Sierpień nadszedł bardzo niespodziewanie. Nim Elise się obejrzała, minęła połowa tego miesiąca; w jej przypadku idealnie sprawdziło się powiedzenie, że szczęśliwi czasu nie liczą.
Kiedy ona i William oficjalnie zostali parą, zaczęły się jedne z najpiękniejszych dni w jej życiu. To, że codziennie się widywali, spędzali ze sobą mnóstwo czasu i poznawali się coraz lepiej, niesamowicie poprawiało humor Elise. A jednak mimo tej pozornej sielanki z tyłu głowy wciąż kotłowała się świadomość, że William był coraz bliższy poznania druzgocącej prawdy, bo oprócz banalnych rozmów o ulubionym kolorze czy rodzaju słuchanej muzyki pojawiały się tematy zdecydowanie bardziej prywatne, intymne i schodzące na niebezpieczny grunt.
Nie miała pojęcia, jak długo jeszcze uda się jej zachować tajemnicę. Ukrywanie tego wszystkiego zaczynało ją męczyć i przygniatać, a Will świetnie zauważał jej dyskomfort i wycofywanie się w kulminacyjnych momentach rozmów. Im lepiej ją znał, tym trudniej przychodziło unikanie rozmów o Hugonie i wypadku. Mimo że w miarę oswoiła się z tym tematem i nie wpadała w histerię na każdą wzmiankę o nim, to wciąż bolało, że Will tak naprawdę nie miał prawa jej kochać.
Nie miał, bo przecież nieświadomie jej nienawidził.
Poza jej dylematami związanymi z Williamem doszła kwestia jego dziadka, którego stan zdrowia zaczął się pogarszać. Nikogo już nie poznawał, a Elise musiała codziennie mu się od nowa przedstawiać. Zdążyła zapomnieć o opowieściach, którymi ją raczył jeszcze w lipcu, bo zwyczajnie przestawał mówić. Coraz trudniej kleił zdania, plątał się i denerwował, a raz w nocy zaatakował pielęgniarkę w przypływie agresji.
Bolało ją to, bo nie dość, że sama polubiła Teodora, to widziała również cierpienie Willa. Właśnie tracił kolejną bliską mu osobę i nic nie mógł na to poradzić. Chociaż Elise starała się go wspierać, to miała świadomość, że William musiał przetrawić to wszystko sam. Między innymi ze względu na sytuację z dziadkiem Willa odwlekała powiedzenie chłopakowi prawdy. Nie chciała go bardziej ranić, bo zwyczajnie na to nie zasłużył.
Nadszedł również dzień długo planowanego wyjazdu rodziców do Francji. W czwartek z samego rana pożegnali się z Elise, zapewniając, że będą pod telefonem, po czym wsiedli w samochód, by udać się na lotnisko. Dziewczyna długo im machała, póki auto nie zniknęło za zakrętem; zamiast wejść do domu, przeszła jednak do ogrodu przy plaży i odszukała wzrokiem Willa, który tradycyjnie truchtał brzegiem morza, uśmiechając się na jej widok.
Uwielbiała ten ich rytuał. Jeszcze nie tak dawno lekiem na jej niezbyt przyjemne pobudki w środku nocy było robienie zdjęć; teraz stał się nim William – i był o wiele bardziej skuteczny.
– Cześć, Elise – wykrztusił zachrypniętym głosem, gdy już dobiegł do furtki; oddychał ciężko, nieco urywanie. – Nie wolałabyś się chociaż raz wyspać porządnie? Mimo że bardzo mi schlebia, że do mnie przychodzisz, to byłbym spokojniejszy, wiedząc, że chociaż raz przespałaś osiem godzin.
Nie przespała ośmiu godzin od trzech lat, ale na szczęście nie pozwoliła sobie tego powiedzieć na głos.
– Nie martw się, śpię, ile trzeba.
Kłamstwo stulecia, ale wydawało się niegroźne w obliczu tego, co jeszcze przed nim ukrywała.
– Chcesz wejść do środka? – spytała.
– Twoi rodzice nie będą zdziwieni, że o szóstej rano sprowadzasz faceta do środka?
– Bardziej byliby zdziwieni, gdybyś o tej porze dopiero wychodził. Zresztą spokojnie, jestem sama, rodzice wyjechali na kilka dni.
CZYTASZ
Opowieści z Sandefjord
RomanceJak jedno dramatyczne wydarzenie może wpłynąć na losy kilku osób? Osiemnastoletnia Elise Einar wiedzie zwyczajne życie - właśnie zaczyna wakacje, podczas których planuje spotykać się z przyjaciółmi, rozwijać swoją pasję, jaką jest fotografia, oraz p...