- Widzisz? Mówiłem, że napis zadziała - powiedział Donghyuck do swojego przyjaciela, kiedy wśród drzew zauważył zbliżającego się Jeno. - Dasz sobie radę sam?
- Mam nadzieję - odparł niepewnie Jaemin, a czerwonowłosy już chciał coś dodać, lecz chłopak machnął na niego ręką. - Nie, nie zostaniesz.
- Nana, ale pomógłbym ci i... - zaczął Donghyuck, jednak przerwał w połowie, kiedy nie mógł powiedzieć tego, co chciał, ponieważ nie pozwoliła mu na to moc. - Rozumiem, Jeno ma brać na poważnie ciebie, a nie mnie.
- Dokładnie - westchnął różowowłosy, po czym potrząsnął głową, by doprowadzić się do porządku, co zrobił w ostatniej chwili, bo właśnie wtedy do chłopców podszedł długo już wyczekiwany Jeno. - Idź już, Hyuckie, dam sobie radę.
Jaemin upewnił się, by powiedzieć to jak najciszej, dzięki czemu jedynie czerwonowłosy go usłyszał. Donghyuck zmrużył podejrzliwie oczy, patrząc na przyjaciela, po czym pokiwał głową i zeskoczył z gałęzi, na której dotychczas siedział, by ruszyć w stronę wioski. Mijając Jeno, posłał mu wredny uśmieszek i oparł mu rękę na ramieniu.
- Powodzenia - wyszeptał wprost do ucha białowłosego, który podniósł powątpiewająco jedną brew, zdejmując dłoń chłopaka.
- To raczej Jaeminowi powinieneś to mówić, a nie mi - odparł Jeno, a Donghyuck chcąc nie chcąc, musiał przyznać chłopakowi w myślach rację.
Na głos jednak nic nie powiedział, ukrywając obawy pod uśmieszkiem i ruszył w swoją stronę, podczas gdy drugi chłopak odwrócił się do Jaemina, który zdążył już stanąć na ziemi i schować ręce do kieszeni spodni. Jeno uważnie mu się przyjrzał i uznał, że chłopak nie starał się wystraszyć go swoim ubiorem, co próbował osiągnąć napisem, ponieważ założył jasnoróżową bluzę i białe obcisłe dżinsy. Białowłosy miał wręcz wrażenie, że wygląda on jeszcze niewinnej niż zwykle.
- Jednak przyszedłeś - odezwał się jako pierwszy Jaemin z lekkim uśmiechem, przerywając tym samym ciszę.
- Skoro prawie mi spaliłeś nos, to raczej nie miałem wyboru - odparł Jeno, zakładając ręce na piersi, czując, że coś jest nie tak, mimo iż w sumie nie wiedział dlaczego. - Więc? Co dzisiaj będziemy robić?
- Cóż... wydaje mi się, że już czas na twoją pierwszą prawdziwą walkę - oznajmił różowowłosy, klaszcząc dłońmi, a uśmiech wciąż nie schodził mu z twarzy, jakby właśnie nie powiedział tego, co powiedział.
- Słucham? - spytał Jeno, mając nadzieję, że się przesłyszał, jednak chłopak jedyne co to powtórzył zdanie, równie optymistycznie jak zrobił to za pierwszym razem.
- Nie patrz się tak na mnie - dodał ze śmiechem Jaemin, po czym machnął ręką na chłopaka. - Chodź, nie możemy przecież walczyć tutaj, bo wokół jest za dużo drzew.
Jeno jedyne co mógł zrobić to ruszyć za chłopakiem, wciąż nie mogąc zbytnio uwierzyć w to co usłyszał. Naprawdę mają walczyć? Nie spodziewał się, by ktokolwiek z Obdarzonych popierał to, lecz bardzo się zdziwił, kiedy zadawszy Jaeminowi pytanie o to, usłyszał, że tak naprawdę to jest całkowicie normalne.
Przedzierając się przez krzaki, chłopak przypomniał białowłosemu jak podczas spędzonego wspólnie poranka wspomniał o tym, że ataki nie zawsze są najważniejsze i właśnie to dotyczyło walki, gdzie równie ważna była obrona. Nauczyciele odbywali pojedynki ze swoimi uczniami, a dodatkowo Taeyong co jakiś czas ogłaszał wielkie zawody, w których wyłaniano najlepszego Odbarzonego.
- Niech zgadnę, zawsze ty wygrywasz - stwierdził Jeno, przypominając sobie rozmowę z Renjunem i Jisungiem, jednak różowowłosy pokręcił głową.
CZYTASZ
maybe love is not for me || nomin ||
FanficOd wypadku, w którym zginęli rodzice Lee Jeno, chłopak nie chciał nigdy więcej cierpieć. Jego życzenie zostało spełnione, sprawiając, że wszystkie jego emocje oraz uczucia zniknęły. Ludzie powtarzali mu, że zachowywał się jakby jego serce zmieniło s...