Wyciszenie: część trzecia

127 10 24
                                    


"Zawód miłosny może zmienić ludzi w potwory, przepełnione smutkiem."

Mechanizm Serca

- Coś jest nie tak... - powiedział Carver, patrząc na ciało śniącego elfa. Fenris od godziny dygotał na całym ciele, a pod jego zamkniętymi powiekami oczy poruszały się nerwowo, bardziej nerwowo niż zazwyczaj miało to miejsce podczas śnienia.

Anders popatrzył na jego błyszczące delikatnie znamiona, próbując ze swoich obserwacji wysnuć cokolwiek. Miał mętlik w głowie.

Brat Hawke pochylał się nad nieprztomną siostrą, z miną pełną troski i żalu. Ten paskudny symbol zostanie na jej skórze, nawet jeśli uda im się bezpiecznie sprowadzić ją spowrotem. Jej ciało wydawało się zanikać.

Zaklął.

- Nie martw się, Carverze. - mruknął Anders. - Sprowadzi ją. Jeśli nie, sam wejdę do Pustki, być może Justynian tym razem mnie nie zawiedzie i nie będzie się wtrącał... O ile Orsino mi pomoże, bo sam nie dam rady. - posłał mordercze spojrzenie w stronę zaklinacza, który stał obok nich, obserwując ciała śniących.

- Zrobię co w mojej mocy. - powiedział. Wiedział, że ten cały rytułał był błędem i pomyłką, starał się choć trochę zadośćuczynić, jeśli miał ku temu okazję.

- Spójrzcie! - krzyknął Carver i zatrząsł się na całym ciele.

Fenris otworzył na moment niewidzące oczy i krzyknął. Wszyscy zatrzymali wzrok na Hawke, oczekując, że i ona się obudzi. Nic jednak takiego się nie wydarzyło, a elf ponownie zamknął oczy, dygocząc jeszcze bardziej.

- Dosyć tego. - powiedział Anders - Coś nie pozwala im przekroczyć bariery. Orsino, czyń swoją powinność. - wziął laskę w dłoń i przysiadł na posadzce obok przyjaciół.

Zaklinacz westchnął i przygotował się do wysłałania maga w Pustkę.

****

Fenris wylądował na ziemi, odepchnięty mocnym ciosem w brzuch. Oddychał ciężko i z bólem, trzymając miecz w drżących dłoniach.

Ioneth podchodziła do niego powoli, mając na ustach szeroki uśmiech pełen triumfu.

- Jesteś taki głupi Leto... - powiedziała. - Atakujesz mnie, a nawet nie wiesz jak wiele mamy ze sobą wspólnego.

Elf podniósł głowę i popatrzył na nią wyzywająco. Nie wiedział skąd zna jego prawdziwe imię, ale jego wspomnienie wywoływało w nim obrzydzenie.

- Zamknij się i walcz! - powiedział podnosząc się z ziemi na trzęsących kolanach. Miecz w jego dłoniach zaświecił jasno, a on przygotował go do ciosu.

Doskoczył do zjawy i jednym szybkim ruchem przeciął jej sylwetkę na pół. Miecz przeszedł przez jej półmaterialne ciało jak przez powietrze - jego powierzchnia w miejscu cięcia rozstąpiło się na boki, łącząc, gdy ostrze miecza przesuwało się powoli w nicość. Fenris spojrzał na to z szokiem, próbując się jeszcze odsunąć, ale było już za późno. Zjawa wymierzyła mu mocny cios w twarz, mimo iż wcześniej jego cięcie nie zrobiło jej żadnej krzywdy, będąc tylko nieskutecznym łaskotaniem jej jestestwa.

Zatoczył się do tyłu, ponownie uderzając bokiem o kamienie. Syknął z bólu i podniósł na nią wzrok. Jak ma walczyć z takim przeciwnikiem? Zazwyczaj jego zdolności pozwalały mu bez problemu poradzić sobie z każdym zagrożeniem, nawet z istotami magicznymi.

[Dragon Age: 2] Niezrozumienie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz