ROZDZIAŁ BONUSOWY - PETER ENDING

1.7K 66 32
                                    

— Rusz się! — Usłyszałam krzyk, a już po chwili zostałam gwałtownie pchnięta na drewnianą posadzkę. Wpatrywałam się w błękitne tęczówki Piotra, który teraz przygniatał mnie swoim ciałem do podłogi. Chwila ta nie trwała jednak długo. Po chwili rozległo się przeraźliwe skrzeczenie, które zwróciło uwagę wszystkich. Na pokładzie leżała jedna z kończyn stworzenia, która po chwili zaczęła zamieniać się w zieloną mgłę. Kilka sekund później nie było już po niej śladu. — Pokonamy go — mruknął blondyn, podnosząc się, po czym wyciągnął do mnie dłoń i pomógł uczynić to samo.

— Trzeba ściągnąć go na brzeg — powiedział Edmund, chowając miecz.

— Wszyscy na główny pokład! — krzyknął Drinian, przechodząc między członkami załogi.

— Naszykować harpuny! — Rozkaz Kaspiana został od razu wykonany. Wszyscy zaczęli zbierać się wokół kapitana, który wyciągał ze schowka harpuny. Każdy wziął od niego jedną i ustawił się przy burcie, czekając na dalsze polecenia z jego lub Kaspiana strony. Młody król, sam wyposażony w broń, dołączył się do nas. — Gotowi? — zawołał, rozglądając się po zgromadzonych.

— Aye, sir! — odkrzyknęli chórem.

— Rzucać! — Chwilę po tej komendzie, dziesiątki ostrych grot wbiło się w obślizgłe cielsko potwora. — Przygnijcie mu głowę! — Wzrokiem próbowałam odszukać Edmunda, którego później zauważyłam, jak wspinał się na bocianie gniazdo.

— Ciągnijcie mocniej! — zawołałam, gdy czarnowłosy był już bliski celu. Wąż musiał znaleźć się bliżej statku, aby Ed mógł bez problemu ugodzić go mieczem. Liny napięły się jeszcze bardziej. Jednak gdy chłopak zajął odpowiednią pozycję, zamarł w miejscu, wpatrując się tępo w przestrzeń. Czułam, że moje ręce powoli słabły. — Edmund! Zabij go! — wrzasnęłam, lecz nie zareagował. Chwilę później stwór szarpnął się gwałtownie. Zabezpieczenia harpun oderwały się od burty, przez co kilka osób wylądowało na podłodze, a ja poczułam, że moje nogi odrywają się od podłoża. Zanim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, znajdowałam się nad ciemną wodą, kurczliwie trzymając się liny, podczas gdy stworzenie nadal się szarpało. To na prawo, to na lewo. Aż w końcu moje ręce odmówiły posłuszeństwa. Puściłam sznur, a moje ciało po krótkim czasie zetknęło się z zimną cieczą. Zaczęłam machać rękami, starając wydostać się na powierzchnię. Kiedy mi się to udało, zaczerpnęłam gwałtownie powietrza. Rozejrzałam się dookoła, lecz zanim się zorientowałam, wszystko stało się ciemniejsze. W moich uszach rozbrzmiał wrzask Piotra, nade mną pojawiło się obślizgłe cielsko, które runęło w dół. Prosto na mnie. Wszelkie próby ucieczki nie miały sensu. Nim zdążyłam ponownie nabrać powietrza do płuc, spadło na mnie kilkusetkilogramowe cielsko. Głowa mnie rozbolała, przed oczami pociemniało.

***

— No, Laura — wydyszał blondyn. — Ocknij się!

Czułam regularne uciśnięcia na mostku, a po chwili także zbierającą się w moich ustach wodę. Wyplułam ją, odwracając się na bok i delikatnie unosząc się na łokciu. Plułam i kasłałam przez dobrą minutę, po czym przeniosłam wzrok na siedzącego obok mnie Piotra, który uśmiechał się, ciężko oddychając.

— Udało się? — zapytałam, na co się cicho zaśmiał. Podniosłam się do pozycji siedzącej.

— Udało się — odpowiedział, zarzucając na moje ramiona ciepły koc, który podał mu Kaspian. Rozejrzałam się po pokładzie. Straty były dość duże. Wiele elementów statku wymagało naprawy, między innymi liczne połamane deski i powyrywane z burty zabezpieczenia harpun, kilka osób było rannych, kilka z nich nie przeżyło starcia z ciemnymi mocami. Straty od zawsze były nieodłącznym elementem wszelkich walk i wojen, lecz świadomość, że udało nam się osiągnąć cel, złączyć ponownie rodziny, była na tyle satysfakcjonująca, iż mogliśmy choć na chwilę zapomnieć o bólu i cieszyć się zwycięstwem. Wiedzieliśmy, że trud, jaki włożyliśmy w tę wyprawę, się opłacił.

Don't Leave [Piotr Pevensie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz