec, odrazu odsuwając dłoń od żywności.
Automatycznie sięgnęła po papier kuchenny, by wytrzeć niebieską krew, jednak ku jej zdziwieniu, żaden płyn nie wypłynął z rany.
- Kara? Coś się stało?- Alice stanęła w progu, marszcząc brwi.
- Nie nie.. Um, kupisz dziś sobie w szkole jedzenie, dobrze?- schowała dłoń za plecy i chwyciła portfel z pieniędzmi, dając dziecku dziesięcio-dolarówke. Następnie chwyciła szybko klucze od samochodu- no chodź Alice .
Brunetka poszła za Karą, i ubierając buciki, pojechała ze swoją mamą do szkoły.
******************
Postanowiłam nie robić z tej książki typowego fluff'a( jak miało wyglądac na początku xD) Będzie miał fabułę! Myśle że dość ciekawą;)
Do następnego defekty!
![](https://img.wattpad.com/cover/150786767-288-k241590.jpg)
CZYTASZ
Blue blood// Hank x Connor
Fanfic" Niebieska krew jest Androidom do życia niezbędna. Ale co sie stanie, jeśli jej zabraknie?" Kontynuacja gry D;BH, w którym Connor oraz Hank ponownie współpracują, starając się nie dopuścić do zakłady Androidów. Opowiadanie to kontynuacja zakończeni...