Rozdział dwudziesty

233 24 8
                                    

Kiedy Elise obudziła się nad ranem, nie od razu zrozumiała, gdzie się znajdowała. Najpierw zmrużyła oczy, bo oślepiły ją promienie słońca wpadające przez okno, potem spojrzała na wygaśnięty kominek, a na samym końcu zorientowała się, że ktoś obejmuje ją w pasie i uważnie obserwuje.

Na jej usta wkradł się leniwy uśmiech, gdy popatrzyła w radosne oczy Willa, który opierał głowę na ręce i patrzył na Elise z prawdziwym zachwytem.

A więc nic jej się nie przyśniło. Rzeczywiście leżała na podłodze w salonie, okryta białą pościelą, w drewnianym domku na obrzeżach Bergen. A obok niej znajdował się chłopak, dla którego straciła głowę półtora miesiąca temu.

- Wczoraj nie powiedziałem ci czegoś - szepnął znienacka, pochylając się i muskając wargami jej ucho. - Ja też cię kocham, Elise.

Zadrżała, gdy przesunął czubkiem nosa po jej policzku, a potem pocałował szybko w usta.

- Która godzina? - Zmarszczyła brwi.

- Dochodzi dziewiąta.

Wtedy właśnie uświadomiła sobie coś, co nie dawało jej spokoju, odkąd otworzyła oczy. Nie przyśnił jej się żaden koszmar. Nie obudziła się w środku nocy. Przespała kilka godzin jak małe dziecko, po raz pierwszy od kilku lat.

- Od kiedy nie śpisz? - wychrypiała niewyraźnie, przekręcając się przodem do Willa i wtulając w niego.

- Od piątej rano - odparł swobodnie, otaczając jej nagie ciało ramionami i przysuwając jeszcze bliżej siebie.

- I leżysz tutaj sobie tak od czterech godzin?

- Owszem. Tak słodko spałaś, że nie mogłem się napatrzeć. No i bałem się, że cię obudzę.

Zachichotała, opierając dłonie na jego klatce piersiowej. Wzięła głęboki wdech, delektując się zapachem Willa, od którego zakręciło się jej w głowie. Nawet nie chciała myśleć o tym, że dzisiaj czekał ją powrót do Sandefjord. Gdyby mogła, zostałaby na tym prowizorycznym posłaniu całe wieki.

- Nie chcę wracać do domu - jęknął nagle Will, chowając twarz we włosach Elise, rozsypanych na poduszce. Odetchnęła głęboko, nie mogąc się nadziwić, że właściwie chłopak czytał jej w myślach. - Nie chcę wracać do Oslo bez ciebie.

Nieco zesztywniała, co William najwyraźniej zauważył, bo odsunął się i zmierzył ją uważnym spojrzeniem.

- To znaczy? - spytała, głośno przełykając ślinę.

- Niedługo wracam do domu, Elise. - Przesunął dłonią po jej policzku. - Zacznę studia i nowy sezon sportowy... A ty zostaniesz w Sandefjord. Nie umiem sobie nawet wyobrazić, że nie będzie cię ze mną w Oslo. Jak mam sobie tam poradzić?

- Przecież będę przyjeżdżać - powiedziała stanowczo, bawiąc się jego włosami. Były takie miękkie w dotyku i przesypywały się jej między palcami. - Zacząłeś gadać jak moi przyjaciele. Błagam, godzina pociągiem i jestem w Oslo.

- Zastanawiałaś się, jak sobie poradzimy ze związkiem na odległość? - spytał.

Obrzucił ją zaciekawionym i nieco zmartwionym spojrzeniem.

- Do niedawna niewiele myślałam o swojej przyszłości. - Wzruszyła ramionami. - Ale teraz jest inaczej. Mam ciebie, więc zaczynam planować. Postaram się przyjeżdżać do Oslo jak najczęściej. Przecież nie zostawię cię tuż przed tak ważnymi zawodami.

William pocałował ją w odpowiedzi, kładąc ręce na biodrach. Gdy tylko się odsunął, z jej ust wydobyło się kompromitujące westchnięcie; serce trzepotało radośnie w piersi i dostawała gęsiej skórki za każdym razem, gdy czuła dotyk Willa.

Opowieści z SandefjordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz