3x01: PRZEZ OBRAZ DO NARNII

3.2K 151 41
                                    

*PIOTR POV*

Mimo wyraźnych sprzeciwów matki wybiegłem z domu i skręciłem w lewo, chcąc jak najszybciej dostać się do Laury. Po raz kolejny zaatakowano Londyn, a ja nie mogłem tak po prostu zostawić moją dziewczynę na pastwę losu. Skuliłem się instynktownie, słysząc przelatujące nade mną samoloty. Zatrzymałem się dopiero, gdy moim oczom ukazał się budynek, do którego zmierzałem. Drzwi były otwarte, światło się paliło, a w środku mogłem zauważyć dwie krzątające się kobiety. W pewnym momencie Laura odwróciła się w moją stronę i rozpoznając mnie, chwyciła małą torbę, biegnąc w moim kierunku.

— Chodź szybko, słońce! — krzyknąłem, wyciągając w jej stronę dłoń. Zdążyła zrobić zaledwie kilka kroków, gdy na dom rodziny Smith spadła bomba, pod której wpływem upadłem na ziemię, a moje ubrania momentalnie stanęły w płomieniach. Ugasiłem je jak najszybciej potrafiłem i przerażony utkwiłem swój wzrok w płonącej budowli, a raczej w tym, co z niego zostało. — Laura! — Nie myśląc rozsądnie, zerwałem się z miejsca, aby znaleźć dziewczynę, lecz to co zobaczyłem spowodowało, że w moich oczach stanęły łzy. Załamany padłem na kolana, wpatrując się w palące się ciało brunetki. — Nie zostawiaj mnie, Lauro. Nie zostawiaj mnie, proszę...

***

Obudziłem się, czując jak moja głowa uderza o twardą posadzkę. Potarłem obolałe miejsce, podnosząc się na łokciach. To był tylko sen, powtarzałem sobie. Laurze nic nie jest, na pewno jest cała i zdrowa. Nieco uspokojony wstałem z podłogi i ułożyłem się na hamaku. Tego typu koszmary męczą mnie odkąd wypłynęliśmy. Nawet Kaspian zaczął się martwić o moje zdrowie psychiczne, jak i fizyczne, ponieważ każdej nocy wierzgałem się we wszystkie strony, aż w końcu spadałem, krzycząc ,,Nie zostawiaj mnie". Powinienem zmienić kajutę, aby choć jeden z nas mógł się wyspać. Przymknąłem oczy i starając się myśleć o czymś przyjemnym, podjąłem kolejną próbę zaśnięcia.

*LAURA POV*

Uchyliłam lekko drzwiczki skrzynki pocztowej i chwyciłam leżące w niej koperty. Wszystkie były zaadresowane do mojej mamy prócz jednej, w której prawym górnym rogu znajdowała się pieczęć komisji maturalnej. Niczym porażona prądem zerwałam się z miejsca i z hukiem otworzyłam prowadzące do domu drzwi.

— Mamo! — krzyknęłam, wbiegając do kuchni, a moja rodzicielka podskoczyła ze strachu, omal nie upuszczając wydmuszki z jajkami.

— Dziecko, nie strasz mnie tak! Co się stało?

— Patrz! — Wymachiwałam kopertą przed jej oczami.

— Nie umiem przeczytać jak tak tym trzepiesz! — zaśmiała się. Szybko zajęłam miejsce przy stole, łapiąc po drodze nóż i zaczęłam gorączkowo rozcinać papier. Wyjęłam kartkę i zabrałam się za analizowanie jej treści.

— Dziewięćdziesiąt jeden procent z biologii i dziewięćdziesiąt pięć z chemii! — Uradowana podsunęłam mamie kartkę pod nos.

— Jestem z ciebie dumna kochanie — szepnęła, mocno mnie do siebie tuląc. — Na pewno chcesz się powiadomić tymi wieściami z przyjaciółmi, prawda? — Przytaknęłam energicznie głową, po czym spojrzałam na wiszący na ścianie zegar, który wskazywał jedenastą piętnaście. Z świadomością, że pociąg odjeżdża za pół godziny, ruszyłam biegiem w stronę schodów. — Pozdrów ich ode mnie! — zawołała za mną kobieta. Spakowałam do swojej małej torebki wszystkie potrzebne rzeczy, przerzuciłam ją sobie przez ramię i wyjrzałam przez okno, a ujrzenie dwóch bardzo dobrze znanych mi sylwetek spowodowało, że z piskiem radości rzuciłam się w stronę drzwi wyjściowych.

— Edmund! — Grupka ludzi idąca chodnikiem dziwnie się na mnie popatrzyła, gdy ich wyprzedzałam, lecz nie zwracałam na nich większej uwagi i z impetem wbiegłam w ramiona czarnowłosego.

Don't Leave [Piotr Pevensie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz