Rozdział 20

986 67 10
                                    

W szoku klęczałem na ziemi, nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Moja... siostrzyczka? Nie ma jej...

Ktoś objął mnie od tyłu i pociągnął w górę. Następnie zostałem odwrócony i poczułem jak moja głowa opada na twardy tors. Nie obchodziło mnie co inni sobie pomyślą. Bardzo mocno przywarłem do błekitnej tuniki i przez dłuższy czas nie miałem zamiaru jej puścić. Cudza ręka zaczęła czule gładzić mnie po głowie, dzięki temu powoli się uspokajałem. Gdy w końcu łzy przestały lecieć z moich oczu, delikatnie odepchnąłem się Mitsukiego, żeby móc spojrzeć mu w oczy. Delikatnym uśmiech pojawił się na mojej twarzy i kiwnąłem głową na podziękowanie, ponieważ nie byłem pewien czy mój głos się nie załamie.

W odpowiedzi Mitsuki też delikatnie się uśmiechnął.

- Gołąbeczki nie chcę wam psuć nastroju czy coś, ale tak jakby jesteśmy uciekinierami i powinniśmy własnie teraz wiać. - Powiedziała Sarada zwracając naszą uwagę.

Od razu spoważnieliśmy. Sprawdziłem swój poziom czakry mając nadzieję, że przez ten czas zdążyło się zregenerować choć trochę energii by wystarczyło do otwarcia portalu. Byłem zaszokowany tym, że mam prawie pełne zasoby. Najwyraźniej technika Himawari dała mi coś więcej niż Byakugana. Już miałem o tym powiedzieć reszcie drużyny, gdy powietrze rozdarł krzyk. Brzmiał jak ryk ranionego zwierzęcia. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem Hokage i mamę. Najwyraźniej dowiedział się właśnie co się stało z jego córką. Gdy mój wzrok na nim spoczął, on jakby to wyczowając skrzyżował nasze spojrzenia.

- Dlaczego? - Ledwie usłyszałem to pytanie.

- Możesz mi powiedzieć o co dokładnie pytasz? - Siliłem się na spokojnu ton, choć miałem po prostu ochotę odwrócić się i odejść.

- Dlaczego robisz to wszytsko? Dlaczego opuszczasz wioskę, zamiast ją chronić? Przecież to dzięki współpracy nasze miasta istnieją i się rozwijają. Dlatego chcesz porzucić tę ochronę i się od nas odciąć? - W czasie tej wypowiedzi blondynowi udało się wstać i teraz kierował się w moją stronę oparty o mamę.

Bardzo probowałem się powstrzymać, ale niestety z pomiędzy moich ust wydobył się zimny śmiech. Na ten dźwięk nawet moi koledzy z drużyny się wzdrygneli. Rodzice z wrażenia, aż zaprzedtali wędrówki.

- Ochronę? Ochronę?! Tą wioskę, te mury nazywasz ochroną?! - Oczy znowu mi się zaszkiliły. - Więc wytłumacz jakim cudem dzieci Hokage, najważniejszej i najbardziej chronionej osoby w mieście zostały porwane i to w biały dzień?! Dlaczego dziecko było zmuszone zabić by ochronić swoją siostrę, a później zamiast pomocy czy wsparcia zostało odizolowane na dwa tygodnie od ludzi?! Żadnej pomocy, żadnego wsparcia, żadnej litości!

- Jakie porwanie? O czym ty... - Naruto był wyraźnie w szoku.

Podciagnąłem koszulkę do góry i odwróciłem się tyłem do Hokage. Teraz, każdy miał okazję zobaczyć wypaloną bliznę w kształcie koła ze wpiasną w środku nutą.

- Handlarze niewolników porwali mnie i Himawari. Mi zdążyli wypalić znak, gdy mieli to zrobić małej staraciłem kontrolę. Zabiłem wszytskich. W tym obozie było około trzydzieści ludzi. Zostały tylko spalone ciała. - Mój głos brzemiał obco i był całkowicie wyprany z emocji.

Opuściłem koszulkę i spojrzałem na blondyna. Jego twarz wyrażała rozpacz. Nie patrząc na jego stan złapałem moją drużynę za ręce i aktywowałem oko. Portal pojawił się prawie natychmiast. Zostaliśmy wciagnięci do niego. Ostanim co miałem okazję zobaczyć, zanim wir się nie zamknął była pojedyńcza łza na policzku Hoka... ojca. Chyba jednak mogę go nazywać ojcem.

I oficjalnie został mi do napisania tylko jeden rozdział. Chyba, że zechcecie, to mogę napisać jeszcze przed zakończeniem ,,Dziedzictwo klanu Uchiha,,. Co wy na to? :)

W cieniu || Boruto UzumakiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz