rozdział 49 "List"

353 26 10
                                    

Wylądowałem przed chatą dziewczyny. Młode małżeństwo zeszło ze mnie. Czkawka chwycił blondynkę za talie zsuwając z siodła i objął ją następnie ramieniem chcąc ułatwić jej poruszanie się.

-Dam radę... - wymamrotała wychodząc z uścisku.

Czkawka popatrzył na nią chcąc zobaczyć czy na prawdę da. Odziwo chwiała się nieco, ale szła. Odpuścił więc i szedł za nią jak coś asekurując. Ja podreptałem wolno za nimi. Astrid otworzyła drzwi stając na chwile w nich. Rozglądała po wnętrzu, jak gdyby co najmniej dekady tu nie była. Niektórych szczegółów już dawno zapomniała, takich jak na przykład obraz jej i Wichury naszkicowany przez Czkawkę prezentujący się na szafce.

-Połóż się, a ja opatrzę ci to.- powiedział po chwili jeździec.

Astrid zdobywając się na lekki uśmiech poszła w stronę schodów i na górę do pokoju.

-Możesz się przebrać jeśli chcesz!  - powiedział głośno, by usłyszała.

Zamknął drzwi i ruszył w stronę swojej chaty klepiąc mnie po pysku.

-A ciebie coś boli,  Mordko?  - spytał, na co w odpowiedzi zamruczałem gardłowo spuszczając łeb. Nie bolało mnie nic.

-Ojć...  To ci muszę opatrzyć. - skrzywił się dotykając miejsca na szyi. Musiało to być miejsce po łańcuchu. Odskoczyłem czując ból pod jego dotykiem.

-Chodź po bandaże. - dodał po chwili ruszając ponownie do domu.

Perspektywa Astrid.

Zostałam sama w pokoju. Usiadłam na skraju łóżka rozglądając się po pomieszczeniu. Niby nic się nie zmieniło, a dla mnie było zupełnie inne niż zapamiętałam, ale jak wracałam do wspomnień nie mogłam znaleźć ani jednej różnicy. Podniosłam się w końcu idąc w stronę szafy. Wyjęłam z niej moją starą spódniczkę, granatowe getry, naramienniki i niebieską bluzkę i dodatki. To był mój ostatni egzemplarz tego stroju, miałam jeszcze jedynie coś innego, wogóle nie przypominające reszty.

Ruszyłam w stronę łazienki zamykając za sobą drzwi. Spojrzałam w lustro i z załamania wypuściłam wszystko z rąk.

-Wyglądam okropnie - oznajmiłam widząc podbite oko w nieciekawym kolorze, zaschniętą krew z nosa, przeciętą wargę i siniaki na dekolcie... Zaczęłam obmywać twarz z krwi. Co prawda teraz to wyglądało lepiej, ale to tylko krew. Oj nie zostaniemy tu na tydzień, tylko miesiąc, jak nie więcej.

Zrzuciłam z siebie potarganą sukienkę i zaczęłam się ubierać. Z trudem założyłam koszulkę. Zsunęłam ją na ciało. Była bardzo obcisła, inaczej ją zapamiętałam. Wzięłam kilka porządnych wdechów poprawiając ją. Ledwo oddychałam...  Ale nie mogłam przytyć...  Prawda?  To ona się skórczyła. Pff.  Chwyciłam za getry. Próbowałam pomóc sobie lewą ręką, ale nie wiele dała. W końcu podciągnęłam je. Dziwne...  Nie mogłam ich założyć. Musiałam co chwile naciągać je do góry, by dało radę. Westchnęłam głośno z załamania. Po jakimś czasie były założone, jeśli można tak powiedzieć. Również nie mało cisnęły.

-To teraz z górki...  - wyszeptałam do siebie pociągając spódniczkę, jednak z zapięciem jej też wcale nie było łatwo.

-O Bogowie...  Jak mogłam nie zauważyć,  że tak przytyłam?  Chwila...  To ubrania są mniejsze. Skóra z jaka też się kórczy, chyba...  - prowadziłam monolog podnoszący na duchu...  Choć wcale nie spełniał swojej roli.

Po jakimś czasie spódniczka, naramienniki i dodatki na ręce były już na swoim miejscu, choć z trudem założyłam coś skręconą kończyną.

Mój Pan, Moje ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz