rozdział 43 "Uderzenie"

308 26 10
                                    

Przeciągnąłem się podnosząc z ziemi. Zapomniałem,  kto spał na mojej łapie. Zanim wyprostowałem kończynę zorientowałem się gdzie są. Delikatnie więc zabrałem łapę sprawiając,  że Czkawka i Astrid (ale ona niemal leżała na nim) zsuneli  wolno głowy na ziemię. Mało się zmieniło w ich ułożeniu. Dziewczyna dalej dłoń,  jak i głowę miała ułożoną na torsie szatyna, a ten otulał ją ramieniem, przez co leżała na nim.

Odwróciłem łeb w stronę wyjścia. Było ciemniej niż,  kiedy zasypialiśmy. Na niebie było o połowę mniej chmur i gdzie nie gdzie przebijały się gwiazdy. Księżyc właśnie zawitał na niebie. Już pora na wylot. Wędrowałem wzrokiem po śpiących jeźdźcach tulących  się do swoich smoków. Nawet sobie nie zdawałem sprawy jak bardzo brakuje mi Czkawki. Kiedy ostatnio braliśmy udział w Wyścigach Smoków czy wariowaliśmy na niebie?  Sam nie pamiętam... Ale to nie tylko jego wina... Przestałem się starać od kąd znam Kate. Ale teraz...  i ja mam rodzinę. Co ja mówię?!  On jest moją rodziną! O nie... Zazdrość?
Nie ma czasu na rozmyślania! Zaryczałem gardłowo zarządzając emigrację.

Czkawka szybko podniósł głowę siadając i tym samym zrzucając Astrid. Przestraszył się. Astrid mrucząc coś zaspanym głosem pod nosem przecierając dłonią oczy.

-C-C-Co co? - krzyczał Czkawka, ale jak opanował sytuację zaczerwienił się lekko drapiąc się za głową. Podał rękę blondynce  pomagając jej wstać.

Inni jeźdźcy lepiej znieśli pobudkę w moim wykonaniu zamruczeli z niezadowolenia, że muszą wstać.

-Już noc...  Czas lecieć. - zadecydował wódz,  że nic nie mieli do pakowania od razu wskoczył na mój grzbiet wcześniej drapiąc za uchem. Zamruczałem domagając się większej ilości pieszczot.

-No jak tak ładnie prosisz. - uśmiechnął się i z siodła zaczął drapać mnie pod brodą,  a protezą ocierał się o szyję. Nie kryjąc przyjemności podniosłem prawą łapę przenosząc cały swój ciężar na lewą stronę. Wichura również nie pogardziła głaskaniu w wykonaniu właścicielki. Ale wszystko kiedyś się kończy. Wbiłem się w powietrze niczym rakieta w kosmos. Po chwili jednak nieco zwolniłem będąc na trasie.
***
Był środek nocy, kiedy usłyszałem coś niepokojącego. Inne smoki również zawisły w powietrzu cicho powiadamiając  o czymś jeźdźców. Wysunąłem zęby warcząc, kiedy poczułem znajomy zapach. Zapach metalu
stosowanego do wyrobu klatek.

-Co jest Mordko?  - spytał Czkawka obserwując moje zachowanie.

-Czkawka, coś tu jest...  Za tym klifem!  - oznajmiła Astrid widząc i postępowanie swojego smoka. Wichura była z klasy Tropicieli, więc miała lepszy węch niż inne smoki.

-Zobaczymy to. Bliźniaki, Śledzik i Sączysmark. Wy zostaniecie tutaj,  a my sprawdzimy co to jest. Jak nie wrócimy za 15 minut lecicie w naszą stronę. - oznajmił szatyn.

-A czemu my tu zostajemy, a ty z Astrid lecicie?  - kłócił się Smark, odzyskał swoją pewność siebie. Nieco był podenerwowany z powodu,  że znowu on ma najnudniejsze zadanie.

-Bo Szczerbatek ma bardzo dobry wzrok w ciemności i jest ciemny i używa echolokacji,  a Wichura ma świetny węch i słuch. - wytłumaczył mu Śledzik.

-Dziękuję,  Śledziku. - odpowiedział zirytowany wódz i nakazał mi lecieć.

-Bądź czujny,  Szczerbek. - wyszeptał Czkawka schylając się.

-Patrz!  Tam. Statek. Myślisz,  że...  - zaczęła Astrid wskazując na wielką łódź wyglądającą za klifem.

-To mogą być Łowcy. - dokończył za nią.

-To jaki jest plan?

-Najpierw zapytamy co tu robią, a potem się okaże.

Astrid przytaknęła i po chwili zniżyła lot smoczycy. Staliśmy na środku łodzi. Bo bokach miała ona kusze i wyrzutnie sieci.

Mój Pan, Moje ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz