Rozdział dziewiąty

347 28 18
                                    

– Zakochałaś się, moja panno.

Elise obrzuciła oburzonym wzrokiem Kerstin, która uśmiechnęła się niewinnie, po czym włożyła do ust małą kanapeczkę z łososiem i pomidorem.

– Skąd to przypuszczenie? – prychnęła w odpowiedzi, poprawiając koc.

Nie spodziewała się, że dzisiaj rano jej przyjaciółka stanie pod drzwiami jej domu z koszem piknikowym w dłoni i zapowie, że zabiera ją na babskie śniadanie na plaży. Elise z radością się na to zgodziła, bo nie widziała się z przyjaciółką od tygodnia i zdążyła za nią zatęsknić. Uprzedziła ją tylko, że nie będzie mogła zbyt długo z nią siedzieć, bo czeka ją wizyta u psychologa, na co Kris kiwnęła w zrozumieniu głową.

Właśnie spędzały czas na dużym kraciastym kocu, zajadając się malutkimi kanapeczkami, które przyniosła Kerstin. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo wietrzny, nad morzem rozciągały się ciężkie granatowe chmury, które zapowiadały możliwą ulewę po południu. Mimo wszystko przebijały się przez nie promienie słońca, nieco ogrzewając nielicznych turystów obecnych w pobliżu, jednak temperatura spadła na tyle, że Elise opatulała się swoim najgrubszym kardiganem, a na nogi rzuciła cienki szal.

– Szczerzysz się jak idiotka, od kiedy wyszłyśmy. No dobra, spowiadaj się tu, co się wydarzyło. Chodzi o naszego sportowca z seksownym tyłeczkiem?

Elise zaśmiała się nerwowo, poprawiając osuwający się z ramion kardigan.

– Zaprosił mnie na jutrzejszy festyn – przyznała po chwili, nie patrząc na Kerstin. – I jest naprawdę fajny.

– Domyślam się, skoro się zgodziłaś.

– Nie powiedziałam ci, że się zgodziłam.

– Twoja mina mówi wszystko, Elise. Już dawno nie widziałam cię takiej wesołej.

Elise sięgnęła po kolejną małą kanapeczkę, tym razem z szynką i ogórkiem.

– Nie wiem, o czym mówisz.

– Will ci się podoba. – Kris wycelowała w nią palcem, mrużąc zabawnie oczy. – Totalnie zawrócił ci w głowie! Od kiedy wyszłyśmy, jesteś tak podejrzanie radosna, że głupi by się nie domyślił, co jest na rzeczy. Ale halo, znacie się tylko tydzień, a już miękną ci kolana na jego widok?

– Kris! – mruknęła z udawanym oburzeniem Elise, ale nie mogła się powstrzymać, by nie uśmiechnąć się głupkowato. – Nie znasz go.

– Jeszcze nie. Chyba nie muszę ci przypominać, że masz go do mnie przyprowadzić, żebym należycie oceniła naszego maratończyka. Na razie wygląd to mocne dziewięć na dziesięć, ale tyłek w pełni zasłużył na jedenastkę. – Elise zachichotała, gdy Kerstin zrobiła po tym zdaniu dramatyczną pauzę. – Nic dziwnego, że na niego lecisz.

– Bez przesady, podoba mi się, ale sądzę, że będę w stanie więcej ci powiedzieć po festynie.

– A co z jego powiązaniami z Larsenami? – spytała ostrożnie przyjaciółka, obrzucając Elise uważnym spojrzeniem. – Czy jest spokrewniony z Hugonem?

Elise przygryzła wargę.

– Trochę przez przypadek dowiedziałam się, że byli rodzonymi braćmi. W sumie nie mówi o Hugonie, co trochę mnie martwi. Nie wiem, ile o mnie wie.

– Cóż, to komplikuje trochę sprawę – przyznała Kris, drapiąc się po głowie. – Ale naprawdę niczego się nie domyślił? Przecież tutaj mieszkają jego dziadkowie, więc to niemożliwe, by nic mu nie powiedzieli.

Opowieści z SandefjordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz