2. We're just invincible

427 13 5
                                    

Udaje mi się przetrwać dwie pierwsze lekcje, gdy na korytarzu spotykam pana Leafleta. Sprawia wrażenie bardzo zabieganego i zdenerwowanego.

- Williams, tak, tak, szukałem cię... po tej lekcji przyjdź do mojego gabinetu. Planuję krótkie organizacyjne spotkanie z uczestnikami obozu.

- Dobrze – mówię i obserwuję, jak nauczyciel odchodzi, mrucząc pod nosem „Za dużo mam na głowie". Idę na następną lekcję, którą jest biologia. Mój ulubiony, zaraz po angielskim, przedmiot. Na szczęście mam w grupie całkiem przyjaznych ludzi. Szkoda, że tylko na tej lekcji.

Przerabiamy rośliny, co w gruncie rzeczy nie należy do najłatwiejszych zagadnień z biologii. Lekcja mija mi szybko i przyjemnie, lecz niestety nadchodzi przerwa i spotkanie u pana Leafleta.

Ciekawi mnie, kto jeszcze wybiera się na obóz. Modlę się, aby były to osoby, które mnie nie znają. Gdy widzę małą grupkę stojącą przed klasą fizyczną, czuję ulgę, bo faktycznie nie znam żadnej z tych osób i nie sądzę, żeby one znały mnie. Moja radość ucieka jednak, gdy zjawia się pan Leaflet.

- Chodźcie, chodźcie, poczekamy na resztę w środku.

Wchodzimy do klasy, a ja czuję, że trzęsę się z nerwów. Musi to wyglądać co najmniej dziwnie. Ale nic na to nie poradzę. Zawsze wszystkim się stresuję.

Gdy do klasy wchodzi jeszcze kilka osób, mierzę każdego z nich wzrokiem, doszukując się w nich kogoś znajomego. Nie, tych też nie znam. Aż na samym końcu wchodzi dwójka, której z całego serca nie chciałam tu widzieć.

Prawie że pod rękę do środka wchodzą Matt i Amber. Amber żywiołowo opowiada o czymś Mattowi, potwornie przy tym gestykulując, lecz on zdaje się być nią w ogóle nie zainteresowany. Dziewczyna chyba tego nie zauważa, bo buzia się jej nie zamyka. Dopiero gdy mnie widzi, przestaje na chwilę mówić i posyła mi drwiący uśmiech. Jak na złość siada tuż za mną i dosłownie gada mi do ucha. W pewnym momencie Matt parska śmiechem, a pan Leaflet przenosi na niego swoje spojrzenie.

- Montgomery, może uspokoilibyście się z panną Rosie, bo chcę zacząć spotkanie. Chłopak ucichł, a dziewczyna nadal chichotała.

Nauczyciel głośno westchnął. Widać było, że nie ma nastroju i chce załatwić z nami wszystko jak najszybciej. I nie dziwiłam się mu. Ponad piętnaście lat pracuje w szkole, a ja nie wytrzymałabym jednego dnia.

- Każde z was ma kiepską sytuację z fizyki, więc jedyną dla was szansą na zaliczenie przedmiotu jest wyjazd na obóz naukowy. Rozpoczyna się on 3 czerwca. Nocujemy w ośrodku Horseshoe Kent w pobliżu jeziora Horseshoe Lake. To jakieś cztery godziny drogi z Chicago. Będziemy mieć wynajęty autobus, ale mogą was przywieźć rodzice. Koszt obozu do siedemset dolarów od osoby. Dokładny plan nie jest mi jeszcze znany, wszystkiego dowiecie się na miejscu. Będzie ze mną jeszcze co najmniej dwóch opiekunów, więc nie czujcie się bezkarnie. Mam nadzieję, że nie dojdzie do żadnego niemiłego incydentu – spogląda głównie na Matta i Amber - Tu macie kartki ze wszystkimi informacjami i zgody do podpisania. Przynieście mi je na jutro.

Nie wiedzieć czemu, wstaję z ławki jako pierwsza. Pewnie dlatego, żeby jak najszybciej wyjść z klasy. Niestety, moje plany zostają pokrzyżowane. Czuję szturchnięcie w ramię, a po chwili widzę przepychającego się między stolikami Matta. Za nim idzie Amber uśmiechając się triumfalnie, wydymając usta i kołysząc biodrami na boki. Pan Leaflet nawet na nich nie patrzy, tylko podaje im kartki i pogania resztę ręką.

- No już! Na co czekacie?

Pod biurkiem nauczyciela ustawia się kolejka, więc wraz ze swoim szczęściem ląduję ostatnia. Dostaję papiery i wychodzę z klasy równo z dzwonkiem. Wręcz biegnę na następną lekcję. Ledwo udaje mi się zdążyć, w przeciwieństwie do pary, która wlatuje do klasy pięć minut po dzwonku. Spódniczka dziewczyny jest podwinięta, a włosy obojga zmierzwione.

Unexpected Love //PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz