Rozdział 6

277 15 18
                                    




- To Acapella, - wysyczał trzymając się za zakrwawiony brzuch, po czym upadł. Szybko podbiegłam do niego i kucając złapałam jego głowę.

- Kocie! Co się stało? - po moich polikach spłynęło kilka łez.

- To tylko draśnięcie. - uśmiechnął się bezsilnie patrząc mi w oczy. Spojrzałam na jego brzuch z którego wystawał duży odłamek szkła.

Rozejrzałam się dookoła. Puściłam Chata i podeszłam do stojącego obok sklepu odzieżowego. Przez rozbitą szybę sięgnęłam z wieszaka pierwszą lepszą bluzkę po czym wróciłam do przyjaciela zaczynając owijać mu brzuch.

- Będzie dobrze. - Nachylałam się nad nim ze łzami w oczach, on uniósł jedną rękę i zaczął wycierać moje mokre policzki. - Znajdę ją. Znajdę i zabiję. - syknęłam pomagając wstać chłopakowi aby schronił się gdzie indziej niż środek ulicy. Mimo tego że w mieście zawiało pustką, to i tak nie było to najbezpieczniejsze miejsce.

- Spokojnie kropeczko, w razie co mam jeszcze osiem żyć.

- Jak ty tak możesz!? Jesteś ranny, nie możesz walczyć, wszędzie szkła i pustka a tobie dalej w głowie żarty! Jesteś niemożliwy... - zrezygnowałam z ochrzaniania go bo i tak będzie jaki będzie za co właśnie go ko-

- Uważaj! - skoczył odpychając mnie ręką od kolejnych szkieł lecących w moją stronę, a on sam upadł na brzuch pogłębiając ranę.

- Chat! - wstałam szybko i pociągnęłam przyjaciela w zaułek między budynkami. - Ty cholerny idioto! - kucnęłam całując jego blady polik. - Kochany...

Chłopak tracił przytomność, jednak wiedziałam że im dłużej będę nad nim siedzieć, tym dłużej będzie cierpieć bo nie cofnę szkód.
Wybiegłam na środek ulicy i wycierając uniemożliwiające mi widzenie łzy rozglądałam się za złoczyńcą. Jednak oczy się nie zdały bo po chwili usłyszałam zza pleców śpiew.

Zwą mnie Acapella
Duszę mam postraszyciela
Przyszłam zadać rany
Już nikt nie będzie wysłuchany

Odwróciłam się. Blada dziewczyna miała na sobie wysokie czarne koturny, i tego samego koloru sukienkę na której widniał wzór pięciolinii w białym kolorze. Szare włosy opadały jej na ramiona sięgając za dekolt. Otworzyła usta, z których nie usłyszałam żadnego dźwięku, jednak kolejne szkła pękały a ja podskakiwałam unikając latających odłamków. Widząc że zbliża się w stronę gdzie leżał mój nieprzytomny towarzysz, zaczęłam uciekać w drugą stronę wabiąc ją za sobą.

Nie uciekniesz uwierz mi
Dziś nawiedzę twoje sny
Nic już z ciebie nie zostanie
Kotek także już nie wstanie

Każde jej słowo było piosenką, o ile piosenką można to nazwać. Wyśpiewywała słowa mrocznie niczym opętana przez demona dziewczynka a mnie to raniło bardziej niż szkło które rozcięło mi kawałek ramienia i polik.
Tak go teraz potrzebowałam...

Zaciągnęłam ją na stadion, gdzie nie było żadnego szkła którym mogłaby się obronić a raczej mnie zaatakować.

Nie masz co się produkować
Nie zdołasz już go uratować

Upadłam. Moje łzy spływały tak bardzo... Jednak nie przyjęłam do siebie słów dziewczyny.
To się nie mogło tak skończyć.
Schowałam twarz w dłoniach skupiając się na wysłuchiwaniu kroków. Gdy były już wystarczająco głośne abym mogła stwierdzić że jest zaraz obok mnie, wyprostowałam się i związałam jej nogi jojem. Pociągnęłam ją za włosy tym samym wywalając dziewczynę na ziemię. Plecy docisnęłam nogą aby nie miała jak się podnieść, w międzyczasie szukając miejsca gdzie mogła ukryć się akuma. Puściłam nogi dziewczyny aby wywołać:

- Szczęśliwy traf! - spojrzałam co wpadło mi w ręce, - Co? wieszak? - zwątpiłam wpatrując się w dalej leżącą pod moją nogą dziewczynę.

Już po tobie mój owadzie-

- Chyba po tobie mały gadzie - syknęłam kopiąc ją w brzuch.
Po prostu nie wytrzymałam. Dalej zastanawiałam się po co do cholery mi wieszak. Dziewczyna złapała w końcu za moją nogę na co przewróciłam się. Spojrzałam teraz na jej sukienkę, no pewnie! Proste myślenie. Takie proste!
Dziewczyna próbowała zadawać mi ciosy, ja za to złapałam ją za sukienkę i próbowałam ją rozszarpać, tak jak i w sumie jej posiadaczkę. Nawet pod wpływem akumy nie miała prawa go tak ranić!
Wstałam dalej szarpiąc za ubranie, które powoli zaczęło się rwać. Zapatrzona w misję rozebrania Acapelli nie zauważyłam gdy ta celowała we mnie cios i przybiła mi solidnego żółwika. W twarz. Plunęłam krwią odskakując od niej, jednak ta z powrotem skróciła dystans między nami.
Za długo to już trwa, pomyślałam. Wspominając widok Chata sprzed kilkunastu minut, w moich oczach znowu pojawiły się łzy a w głowie żądza mordu.

- No chodź tu. - Zarzuciłam jojem tak aby trafiło jej w głowę, ta nie wiedziała co się stało. - no chodź tu! - mimo moich słów to ja podchodziłam do niej podczas gdy ona miała źrenice jak monety. - Moje zakrwawione usta jeszcze będą się z ciebie śmiały, a następne łzy wyleję z radości. - nie mówiłam jedynie do Acapelli ale również Władcy Ciem, to on za tym wszystkim stoi. Za każdym pieprzonym razem. - Słyszysz?! Śmiały! Będą się śmiały! Papilonie, jeszcze przegrasz, a ja będę tańczyć na twoim grobie! - To krzycząc rzuciłam się na dziewczynę, rozrywając na strzępki jej sukienkę. Pod nią miała spodenki, w których kieszeni znajdował się mały zasilacz do mikrofonu.
Z impetem rzuciłam nim o ziemię patrząc jak wylatuje z niego mały opętany motylek. - Koniec tego cyrku. - Złapałam motylka moim jojem by za chwilę wypuścić go takiego białego, niewinnego. Patrzyłam jak odlatuje po czym rzuciłam wieszakiem w górę i czym prędzej pobiegłam w zaułek gdzie leżał mój przyjaciel zostawiając małą bezbronną Glorię na środku pustego stadionu.

- Kocie! - kucnęłam przy chłopaku. - już wszystko dobrze. - objęłam go kiedy czerwona fala magii przywróciła nas do naszego zdrowego stanu fizycznego. Niestety psychicznego już nie.

- Biedronko...? - Patrzyłam jak otwiera oczy.

- Udało się! - zaśmiałam się szczęśliwie i wtulając się mocniej w chłopaka wylałam strumień łez. - Nigdy więcej mi tak nie rób! - uderzyłam go delikatnie w tors. - Już myślałam że cię straciłam.

Wstaliśmy na równe nogi i ostatni raz się przytuliliśmy, po czym zapikały moje kolczyki. Uciekłam od razu, zwłaszcza że musiałam jeszcze dotrzeć na dalekie stąd osiedle na którym Chat zostawił mnie jako Marinette.

Co za durny dachowiec, durna akcja, durny Papilon, co za durne życie!
Następnym razem już będę zdolna zabić, nieważne czy osobę świadomą swoich czynów czy nie.
Nikt nie będzie tykał Kici.

NIKT.

******************

Tego nie miało być nigdy xD 
Ale skoro jest to czemu nie, nie będę weny marnować.

<3 

Dziś będzie jeszcze jeden prawdopodobnie

Miraculous ~ Skazani na SiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz