Rozdział siódmy

357 29 10
                                    

Tej nocy Elise właściwie nie spała.

Gdy wieczorem do domu wróciła jej wyraźnie zmartwiona mama, Elise z płaczem rzuciła się jej w ramiona.

– Co się stało, skarbie? – spytała, na co Elise odpowiedziała jeszcze głośniejszym szlochem. – Kochanie, zadzwoniłam dzisiaj do mojej znajomej. Jej kuzynka jest świetnym psychologiem i zgodziła się, żebyś poszła do niej już w sobotę, wiesz? A teraz powiedz mi, co się stało.

– Wiesz, kto jest u nas w ośrodku? Teodor Larsen, dziadek Hugona – wychrypiała w końcu, łapczywie łapiąc powietrze. – Nie poznał mnie, nie poznał, bo ma alzheimera.

Trudno było jej skleić sensowne zdanie, tak plątał się jej język. Theresa trzymała ręce na ramionach córki, patrząc na nią tym zmartwionym wzrokiem i nie przerywając jej żałosnego monologu.

– Ale zaczął mówić o Hugonie. Mówić, że nie żyje. O Boże, mamo, to wszystko wróciło. Wszystko wróciło.

Miała ochotę skulić się, zakryć głowę rękami i zacząć kołysać się do przodu i tyłu, jednak nie pozwolił na to silny uścisk mamy, która przygarnęła Elise do siebie i uspokajającym gestem pogładziła ją po włosach.

– Wszystko się ułoży, słyszysz? – powiedziała twardo. – Pójdziesz do psychologa, zaczniesz terapię. Poradzimy sobie z tym, jasne?

– Tak bardzo cię przepraszam – wyszeptała zduszonym głosem Elise. – Przepraszam, że tak cię zawiodłam. Jestem okropną córką.

– Nie mów tak, Elise. Cieszę się, że żyjesz, że mam cię tutaj, że mogę być twoją mamą, rozumiesz? – powiedziała twardo Theresa, odsuwając córkę na długość ramion i wbijając w nią oburzony wzrok. – I nie musisz mnie za nic przepraszać. A teraz odpocznij, bo cała się trzęsiesz. Może powinnaś zrezygnować z pracy w tym ośrodku? Zastanów się, słonko.

Elise położyła się do łóżka wcześnie, ale nie zmrużyła oka. Wciąż myślała o tym, co się dzisiaj wydarzyło, wciąż w jej uszach dzwonił głos pana Teodora, który ze smutkiem powtarzał, że jego wnuk nie żyje.

Czy jej reakcja nie była przesadzona? Czy histeria, w którą wpadła, miała rację bytu? Czy przez ostatnie lata nie powinna się uodpornić?

Właściwie szło jej nieźle. W rodzinie nie rozmawiało się o tym, co miało miejsce trzy lata wcześniej, bo postanowiono wrócić do normalnego życia i wyprzeć ze świadomości tamto wydarzenie. W szkole było z początku bardzo trudno, zwłaszcza gdy Sofia Holt zaczęła ją kompletnie ignorować, ale kiedy pod swoje skrzydła wzięli ją Kerstin i Marcus, wszystko powoli wróciło do jako takiej normy. No i nie wiedziała, że w Sandefjord mieszkał pan Larsen z żoną, bo jakoś starała się nie myśleć o tej rodzinie.

No i nie miała pojęcia o istnieniu Williama. Czy chłopak rzeczywiście nie wiedział, z kim się zapoznał?

Te myśli przelatywały jej przez głowę i nie mogła przez nie zasnąć. Serce biło jej niespokojnie, w piersi czuła znajomy ból, a gardło ściskał niemy szloch. Przewracała się z boku na bok, przeklinając płynącą w jej żyłach adrenalinę, która powodowała to splątanie.

Może powinna porzucić pracę w domu starców? Gdy ją wybierała, nawet nie przyszło jej do głowy, że mogłaby spotkać się z dziadkiem Hugona. A miała możliwość pomocy w schronisku dla psów! Stwierdziła wtedy, że wolałaby jednak kontakt z ludźmi.

Wschód słońca wcale nie przyniósł ukojenia. Elise jednak tradycyjnie podniosła się, sięgnęła po aparat i wyszła na balkon. Pragnęła zająć myśli czymś innym niż pokręconą sytuacją, w której się znalazła. Była taka zmęczona tą nocą i natrętnymi wspomnieniami, że z ulgą przyłożyła aparat do oka i zaczęła robić zdjęcia.

Opowieści z SandefjordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz