rozdział 52 "Karma"

531 30 40
                                    

Perspektywa Szczerbatka.

Tej nocy nie mogłem spać. Ciągle obserwowałem Pioruna. Miałem nadzieję...  Sądziłem,  że jutro już będzie lepiej. Kate co jakiś czas budziła się i ustalała stan malucha.  Zapewniłem ją, że będę czuwał. Była wykończona. Przystała na tą propozycję. Niestety nad ranem i mnie zmorzył sen i choć walczyłem z potrzebą, w końcu uległem, a Kate przejęła wartę.

Obudziłem się kiedy słońce już wschodziło. Serce mi przyspieszyło, w głowie miałem jedną myśl - co z Piorunem? Wolno otworzyłem oczy. Kate nie było. Pioruna i reszty w sumie też. W jednej chwili,  przez umysł przeleciało mi kilkaset scenariuszy, większość tych najgorszych. Rozejrzałem się. Nagle ktoś wskoczył mi na łeb. Rozprostowałem  łapy i szybko zrzuciłem to coś z pyska, a raczej samo zeskoczyło. To był Piorun!  Wyzdrowiał!  Zaczął skakać szczęśliwy nie spuszczając ze mnie wzroku. Polizałem go czule i otarłem pyskiem. Ten zabulgotał wesoło i pogonił resztę rodzeństwa zaczynając zabawę. W tej chwili do boksu weszła Kate odprowadzając dzieci wzrokiem. Podeszła do mnie i zamachała ogonem rozpylając siano. Zamruczałem na jej widok, a ona zamlaskała i objęła mnie mordką, co odwzajemniłem.  Jednak szybko poczułem ból. Nie okazałem tego, nie chcąc niepokoić samiczki, jednak czując moje spięcie domyśliła się o co chodzi. Wyczuła moje dość świeże jeszcze obdarcie. Znajdując to miejsce na szyi zaskomlała cicho i zaczęła dokładnie oblizywać ranę. Warknąłem niecierpliwiąc się, jednak ona mnie ignorowała. Ślina Furii bardzo dobrze leczy rany. Po skończonym leczeniu spojrzała mi w oczy. Wiedziała co mnie dręczy. Muszę polecieć z powrotem na Kraniec Świata. Wiedziała, że ci ludzie są dla mnie ważni. Nie miała mi tego za złe. Dała mi znak, że mogę lecieć. Nie chciałem ponownie opuszczać mojej rodziny, ale co z moją drugą rodziną? Przyłożyłem swój nos no jej na pożegnanie i powoli ruszyłem w stronę okna stajni. Maluchy zainteresowane tym szybko podbiegły, a ja każdemu dałem buziaka. Smutnym wzrokiem obejrzałem dzieciaki, zatrzymałem się na Piorunie. Wszystkie Nocne Światła z zaciekawieniem mi się przyglądały. Zamruczałem pożegnalnie i wyskoczyłem przez okno.

Perspektywa Astrid.

Obudziłam się gdzieś po siódmej rano. Dawno nie czułam się taka odstresowana. Leżałam w ramionach Czkawki, głowę miałam na jego torsie, a on słodko spał. Słyszałam bicie jego serca. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej, tak, by go nie zbudzić. Instynktownie złapałam się jedną ręką za głowę czując nagły silny ból, który jednak zniknął tak szybko jak się pojawił. Uznałam, że to przez wczorajsze emocje i szybko o nim zapomniałam. Obróciłam się i lekko uśmiechnęłam widząc mojego partnera. Zmrużył oczy i cicho mruknął przez sen. Zaśmiałam się cicho na ten widok. Postanowiłam zrobić mu niespodziankę i ruszyłam powoli w stronę kuchni w wiadomym celu. Wstrzymałam się w progu. "Przecież nie ma jedzenia" - pomyślałam i plasłam sobie w czoło. Spiełam się niespodziewając takiego hałasu i powoli obejrzałam się czy nie obudziłam Czkawki. Na szczęście nie.Odetchnęłam z ulgą i rozejrzałam się po pokoju. W oczy rzuciło mi się moje ubranie, które Czkawka mi musiał wczoraj przynieść z domu. Tak też wzięłam je i ruszyłam do łazienki, by się przebrać. Pociągnęłam za sobą drzwi lewą ręką, zapomniałam, że jest skręcona, więc szybko ją odsunęłam pod nagłym ukłuciem bólu. Przeklnęłam pod nosem rozmasowując to, ale dało to tyle co nic. Umyłam zęby i rozczesałam włosy. Ubrałam nowe getry i spódniczkę, poczułam wielką ulgę będąc w czymś co na mnie pasuje. Podczas zdejmowania starej koszulki natchnęła mnie myśl. Czy na pewno chce siebie znowu zobaczyć? Nie chcę widzieć pozostałości po wczoraj. Ale trzeba. Rzuciłam stary T-shirt na bok i chwyciłam nowy. Spojrzałam w lustro. Skrzywiłam się znacznie. Sine miejsca nabrały intensywniejszego koloru. Dotknęłam prawą dłonią jednego z tych miejsc, ból był jeszcze mocniejszy niż wczoraj. Przynajmniej siniak pod okiem był już prawie niewidoczny, w sumie jedyne co pozostało na twarzy to przecięta warga, na szczęście... jeśli można tak powiedzieć. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku tworząc mokrą ścieżkę. Podczas skanowania swojego ciała kątem oka zobaczyłam coś w lustrze. Czymś były niedomknięte drzwi z widokiem na łóżko, na Czkawkę. Na Czkawkę, który już nie leżał, siedział bacznie mi się przyglądając. Spięłam się i szybko zrobiłam krok w bok, tak, żeby mnie już nie widział w lustrzanym odbiciu. Jak mogłam nie zamknąć tych drzwi!? Momentalnie założyłam swoją koszulkę trzymaną ciągle w ręce i zapięłam kaptur. Szybkim krokiem wyszłam z łazienki mijając się z szatynem, mającym najwyraźniej zamiar do mnie przyjść, ale wyprzedziłam jego zamiary. 

Mój Pan, Moje ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz