— To Samotne Wyspy. Widać już Wąski Port — oznajmił Drinian, patrząc przed siebie, gdy słońce zachodziło za horyzontem, rzucając ostatnie promienie światła na zniszczone budynki miasta. Odebrałam od Kaspiana lunetę i przyłożyłam ją sobie do oka, przyglądając się wyspie.
— Dziwne. Ani jednej naszej flagi na maszcie — mruknęłam, podając przedmiot Edmundowi. — Archipelag zawsze należał do Narnii.
— Podejrzana sprawa — przyznał Piotr, marszcząc brwi.
— Zaraz wyślemy kogoś na zwiady — stwierdził czarnowłosy, składając lunetę. — Drinian?
— Wasza Wysokość mi wybaczy, ale na pokładzie to król Kaspian jest moim przełożonym — odparł kapitan po chwili wahania, a wszystkie pary oczu spoczęły na piętnastolatku.
— Racja.
— Wyślemy dwie łodzie — zadecydował telmarski król. — Drinian, wybierz odpowiednich ludzi.
— Tak jest — odpowiedział, biorąc od Edmunda lunetę i ruszył za brunetem w stronę schodów prowadzących na górny pokład.
— Tavros — Mój przyjaciel skinął głową na minotaura.
— Spuścić szalupy. Zwinąć żagle i przygotować się do rzucenia kotwicy — Jego donośny głos rozniósł się po pokładzie, a cała załoga zabrała się do pracy. Zbiegłam po stopniach, kierując się do pomieszczenia rufowego, w którym zostawiłam swój kołczan.
— Tato?! — Zatrzymałam się gwałtownie, słysząc wołanie dziecka i z lekko uchylonymi ustami odwróciłam się na pięcie. Mały chłopczyk o blond włosach biegł w stronę Piotra, który kucnął, widząc nadbiegającego malca. Powolnym krokiem zaczęłam się do nich zbliżać. — Co się dzieje? Schodzicie na ląd?
— Tak, musimy załatwić parę spraw — odpowiedział mu niebieskooki. — Spójrz, poznajesz kto to? — zapytał, wskazując mnie palcem. Chłopiec spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami, a po chwili szeroko się uśmiechnął, przytakując energicznie głową.
— Cześć Rilianku — przywitałam się z nim.
— Cześć mamo — powiedział wesoło, podbiegając do mnie, po czym przytulił się do moich nóg. Schyliłam się, aby zabrać go na ręce. Chłopczyk od razu pocałował mnie w policzek i mocno przytulił. — Tęskniłem za tobą, mamo.
— Ja za tobą też, kochanie — wyszeptałam, spoglądając na zbliżającego się Piotra. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy nawet na sekundę. Ponownie miałam przy sobie moich dwóch blondynów.
— Łodzie gotowe! — Odstawiłam mojego syna na podłogę, słysząc krzyk Tavrosa.
— Za niedługo z tatą wrócimy — Przeczesałam jego włosy palcami, po czym ruszyłam w stronę łódek.
— Masz być grzeczny — przypomniał mu ojciec.
— Dobrze, tato — odparł dzieciak. Z pomocą Piotra weszłam do łodzi i zajęłam miejsce obok uśmiechniętej Łucji.
***
Stanęłam na nierównych stopniach, rozglądając się dookoła. Jak na miasto panowała tutaj podejrzana, wręcz niepokojąca cisza. Czyżby się wszyscy gdzieś pochowali? Kaspian ruszył w górę schodami, trzymając w ręce kuszę.— Z życiem, morświnie jeden — odezwał się Ryczypisk, wyciągając łapę w stronę Eustachego próbującego wyjść z szalupy na ląd.
— Doskonale sam sobie poradzę — burknął, odrzucając pomoc myszy, a chwilę później, zamiast stać na ziemi, leżał na schodach. Mały rycerz przewrócił tylko oczami.
CZYTASZ
Don't Leave [Piotr Pevensie]
FanfictionLaura jest zwykłą 16-letnią dziewczyną. Kiedy Londyn zostaje atakowany przez Niemców, matka wysyła ją na wieś do profesora Kirke. Nie jest jednak jedyną osobą, która szuka tam schronienia. Co się stanie, gdy Laura spotka rodzeństwo Pevensie? OPIS DR...