5. Legends never die

320 9 0
                                    

Idę do szkoły dopiero na drugą lekcję, bo zaspałam. Do późna rozmawiałam z Archiem, a później myślałam o tym obozie, aż sama z siebie nie zapadłam w niezwykle mocny sen, z którego nie zdołał wybudzić mnie nawet budzik. Moi rodzice zdążyli już otrzymać wiadomość ze szkoły, że mnie nie ma, ale wyjaśnili sprawę, więc raczej bez żadnych konsekwencji szłam powolnym krokiem na piechotę.

Zajęło mi to trochę czasu, ale wreszcie dotarłam. Szczęka spuchła mi od wczoraj jak balon. Z daleka pewnie ciężko było mnie pomylić ze śliwką.

Po dwóch lekcjach spotkałam Archiego, który powiedział mi, że Amber wylądowała na dywaniku u dyrektora. Nie wiem skąd wiedział, z dokładnością, o czym dyrektor rozmawiał z jej rodzicami, bo podobno do nich dzwonił. Nie dopytywałam jednak. Miałam dość osoby Amber Rosie na ładnych parę lat.

Gdy mijała mnie na korytarzu, nic nie mówiła, co było co najmniej dziwne ale obrzucała mnie jadowitym uśmiechem i spojrzeniem przeszywającym na wylot nie tylko moje ciało, ale i duszę. Słyszałam, jak jej koleżanki śmieją się z mojej opuchniętej szczęki. Amber nie powstrzymywała się od wtórowania im.

Teraz siedzę na stołówce i staram się unikać zwłaszcza rozbawionych spojrzeń wokół. Nawet niektórzy nauczyciele dopytywali się, co mi się stało. Opowiadałam im tę samą wersję, co pielęgniarce. Tą samą, co wszystkim.

- Nadal nie wierzę, że się jej postawiłaś - mówi Archie, przegryzając swojego hamburgera.

- I co mi to dało? Opuchliznę wielkości jednego pośladka.

Archie uważnie mi się przygląda i ze skwaszoną miną odpowiada:

- Trafne stwierdzenie.

Zajada się kanapką i po chwili znów zaczyna mówić.

- Ale tak naprawdę zyskałaś coś więcej. Wreszcie wyszłaś ze swojej skorupy i udało ci się komuś przeciwstawić. To spory wyczyn.

Wzruszam ramionami.

- Po prostu nie mogłam już znieść jej zachowania. Za kogo ona się uważa? Myśli o sobie, że jest pępkiem świata a tak naprawdę jest tylko głupią dziewczyną, która ma wiedzę jedynie na temat lakierów do paznokci.

Archie przyznaje mi rację kiwnięciem głowy.

- Ale mogłam się trochę powstrzymać. Teraz jestem skazana na bycie śliwką.

- Przynajmniej jesteś słodką śliwką.

- Dzięki - śmieję się. - Chociaż nie jestem pewna czy ktoś, kto wyglada jakby wrócił z walki w klatce mógł być słodki.

- To chyba spore wyzwanie - mówi Archie. - Ale tobie się udało.

Jemy lunch i rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Dosłownie. Tak samo, jak wczoraj wieczorem. Z Archiem nie wyczerpują mi się tematy do rozmów. Zawsze znajdziemy coś, o czym można by było podyskutować. I wcale nie przeszkadza mi, że jest młodszy. Nie robi mi to różnicy.

- Czas iść na lekcję, zapaśniku - mówi, gdy rozlega się dzwonek ogłaszający koniec przerwy na lunch.

- Lekcja? Po co mi lekcje, skoro mogę żyć z boksu?

- Tylko się nie zabij po drodze - śmieje się Archie, widząc, jak potykam się o własne nogi.

- Legendy nigdy nie umierają!* - odpowiadam, podnosząc do góry zaciśniętą pięść.

- Jesteś po jednej walce i już nazywasz samą siebie legendą? Nieźle.

Śmieję się i zatrzymuję, gdy jesteśmy pod moją klasą.

Unexpected Love //PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz