III

337 28 2
                                    

-Ciel, zaczekaj! - usłyszałem nadbiegającego Finniana. - Mieliśmy wrócić razem, zapomniałeś?
-Racja, wybacz. - skłamałem przewracając oczami. A myślałem, że udało mi się wykręcić...
Gdy wyszliśmy, na zewnątrz panował już zmrok. O dziwo Finny nie zaczął zalewać mnie falami pytań. Naprawdę starałem się udawać, że wszystko jest w porządku, i jak widać - z powodzeniem.
Nasze drogi rozeszły się przed parkiem, w którym dzisiaj rano spotkałem Sebastiana i tamtego nadpobudliwego, czerwonowłosego durnia, podającego się za jego chłopaka.
Przechodząc kilka metrów, nagle oniemiałem zatrzymując się w miejscu. Park przypominał teraz bardziej nieokiełznane, gęste zarośla niżeli mały, miejski zieleniec. Czułem się obserwowany, a raczej... Byłem pewny, że ktoś lub coś wlepia we mnie swoje ślepia. Nie mogłem niczego dostrzec, ale wiedziałem, że tam jest. Rozsądek mówił: "Uciekaj!", jednak ciało nie reagowało. Zamknąłem oczy, jakoby miało to mi w czymś pomóc. Stałem w bezruchu, dopóki nie usłyszałem szelestu liści. Wtedy się przełamałem. Zacząłem biec przed siebie, ile sił w nogach.
Nim się obejrzałem, znajdowałem się już po drugiej stronie parku. Odetchnąłem z ulgą. Na pewno minie dużo czasu, zanim ponownie postawię tam swoją stopę. Z lekką zadyszką zwróciłem się w stronę domu, rozglądając się ciągle w celu upewnienia się czy nikt w dalszym ciągu mnie nie śledzi.
Gdy stałem już przed drzwiami, pospiesznie wyciągnąłem klucze z plecaka i je otworzyłem. Po wejściu natychmiast zapaliłem światło w obawie, że coś mogłoby czyhać na mnie w ciemnych otchłaniach korytarza. Brzmi to żałośnie, ale takie rzeczy naprawdę mnie przerażają.
Szybko zdjąłem buty, kurtkę, szalik i nie zatrzymawszy się ani na chwilę, pobiegłem prosto do pokoju. Pomimo, że byłem naprawdę głodny, nie odważyłem się pójść do kuchni. Postanowiłem poczekać do powrotu rodziców. W końcu ma się te szesnaście lat...
Przez ten czas nie pozostało mi nic, tylko odrabiać lekcje, chociaż nie było ich aż tak dużo.
W miarę mijającego czasu, moje powieki - niczym żelazne kurtyny - zaczęły mimowolnie opadać i w końcu usnąłem opierając głowę na dłoni.

-Ciel! - usłyszałem. Przetarłem oczy. W drzwiach stała moja mama. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem.
-Nie mogłam cię obudzić. Chodź, zrobiłam kolację.
Skinąłem głową wstając z krzesła. Gdy zszedłem do kuchni, mój ojciec siedział już przy stole, przeglądając jakieś dokumenty i popijając co jakiś czas herbatę.
-Cześć. - powiedziałem.
-Cześć, synu. Co tam? - uśmiechnął się.
-Nic ciekawego, to co i zawsze. - odpowiedziałem odsuwając krzesło.
Gdyby tylko wiedział, co tak naprawdę miało miejsce...

Naucz mnie kochać | SebaCiel Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz