Chyba spadała. Nie wiedziała do końca, ale tak właśnie się czuła.
Wszystko wydawało się rozmazane i niewyraźne. Wokoło niej była tylko ciemność, przetykana zielonymi, jarzącymi się nićmi... Czegoś. Spróbowała dotknąć jednej z nich ale jej ręka tylko przeleciała przez zielony strumień.
Stanęła twardo na ziemi. Albo podłożu, cokolwiek to było. Nie słyszała żadych dźwięków ani nie czuła żadnych zapachów. Do jej zmysłów nie docierał żaden bodziec. Rozejrzała się ale nie spostrzegła niczego. Czuła się tylko tak jakby stała w gęstej zielonej mgle, przez którą nic nie dało się zobaczyć.
"Gdzie ja jestem?" - pomyślała i rozejrzała się jeszcze raz, tym razem starając się dostrzec jakiekolwiek szczegóły jej otoczenia. Ludzki umysł przyzwyczajony jest do odbierania rzeczywistości pięcioma podstawowymi zmysłami, cóż mag ma ich o jeden więcej, jednak Hawke była bardzo zdziwiona gdy w miejscy w którym była, jedyny zmysł jakim czuła cokolwiek był zmysł magiczny.
"To musi być Pustka. Czyżbym naprawdę umarła?"
Wszechogarniająca cisza zaczynała być dla niej nie do zniesienia. Próbowała w myślach przypomnieć sobie słowa jakiejkolwiek pieśń którą znała ale niestety i tym razem pamięć ją zawiodła. Potarła czoło ręką i postanowiła, że ruszy przed siebie.
Jeżeli to naprawdę była Pustka to wpakowała się w niezłe kłopoty. Bywała już tutaj wcześniej ale tylko podczas świadomych snów i tylko w pełni umysłowych sił, czytaj: wypoczęta. Nigdy ocierając się o śmierć. Zaklęła w myślach. Skoro rzekomo nie żyje to dlaczego się tym w ogóle przejmuje? Widać jednak jest coś po śmierci i będzie się teraz zmagała ze swoimi wcześniejszymi wyborami przez wieczność. Skrzywiła się na tę myśl. Nie uważała się za najlepszą osobę. Jeżeli wieczne obwinianie się za przeszłość jest piekłem to nie mogła sobie wyśnić gorszego koszmaru.
Nagle raptem parę metrów przed nią zaczął materializować się jakiś kształt. Ciężko było stwierdzić czym mógł być bo wydawał się kobiecie jedyne bezkształtną czarną masą, kłębiącą i skręcającą się w tak dziwny sposób, że aż zabolał ją brzuch. Po chwili stanęła jak wryta. Czy to...
- Bethany...? - Hawke przełknęła ślinę gdy jej siostra stanęła przed nią. - To naprawdę ty...?
Postać uśmiechnęła się do niej złowieszczo ukazując rząd ostrych jak brzytwa zębów. Była jednocześnie Bethany i nie była nią. Jej oczy były żółte a źrenice pionowe jak u kota. Twarz spowijała siatka otwartych szarpanych ran, które czarodziejka nabyła w swojej ostatniej walce. Pełne siniaków spuchnięte usta były pęknięte i ubrudzone krwią. Na czole widniała wielka dziura ukazująca nagą czaszkę. Hawke zagryzła policzek gdy poczuła mdłości. Jakby nie było, była to miła odmiana poczuć cokolwiek oprócz skonsternowania.
- Siostro - usłyszała jej cichy głos naznaczony bólem - Siostro... dlaczego mi to zrobiłaś? - na słowa nakładał się inny, grubszy i bardziej zwierzęcy ton - Dlaczego pozwoliłaś mi umrzeć?
- Co? Ja nigdy... o czym ty mówisz? - głos Hawke się załamał - To nie była moja wina... - odparła i próbowała złapać ją za rękę. Jej dłoń przeleciała przez nią zupełnie jak przez tą samą mgłę która była tu wszechobecna.
- Twoja wina... twoja wina... twoja wina - szeptały usta Bethany - Twoja i tylko twoja...
"To chyba naprawdę jest piekło." - kobieta złapała się za głowę ale po chwili przypomniała sobie gdzie się znajduje. Pustka nie jest do końca realnym miejscem. Nie panują w niej żadne zasady, ani fizyki ani żadne inne, stąd ta dziwna grawitacja i brak odczuć fizycznych. Wspomniała słowa ojca, od których rozpoczął się jej trening związany z pierwszym szkoleniem magicznym:
CZYTASZ
[Dragon Age: 2] Niezrozumienie
FanfictionDragon Age 2 [ZAKOŃCZONE] Czy uprzedzenia, strach i różnice zdań mogą stanąć na drodze uczuciom? Elspeth Hawke, świeżo po wyzwoleniu Kirkwall z jarzma Arishoka, porządkuje sprawy osobiste. Wciąż nie mogąc pogodzić się ze stratą rodziny, wkracza na m...