Rozdział dwudziesty pierwszy

230 28 22
                                    

Stanęła naprzeciwko brata i skrzyżowała ręce na piersi. Uczucie niepokoju zastąpiła złość i frustracja. Miała ochotę nakrzyczeć na Aarona, ale właściwie nie wiedziała, od czego zacząć. Może od tego, że wtrącał się w jej sprawy? Że był nadopiekuńczy? Że nie pozwalał samej działać?

– A ty? – wypaliła. – A ty co niby wyprawiasz? Powiedziałam ci dzisiaj jasno, że wszystko w porządku, więc dlaczego tutaj przyjechałeś? Żeby mnie sprawdzić?

– Ha, powiedziałaś! – parsknął, przeczesując ze złością jasne włosy, które wpadły mu do oczu. – Powiedziałaś, gdy już łaskawie oddzwoniłaś. Dobijałem się do ciebie cały dzień, umierałem z przerażenia, a ty po prostu spędzałaś sobie weekend z chłopakiem, którego ledwo znasz!

– I kto to mówi?! – podniosła głos, omal się nie zapowietrzając. – A kto niby zrobił dziecko Ingrid w wieku dwudziestu lat?! Może przypomnij mi, ile się znaliście, hm? – Aaron milczał, najwyraźniej mocno wstrząśnięty jej odpowiedzią. – Przeleciałeś ją w pierwszym tygodniu znajomości, a mnie się czepiasz, że spędziłam czas z chłopakiem, którego kocham?!

Aaron podniósł się gwałtownie i rzucił w jej kierunku wściekłe spojrzenie. Nigdy się tak nie pokłócili, ale dzisiaj oboje byli wyjątkowo podjudzeni. Awantura w tym przypadku to tylko kwestia czasu.

– Kochasz? – zapytał kpiąco. – Tak go kochasz, że okłamujesz od początku znajomości? Co, może podczas tej upojnej wycieczki wspomniałaś mu mimochodem o Hugonie?

Wywróciła oczami, chodząc nerwowo w tę i z powrotem po kuchni. Starała się zapanować nad uczuciem gniewu, który odbierał zdolność logicznego myślenia, próbowała w myślach skleić jakieś sensowne zdanie, by z premedytacją użyć go w tej dyskusji, ale jak na złość nie mogła znaleźć błyskotliwej riposty.

Niech to szlag.

– A co miałabym mu niby powiedzieć, co? – Wcale tego nie planując, zwyczajnie się rozpłakała jak małe dziecko. Ciepłe łzy spływały jej po policzkach, zamazując obraz; poczuła się taka żałosna i beznadziejna. – Jak miałabym uniknąć rozwalenia tego wszystkiego? Tu nie ma dobrego rozwiązania. Tu nie ma wyboru mniejszego zła, Rooney. Bez względu na to, co zrobię, zniszczę wszystko. Zniszczę siebie i Willa.

Schowała twarz w dłoniach, licząc na to, że Aaron do niej podejdzie i obejmie ją czule, jak dawniej. Nie doczekała się tego jednak; w kuchni zapanowała ciężka cisza.

– Czy nie widzisz, do czego doprowadziłaś? Zobacz, Elise, w co się wpakowałaś. To nie jest niewinne kłamstwo. Tu nie ukrywasz przed rodzicami, że bez ich wiedzy zjadłaś całe pudełko lodów. Ty właśnie niewyobrażalnie ranisz tego chłopaka.

– Chciałam go chronić – wychrypiała znacznie ciszej. – On już tyle wycierpiał. Najpierw śmierć brata, potem problemy ze sportem, teraz jego dziadek dosłownie umiera na jego oczach... I co, mam mu dołożyć, mówiąc, że to ja brałam udział w tamtym wypadku?

– A jak wyobrażasz sobie ciągnąć to kłamstwo? Jak myślisz, ile jeszcze pociągniesz?

– Zamierzałam mu powiedzieć w tym tygodniu.

Zamilkła, zdając sobie nagle sprawę, że tak naprawdę nie chciała tego robić. Pewnie znowu by stchórzyła, tłumacząc sobie, że wyjawianie prawdy oznacza koniec tego związku. Tylko jak długo uda jej się uniknąć odpowiedzialności?

– Jestem bardzo ciekawy, jak zareaguje Will na te wieści – odparł złośliwie Aaron, pochylając się nad stolikiem i mierząc palcem wskazującym w Elise. – To ty będziesz musiała sobie poradzić ze wszystkimi konsekwencjami tej decyzji.

Opowieści z SandefjordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz