3x03: POBYT NA SAMOTNYCH WYSPACH

3.1K 126 60
                                    

— To Samotne Wyspy. Widać już Wąski Port — oznajmił Drinian, patrząc przed siebie, gdy słońce zachodziło za horyzontem, rzucając ostatnie promienie światła na zniszczone budynki miasta. Odebrałam od Kaspiana lunetę i przyłożyłam ją sobie do oka, przyglądając się wyspie.

— Dziwne. Ani jednej naszej flagi na maszcie — mruknęłam, podając przedmiot Edmundowi. — Archipelag zawsze należał do Narnii.

— Podejrzana sprawa — przyznał Piotr, marszcząc brwi.

— Zaraz wyślemy kogoś na zwiady — stwierdził czarnowłosy, składając lunetę. — Drinian?

— Wasza Wysokość mi wybaczy, ale na pokładzie to król Kaspian jest moim przełożonym — odparł kapitan po chwili wahania, a wszystkie pary oczu spoczęły na piętnastolatku.

—  Racja.

— Wyślemy dwie łodzie — zadecydował telmarski król. — Drinian, wybierz odpowiednich ludzi.

— Tak jest — odpowiedział, biorąc od Edmunda lunetę i ruszył za brunetem w stronę schodów prowadzących na górny pokład.

— Tavros — Mój przyjaciel skinął głową na minotaura.

— Spuścić szalupy. Zwinąć żagle i przygotować się do rzucenia kotwicy — Jego donośny głos rozniósł się po pokładzie, a cała załoga zabrała się do pracy. Zbiegłam po stopniach, kierując się do pomieszczenia rufowego, w którym zostawiłam swój kołczan.

— Tato?! — Zatrzymałam się gwałtownie, słysząc wołanie dziecka i z lekko uchylonymi ustami odwróciłam się na pięcie. Mały chłopczyk o blond włosach biegł w stronę Piotra, który kucnął, widząc nadbiegającego malca. Powolnym krokiem zaczęłam się do nich zbliżać. — Co się dzieje? Schodzicie na ląd?

— Tak, musimy załatwić parę spraw — odpowiedział mu niebieskooki. — Spójrz, poznajesz kto to? — zapytał, wskazując mnie palcem. Chłopiec spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami, a po chwili szeroko się uśmiechnął, przytakując energicznie głową.

— Cześć Rilianku — przywitałam się z nim.

— Cześć mamo — powiedział wesoło, podbiegając do mnie, po czym przytulił się do moich nóg. Schyliłam się, aby zabrać go na ręce. Chłopczyk od razu pocałował mnie w policzek i mocno przytulił. — Tęskniłem za tobą, mamo.

— Ja za tobą też, kochanie — wyszeptałam, spoglądając na zbliżającego się Piotra. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy nawet na sekundę. Ponownie miałam przy sobie moich dwóch blondynów.

— Łodzie gotowe! — Odstawiłam mojego syna na podłogę, słysząc krzyk Tavrosa.

— Za niedługo z tatą wrócimy — Przeczesałam jego włosy palcami, po czym ruszyłam w stronę łódek.

— Masz być grzeczny — przypomniał mu ojciec.

— Dobrze, tato — odparł dzieciak. Z pomocą Piotra weszłam do łodzi i zajęłam miejsce obok uśmiechniętej Łucji.

***
Stanęłam na nierównych stopniach, rozglądając się dookoła. Jak na miasto panowała tutaj podejrzana, wręcz niepokojąca cisza. Czyżby się wszyscy gdzieś pochowali? Kaspian ruszył w górę schodami, trzymając w ręce kuszę.

— Z życiem, morświnie jeden — odezwał się Ryczypisk, wyciągając łapę w stronę Eustachego próbującego wyjść z szalupy na ląd.

— Doskonale sam sobie poradzę — burknął, odrzucając pomoc myszy, a chwilę później, zamiast stać na ziemi, leżał na schodach. Mały rycerz przewrócił tylko oczami.

Don't Leave [Piotr Pevensie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz