Rozdział dwunasty

291 29 14
                                    

Dzień po tej trudnej wizycie u psychologa Elise jak zwykle zaczęła wczesną pobudką. Od wczoraj nie czuła właściwie nic i ta pustka w środku niej zdążyła się zrobić przytłaczająca. Czekała, aż dawne poczucie winy i prawdziwa nienawiść do siebie powrócą, ale od kilku godzin się to nie działo, zupełnie jakby opowiedzenie o tym, co zdarzyło się trzy lata temu, przykryło wszelkie emocje związane ze śmiercią Hugona.

Diana podziękowała jej za wizytę, chwaląc za to, że Elise odważyła się przed nią otworzyć. Dziewczyna jednak niewiele pamiętała z tego, co radziła jej pani Lang, bo za bardzo przeżywała fakt, że zmusiła się, by już na drugim spotkaniu opowiedzieć Dianie o największym koszmarze swojego życia.

Przez ostatni tydzień relacje między nią a Willem diametralnie się zmieniły. To, co usłyszała od niego podczas festynu, zraziło ją i na nowo zamknęła się w sobie. Na jego wiadomości odpisywała najczęściej jednym słowem, a telefonów nie odbierała wcale. W domu starców unikała go, jak tylko mogła, chociaż i tak udało mu się ją kilka razy złapać podczas obiadu i pogadać o wszystkim i o niczym.

Nie wiedziała, czy czegoś się domyślił. Wciąż zachodziła w głowę, jakim cudem nie skojarzył jej z wypadkiem. Czyżby nie poznał tożsamości dziewczyny, która pozbawiła życia jego brata? Czy jego rodzina naprawdę ukrywała jej nazwisko? Nie umiała tego logicznie wytłumaczyć, a jednocześnie brakowało jej odwagi, by spytać o to Willa.

Tak bardzo się bała, że go straci, a jednocześnie odsuwała chłopaka od siebie. Czuła się pełna sprzeczności i nie potrafiła znaleźć złotego środka w całej tej sytuacji. Była pewna, że coś czuła do Willa, chociaż znali się tak krótko, bo zaledwie dwa tygodnie, a jednak ten czas wystarczył, by całkowicie straciła dla niego głowę. Mimo to gdzieś z tyłu głowy wciąż świtała jej druzgocąca myśl, że chociaż wyraźnie podobała się chłopakowi, to jednocześnie zniszczyła jego życie trzy lata temu.

– Elise, słonko, zejdź na dół. Przyjechał właśnie Aaron z rodziną, trzeba się przywitać. – Mama wsunęła głowę przez szparę w drzwiach. – Wszystko w porządku, skarbie?

Elise pokiwała głową z przyzwyczajenia, podnosząc się z łóżka. Wcale nie miała ochoty spędzać czasu z bratem, bo jej głowę zaprzątały zupełnie inne rzeczy, ale liczyła na to, że wspólny obiad odciągnie jej myśli od sprawy z Willem.

Kiedy schodziła na dół, zdała sobie nagle sprawę, że William był pierwszym chłopakiem, do którego poczuła coś więcej od czasów Ollego. Tamto zauroczenie wspominała jednak z zażenowaniem i wstydem, doskonale pamiętając, do jakiej tragedii pośrednio doprowadziło.

Tradycyjnie uścisnęła radosną Ingrid i poczochrała włosy bratanicom, które zaraz po tym pobiegły do salonu, gdzie czekały na nie zabawki. Gdy jednak Aaron zamknął ją w swoich nienaturalnie długich ramionach, zesztywniała, nie odwzajemniając tego gestu.

– Wszystko dobrze, Elise? – Rzucił jej uważne spojrzenie, odsuwając na długość ramion.

– Oczywiście.

Od kiedy tak świetnie kłamała? Chyba nauczyła się wreszcie robić pokerową twarz, bo oszukiwała w ten sposób od tygodnia całą rodzinę, Kerstin, Marcusa oraz Williama. Sam fakt, że tydzień temu na festynie chłopak nie domyślił się prawdy, świadczył o tym, jak świetnie panowała nad swoją mimiką mimo emocjonalnych zawirowań gdzieś w środku.

Aaron nic nie odpowiedział, zacisnął jedynie usta w wąską linię. Minął ją bez słowa, najwyraźniej podirytowany, po czym przywitał się z rodzicami.

Czyżby jednak czegoś się domyślił? Ostatnio na urodzinach dziadka rozgryzł Elise bezbłędnie.

– Siadajcie do obiadu, zaraz ryba będzie gotowa – trajkotała radośnie Theresa.

Opowieści z SandefjordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz