- Jesteś gotowy zobaczyć swój domek? - zapytał podekscytowany Chenle, zupełnie jakby to on był teraz na miejscu białowłosego.
- Dlaczego wy wszyscy się mnie wciąż pytacie, czy jestem gotów? - wymamrotał pod nosem Jeno, po czym otworzył drzwi, przed którymi zatrzymał się jego towarzysz.
Kiedy dwójka zatrzymała się przed niebieskim domkiem, białowłosy odetchnął z ulgą, ponieważ przez całą drogę musiał siłą powstrzymywać Chenle przed rozpoczęciem biegu. Był pewny, że chłopak nie wytrzyma długo, trzymając go za rękę, jednak widocznie był zbyt zdesperowany i się nie poddawał. Po otwarciu drzwi, uznał jednak, że było warto zużyć ostatki swoich sił.
Jeno nigdy nie mieszkał w dużym domu, ponieważ nigdy nie miał na to wystarczająco dużej rodziny, po przeprowadzeniu się do cioci w szczególności, dlatego już od dawna przyzwyczaił się do małych przestrzeni, co teraz mu się na pewno przyda. Sam przedpokój był malutki i bardzo przytulny, a dzięki porozrzucanym na podłodze butom przynajmniej wiadomo było, że ktoś tu mieszka i że nie będzie miał domku sam, co w sumie jednak było mu obojętne.
Największy pokój, w którym znajdowała się sofa z fotelami do kompletu oraz milion roślin, miał oczywiście niebieskie ściany, podobnie jak fasada domku, a Jeno domyślił się, że pewnie po prostu każdy domek ma dobrany do niego kolor. I akurat on dostał niebieski.
- Ironia losu - prychnął pod nosem, przeciągając palcem po błękitnej kanapie, po czym ruszył w stronę schodów, by wejść się na piętro.
Ku swojemu zdziwieniu zobaczył, że znajduje się tam korytarz prowadzący do tylko jednego pokoju, w którym stały dwa łóżka, w tym jedno było pięknie pościelone, podczas gdy na drugie była niedbale rzucona kołdra, spod której wystawała nawet piżama. Wyraźnie było widać, że tylko jedna strona pokoju jest zamieszkana, ponieważ tylko na jednej wisiały różne zdjęcia, leżały porozwalane książki oraz skarpetki, które nawet nie były do pary.
Jeno najbardziej zwrócił uwagę jednak na rozciągający się za ogromnymi oknami widok, który nawet jemu zaparł dech w piersiach. Zupełnie tak jak wtedy, kiedy się obudził, zauważył, że całe otoczenie jest wręcz idealne - piękny zachód słońca, las, który w tym momencie już nie wydawał się tak przerażający, po tym jak zobaczył co się w nim znajduje, a w oddali ujrzał nawet jezioro. Nie dziwiło go to, że nie było żadnych zasłon, w końcu kto chciałby zasłaniać taki widok?
- Kiedy o piątej rano budzi cię słońce, masz ochotę zrobić zasłonę z własnej pościeli - odpowiedział mu na to pytanie nie kto inny jak opierający się o framugę Jisung.
Białowłosy odwrócił się w jego stronę, a zaraz za nim zauważył jeszcze podskakującego Chenle, który zdawał się cierpieć na nadmiar energii, Doyounga ze złączonymi rękami za plecami, a także Jaemina. Dzięki półmrokowi panującemu w korytarzu, Jeno przekonał się, że różowowłosy naprawdę się świeci, ponieważ rozświetlał korytarz na lekko pomarańczowo, zupełnie jak ogień w kominku. Chłopak zmarszczył brwi i uważnie przyjrzał się tej czwórce, uświadomiwszy coś sobie.
- Mam nadzieję, że żaden z was nie jest moim współlokatorem - westchnął i zaczął się modlić, by jak już to okazał się nim Doyoung, ponieważ wydawał się najmniej irytujący z nich wszystkich.
Jeno miał wrażenie, że prędzej czy później zwariowałby, gdyby całą noc musiał spędzić obok blasku Jaemina wciąż rażącego go w oczy lub Chenle, ponieważ miał wrażenie, że chłopak potrzebuje co najmniej trzech godzin na zaśnięcie. A Doyoung przynajmniej mógłby mu codziennie pomagać zasypiać.
- Może to robić, nawet nie mieszkając z tobą - powiedział Jisung. - A jeśli chodzi o resztę, to tak, rzeczywiście ich współlokatorzy na to narzekają, ale wszystko to kwestia przyzwyczajenia.
CZYTASZ
maybe love is not for me || nomin ||
FanficOd wypadku, w którym zginęli rodzice Lee Jeno, chłopak nie chciał nigdy więcej cierpieć. Jego życzenie zostało spełnione, sprawiając, że wszystkie jego emocje oraz uczucia zniknęły. Ludzie powtarzali mu, że zachowywał się jakby jego serce zmieniło s...