"Niezrozumienie.
Czym jest?
Czy tylko pustką w głowie i brakiem odpowiedzi na pewne pytania?
Czy może brakiem czegoś między dwojgiem ludzi?"Znalezione w Internecie
Miasto spowijała czerwona łuna rozkładu. Na ulicach skąpanych we krwi magów, templariuszy i niewinnych osób można było zauważyć blądzące we mgle niedobitki ludności Kirkwall. Ciała gęsto zakrywały ziemię, dopalając się w płomieniach magicznego ognia, lub poprzebijane mieczami rycerzy, którzy przysięgali bronić bezpieczeństwa i porządku tych właśnie bezbronnych. Nawet krzyki umilkły, a duchy i demony napierały na zasłonę tak bardzo, że odór śmierci i masakry czuć było w każdym oddechu.
Dziedziniec Katownii nie był najlepszym miejscem do bitwy. Posągi broniące porządku w jej sercu, łypały na nich, jak na nieproszonych gości. Świat zasnuty był płaszczem nocy i niezrozumienia.
Dwoje ludzi, Mag i Templariuszka spoglądali na siebie z wyższością. Przepaść między nimi była wyczuwalna jak unoszący się wszędzie zapach śmierci i krwi. Przepaść, która pochłaniała każdego, kto próbował zbudować między tymi dwoma tak odmiennymi od siebie wyspami, most. Przepaść, w którą strącono już zbyt wiele istnień.
Hawke utkwiła w nich wzrok. Nie czuła do nich pogardy ani litości; byli po prostu dwojgiem zupełnie innych ludzi, którym w gruncie rzeczy przyświęcał ten sam cel - dobro ogółu. Nie mogli tylko dojść do porozumienia w tym, czym ten ogół tak naprawdę jest i kto do niego należy.
Jej drużyna stała tuż za nią, gotowa w każdej chwili rzucić się do ataku.
- Meredith proszę, powstrzymaj te szaleństwo! - powiedział Orsiono podchodząc do niej kilka kroków. - Odeślij Zakon!
Komtur jedynie obrzuciła jego sylwetkę ponurym spojrzeniem, pełnym gróźb. Złapała za miecz i wyciągnęła go w jego stronę.
- To przez ciebie i tobie podobnym Kirkwall leży w gruzach! - zagrzmiała. - Zapłacisz mi za to, ty i twoi magowie! Stwórca pobłogosławi mój uczynek, gdy zmiotę ten grzech z powierzchni ziemi!
Hawke zacisnęła pięści. Czy naprawdę nie istniało inne wyjście oprócz wojny? Czy naprawdę nie dało się tego rozwiązać w inny sposób? Tyle ludzi już zginęło. Dlaczego mieli umierać dalej, i to za sprawę, która nawet ich nie dotyczyła?
Chciała coś powiedzieć, ale jej głos zagłuszyło świśnięcie przelatującej strzały koło ucha.
Sebastian wystrzelił w jej kierunku strzałę, która wytrąciła jej ostrze z ręki. Upadając, ciężko wbiło się w ziemię.
- Nie mieszaj Stwórcy do swoich chorych pobudek! - powiedział, a komtur zwróciła na niego rozjuszony wzrok. Złapała za ostrze, a gdy rozświetliło się czerwoną, soczystą łuną, warknęła w nienaturalny sposób.
- Jak śmiesz!
Wszyscy zebrani popatrzyli po sobie, nawet stojący po jej prawicy templariusze. Jej reakcja była zrozumiała, ale ten dźwięk... To nie było normalne.
Hawke popatrzyła na pozostałych, swoich przyjaciół i trzęsących się z wysiłku a być może i strachu templariuszy. Wszyscy oni, łącznie z nią, byli tak blisko śmierci. Ona zapoczątkowała to szaleństwo i to ona powinna je zakończyć.
CZYTASZ
[Dragon Age: 2] Niezrozumienie
FanfictionDragon Age 2 [ZAKOŃCZONE] Czy uprzedzenia, strach i różnice zdań mogą stanąć na drodze uczuciom? Elspeth Hawke, świeżo po wyzwoleniu Kirkwall z jarzma Arishoka, porządkuje sprawy osobiste. Wciąż nie mogąc pogodzić się ze stratą rodziny, wkracza na m...