1x05: W ZAMKU BIAŁEJ CZAROWNICY

6.8K 250 12
                                    

Dysząc ciężko, zatrzymałam się przed wejściem do zamku. Po unormowaniu oddechu, pchnęłam delikatnie drzwi i weszłam do środka. Zdziwiona rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znalazłam. Podłoga była pokryta białym puchem, prószył śnieg, a w różnych miejscach rozstawieni byli skamieniali Narnijczycy. Przełknęłam głośno ślinę i opatulając się szczelniej futrem, ruszyłam w głąb budynku. Widząc statuetki zwierząt, podchodziłam do nich i zrzucałam z ich głów warstwy śniegu. Kiedy zaczęłam strzepywać puch z kolejnego zwierzęcia, warknęło, ukazując ostre kły. Cofnęłam się gwałtownie i potknąwszy się o mniejszą figurkę, upadłam na posadzkę. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam spanikowana na zbliżającego się wilka.

— Leż, bo już nigdy nie wstaniesz! — ostrzegł. — Co tutaj robisz? Nie umiesz mówić? — zapytał, kiedy nie otrzymał odpowiedzi. — O twoim losie zadecyduje królowa. Chodź za mną i nie próbuj uciekać, jeśli ci życie miłe — Ruszył przed siebie, kierując się w stronę lodowych schodów. Posłusznie poszłam w jego ślady.

— Więc czemu przychodzisz sam?! — Rozbrzmiał ostry, mrożący krew w żyłach głos.

— Wasza Wysokość — odezwał się mój towarzysz, otworzywszy pyskiem drzwi, prowadzące do sali tronowej. Mój wzrok spoczął na wysokiej kobiecie o niezmiernie bladej, niemalże białej, cerze. Była ubrana w długą, sięgającą do ziemi suknię, a jej spięte blond włosy stały niczym igła z tyłu głowy, na której widniała korona stworzona z sopli. W dłoni trzymała różdżkę.

— Laura? — Edmund zdziwiony moją obecnością, uniósł wysoko brwi.

— To twoja siostra? — Na ustach Czarownicy zagościł sztuczny uśmiech. — Witaj, słonko — Podeszła do mnie i chwyciła mój podbródek.

— Nie jestem jego siostrą — burknęłam.

— Więc to ty jesteś tą przyjaciółką, o której Edmund tyle mówił. Gdzie zostawiłaś swoich przyjaciół?

Nie odpowiedziałam. Nie chciałam wkopywać ich w jeszcze większe kłopoty. Wszyscy jesteśmy już i tak w niebezpieczeństwie.

— Gdzie oni są?! — wrzasnęła, celując we mnie końcem różdżki.

— Są w połowie drogi! W domku przy tamie. U państwa Bobrów. Zostaw ją, proszę!

— Edmund stał się o wiele rozmowniejszy odkąd tu jesteś — zauważyła. — Ginarbryk, zaprowadź naszych gości do lochów i weź dziewczynie ten płaszcz. Nie potrzebuje go — zarządziła, a karzeł podszedł do mnie i zaczął szarpać moje ubranie, a gdy skończył, przyłożył sztylet do moich pleców. — Maugrim! Wiesz, co robić.

Wilk stojący obok tronu wiedźmy zawył przeraźliwie i już po chwili w pomieszczeniu roiło się od jego kompanów. Sama nie wiedziałam, co bardziej mnie przerażało. To, że wokół mnie były dziesiątki wilków, czy to, że za chwilę wyruszą w świat, szukać pozostałych członków rodziny Pevensie. Zanim zdążyłam to przemyśleć, zostałam popchnięta w nieznajomym mi kierunku. Sługa Czarownicy prowadził nas przez cały zamek, aż doszliśmy do lochów. Pchnął nas z całej siły, tak że oboje wylądowaliśmy na twardej posadzce. Jęknęłam z bólu, pocierając obolałe miejsca. Nie mogłam uwierzyć, że Edmund tak perfidnie nas zdradził. Powiedział Czarownicy, gdzie jest reszta, a teraz wilki będą ich ścigały po całej Narnii.

— Nic ci nie jest? — zapytał czarnowłosy, wpatrując się ze zmartwieniem w moją twarz. Pokręciłam przecząco głową, opierając się plecami o zimną ścianę i zaczęłam szarpać swoje brązowe loki.

— Jak mogłeś? — Spojrzałam na niego spode łba, a w moim głosie można było usłyszeć nutę złości. Nie rozumiałam tego człowieka. Miał rodzeństwo, które go kocha, a on podstępnie ich wydał w ręce kobiety, chcącej nas wszystkich wykończyć. — Wszyscy ryzykują za ciebie życie, a ty tak się odwdzięczasz? Oni są w stanie za ciebie zginąć Ed! A ty mówisz tej wiedźmie, gdzie oni są?! Grozi im teraz śmiertelne niebezpieczeństwo!

Don't Leave [Piotr Pevensie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz