Rozdział 5

1.4K 98 0
                                    

Po chwili ja poszedłem w jej ślady.
Obudziłem się wtedy w klatce, w jakimś obozie. Okazało się, że zostaliśmy porwani przez handlarzy niewolników. Wyjaśnili nam, naszą sytuację, nie szczędząc przy tym kpin. Himawari jako dziewczna miała zostać wychowana bez szacunku do siebie i sprzedana jako nałożnica jakiemuś bogaczowi, który zapłaci masę kasy za to, żeby za zabawkę mieć córkę Hokagę. Ja miałem wybór. Jeśli byłbym grzeczny, mógłbym być bezmózgą maskotką jakiegoś bogatego szejka z poza kraju ognia lub zabawką pewnego miłego gościa, który ma żonę i jednocześnie naturę pedofila. Jeśli bym się buntował, trafiłbym na jakiś plac pracy, gdzie zmarłbym z wycięczenia. Mimo mojego treningu Shinobi, wiedziałem że nieprzetrwałbym tam. Po kilku godzinach w obozie, kiedy przedstawiali nam nasze opcje, przyszedł czas na naznaczenie. Jeden z mężczyzn podszedł wtedy do mnie i przygwoździł do ziemi i przyłożył mi rozgrzany pręt do prawej łopatki. Krzyczałem do zdarcia gardła, aż do momentu gdy wreszcie pręt został odsunięty od mojego ciała. Zostawili mnie tak na ziemi, bym odzyskał siły i mógł wrócić do klatki. Nie byłem w stanie wstać. Poddałem się wewnętrznie. Ale do działań zmotywowały mnie dwa słowa ,,Teraz ona". Widziałem jak zbliżają się do mojej siostrzyczki, jak powoli żelazny pręt ma dotknąć skóry na jej plecach, aż w końcu zobaczyłem absolutne przerażenie w tych błękitnych oczach, tak podobnych do moich.

Czułem jak coś we mnie pęka. Komórki rozrywały się, a mnie wypełniała obca czakra. Gdy pręt dzieliły centymetry od skóry, stopił on się w rękach porywaczy wtapiając się katowi w rękę. Nim ktokolwiek z nich zdążył choćby zastanowił się co się stało, obóz i wszystkich obecnych zalał błękitny ogień. Drzewa się paliły, materiał płomął. Mężczyźni obecni w obozie wrzeszczeli z bólu. Ich skóra zwęgliła się, a ciepło odżynało skórę od kości. Umierali w agoni, palenie żywcem, bez szansu na ratunek. Ktoś z boku próbował ratować się wysyłając w moją stronę szpikulce z czakry. Byłem w zbyt dużym amoku by ich uniknąć, ale moje ciało zareagowało instynktownie. Prawa ręka na której zawsze, od kiedy zacząłem uczyć Himy, nosiłem ciężarek, zasłoniła serce. Jedno ostrze, które byłoby dla mnie śmiertelne ugrzęzło w metalu. Reszta dotarła do mojego ciał, ale nie zraniły mnie zbyt poważnie. Pod wpływem bólu otrząsnęłem się z amoku. Patrzyłem na zgliszcza i śmierci, którą zadałem, nie czując że postawiłem źle. Himawari stała po drugiej stronie. Płomienie nic jej nie zrobiły. Spodziewałem się ujrzeć w jej oczach strach czy obrzydzenie, ale zamiast tego znalazłem wdzięczność i chyba coś co było zaciekawieniem. Mała podbiegła do mnie, wtulając się we mnie. Cicho płakała, a ja jej na to pozwalałem. Po tym co przeżyła, należała jej się chwila spokoju. Gdy się uspokoiła, co zajęło trochę czasu, zmęczenie wzięło górę. Zaczęła przysypiać na stojąco, więc wziąłem ją na barana i zacząłem się kierować w stronę domu. Gdy myślałem, że siostra już zasnęła usłyszałem cichy głosił; ,,Twoje prawe oko jest piękne". Lekko zdziwiony zatrzymałem się nad strumieniem, który miałem właśnie minąć. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem to błękitne oko. Dziedzictwo klanu Namikaze, o którym wszyscy myśleli, że przepadło, oko przymierza - Keiyaku (z jap. przymierze). Od tego momentu zostałem strażnikiem. Nie chcąc by to dziedzictwo dostało się w niepowołane ręce, postanowiłem ukryć to oko. Na szczęście wystarczyło tylko odciąć dopływ czakry, by oko wróciło do poprzedniego wyglądu. Jeden problem rozwiązany, teraz czas na drugi - powrót do domu.

W cieniu || Boruto UzumakiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz