Rozdział ósmy

415 33 29
                                    

Gdy Elise otworzyła oczy, dochodziła szósta. Nie potrafiła sobie przypomnieć, co jej się śniło, ale nie mogło być to nic przyjemnego, bo serce tłukło się jej nierówno w piersi i miała przyspieszony oddech. Na szczęście wiedziała, jak szybko doprowadzić się do porządku po takiej pobudce, bo już po chwili wszystko wróciło do normy i mogła wysunąć się spod pościeli.

Tym razem od razu założyła ciepły sweter i dżinsy, w łazience pośpiesznie umyła zęby i tak przygotowana wyszła na balkon.

W pierwszej kolejności uważnie rozejrzała się po rozciągającej się nieopodal plaży, z niezrozumiałą radością dostrzegając znajomą umięśnioną sylwetkę Willa, który biegł tuż przy brzegu. Uśmiechnęła się szeroko na jego widok i nie zastanawiając się, pośpiesznie zrobiła mu kilka zdjęć.

Nie chciała analizować, dlaczego właściwie go wyczekiwała. Jeszcze wczoraj ponownie go spławiła, a w domu starców unikała, jak tylko mogła. A jednak chciała z nim rozmawiać, chciała widzieć ten łobuzerski uśmiech na jego twarzy, chciała, by przybiegał co rano pod jej dom, chciała, by patrzył na nią z takim zaciekawieniem... Obiecała sobie, obiecała, że będzie go unikać! Tylko co z tego, skoro kompletnie traciła głowę, widząc te bursztynowe oczy Willa?

Nie mogła się skupić na robieniu zdjęć, wiedząc, że za chwilę William dobiegnie do furtki. I kiedy udawała, że fotografuje wschód słońca, tak naprawdę myślała jedynie o tym, że nie mogła tak po prostu ignorować chłopaka. Z jakiegoś powodu, choć wydawało się to zupełnie nielogiczne, irracjonalne, głupie i w tej pokręconej sytuacji odrobinę niebezpieczne, postanowiła dać sobie szansę. Sobie i Williamowi.

- Cześć, Will - powiedziała nieco drżącym głosem, gdy ten dobiegł do furtki; sama przewiesiła się przez balkonową barierkę i wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - No proszę, ty znowu tutaj.

- Cześć Elise - odparł, nonszalancko opierając się o płot. - No proszę, ty znowu na mnie czekasz.

Zachichotała, chociaż nie powinna. Jak to robił, że w jego obecności zachowywała się jak popisowa idiotka?

- Dasz się zaprosić tu na dół? - spytał z łobuzerskim uśmiechem, na widok którego serce Elise zabiło mocniej. - Czy będę musiał się do ciebie wspinać?

Znowu zachichotała, zakrywając usta dłonią.

- Zaraz będę.

Czując przyjemny ścisk w żołądku i nie mogąc się pozbyć tego głupiego szerokiego uśmiechu z twarzy, ruszyła na dół, mając tylko nadzieję, że nie natknie się na mamę w kuchni. Szczęście znowu jej dopisało, na dole nikogo nie zastała, dlatego z ulgą przeszła przez salon, odsunęła drzwi prowadzące na taras i wyszła na zewnątrz, a chłodne morskie powietrze uderzyło ją w twarz.

- Znowu nie mogłaś spać? - spytał, gdy zbliżyła się do niego. Obrzucił ją uważnym spojrzeniem, który sprawił, że kolana Elise kompletnie zmiękły. - Bo jak tak dalej pójdzie, to jeszcze uwierzę, że specjalnie wstajesz, żeby popatrzeć, jak wylewam z siebie siódme poty podczas treningu.

- To samo pytanie mogłabym zadać tobie. - Skrzyżowała ręce na piersi i posłała mu wyzywające spojrzenie. - Widzę, że ta trasa bardzo ci odpowiada. Mój dom najwyraźniej jest świetnym miejscem na metę.

- Co racja, to racja - odparł wymijająco, przechylając głowę. - Wczoraj nie spotkałem cię w ośrodku. Rzeczywiście miałaś dużo pracy.

- Dzisiaj za to nie mam - wypaliła, nim zdążyła się zastanowić; zarumieniła się przy tym aż po szyję. - Wczoraj też tu biegałeś - dodała szybko, by zmienić temat. Miała nadzieję, że Will nie załapał kontekstu, ale nie potrafiła tego wybadać, bo zrobił nieodgadnioną minę.

Opowieści z SandefjordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz