.7.

1.2K 154 23
                                    

Hank rozsiadł się na swoim fotelu, czując jak jego głowa pęka. Nienawidził kaca, a głośne rozmowy na posterunku nie pomagały mu. Na jego biurku była postawiona świeżo zaparzona kawa i włączony komputer z danymi włamania. Hank chciał znaleźć coś, co popchnęłoby tą sprawe do przodu. Przecież nie może tylko stać i patrzeć jak android zdobywa wszystkie pochwały.

Zaczął przewijać nagranie oraz zmieniać jego przyspieszenie. Przy dokładnym analizowaniu defekta, Hank zauważył kurtkę, z logo pobliskiego baru. Pracownicy budynku zawsze mieli na sobie białą koszulkę oraz czarne kamizelki.

Anderson szybko zapisał zdobyte informacje na kartce. Nagle usłyszał trzaskanie drzwi.

Connor wbiegł, zdyszany i nieoporządzony do hali, poszukując wzrokiem Hank'a.

- Dlaczego mnie nie obudziłeś?! - stanął naprzeciwko porucznika, zakładajac ręce na biodra. Jego koszula była pogięta, rękawy podwinięte niesymetrycznie a o fryzurzę nawet nie wspomne.

- A czemu sie tak wściekasz? Przecież ty nie musisz wstawać o tej samej godzinie co ja.

- Mamy sprawę - spojrzał na niego rozdrażniony - nie możesz pracować na własną ręke!

- A to dlaczego? To ja mam odznake, ty nie - wstał i stanął naprzeciwko niego - myślisz że sam nie dam rady?

- Nie mówię że nie dasz ale z moją pomocą będzie to bardziej efektywne!

- Bardziej efektywne?! Wiem że nie jestem pieprzonym androidem, i nie mam tych gównianych funkcji co ty, ale nie po to się szkoliłem, by jakiś jebany android mówił mi, że jego praca jest bardziej owocna od mojej! - Uderzył ręką o biurko, wychodząc z sali. Był wkurwiony, instynktownie kierował się do baru.

- Cholera - Connor usiadł na krześle i oparł czoło o dłoń. Był głupi. Powinien zważać na słowa, bądź co bądź, Hank miał rację i android nie powinien sie wywyższać. Poniosły go emocje, i nie potrafił się opanować.

Jego uwagę przykuła mała, samoprzylepna kartka z logo pewnego baru na sobie. Connor odrazu skojarzył nazwę lokum. Tam pracowały androidy jeszcze przed rewoulucją.

Brunet niewiele myśląc oderwał kartkę i schował do kieszeni, wychodząc z posterunku i kierując sie do baru.

~***~

- Cześć Alice - Kara weszła do klasy i przykucnęła do małej, dając jej buziaka w czoło. Następnie ubrała ją w kurtkę i szaliczek. Po pożegnaniu wychowawczyni Dziewczynki, ruszyli do samochodu.

- Kara, nie uwierzysz co sie stało na lekcjach! - Alice zaczęła podskakiwać, uśmiechając sie od ucha do ucha. Była naprawde szczęśliwa. Miała rodzine, dom. Była jak swoje rówieśniczki i nikt nie patrzył na to, że jest androidem. No... Oprócz Kary i Luthera nikt o tym nawet nie wiedział, ale to nieważne.

- Opowiesz mi w aucie. Daj plecak - sięgnęła po torbę Alice i położyła na tylne siedzenie, a brunetkę zapięła w foteliku. Następnie obeszła samochód i usiadła na miejscu kierowcy.

- Dziś Blake powiedział że ładnie mi w tych warkoczykach! A Lucy pożyczyła mi swoje zapachowe mazaki! Najbardziej spodobał mi sie jabłkowy.

- Może Blake ci sie podoba?- spojrzała na Alice w lusterku, uśmiechając sie lekko.

- Nie! Kara, fuj- odwróciła zawstydzona głowę-nie podoba mi się.

- Tylko żartuje- zapewniła Kara, parkując pod domem. Odpięła pasy i po wyswobodzeniu z nich Alice, zamknęła auto na klucz. Przeszła przez ogród,wchodząc do mieszkania.

- Uh, Luther?...- Kara zmarszczyła brwi, widząc przyjaciela z trzema zapakowanymi walizkami.

- Dzwonił Markus. Musimy do niego jechać.

- Nie! Nie chce tam wracać!- zawyła Alice,chowając sie za Karą -T-tam będą was znowu bić i-i poniżać!

- Hej, skarbie posłuchaj- blondynka przykucnęła do Alice - nikt nam już nie zrobi krzywdy. Tam nie ma ludzi. A do tego, zaprosił nas Markus. A on by nie narażał naszego życia - pogłaskała jej policzek, po chwili przytulając. - będzie dobrze..

- Zapakuje walizki - Luther chwycił torby i ominął obydwie androidki, chowając wszystko do samochodu.

- Napewno będzie bezpiecznie?- Alice otarła łzy z policzków.

- Będzie bezpiecznie - pocałowała jej czoło,choć sama nie była tego pewna.

Blue blood// Hank x ConnorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz