6

34.4K 1K 74
                                    

Obudziłam się na niezbyt wygodnym materacu i słyszałam chodzące za ścianą osoby. Szmer był nie do zniesienia, ale bez sensu byłoby mówić cokolwiek. Powoli otworzyłam oczy. Zanim przyzwyczaiłam się do światła mrużyłam jeszcze oczy.
Wzięłam głęboki wdech, ale nic nie wyczułam. Byłam wśród swoich, a to było najważniejsze.
W pewnym momencie poczułam zapach mojej bratniej duszy i innego mężczyzny. Weszli na salę, a Seth widząc, że się obudziłam uśmiechnął się delikatnie. Pozwolił lekarzowi podejść i usiąść na krześle obok mnie.

- Jak się czujesz? - zapytał.

- Trochę dziwnie, ale bywało gorzej.

- Boli cię głowa? Jest ci może niedobrze? Masz problemy z braniem głębszych wdechów? - przyłożył dłoń do mojego czoła.

- Nie.

- Dobrze, zbadam teraz twoją nogę. Może trochę zaboleć, chociaż nie powinno.

Podwinął pościel i czułam jego dłonie na mojej łydce. Przyglądał się ranie, marszcząc co jakiś czas brwi.

- Wszystko w porządku? - zapytał Seth.

- Wydaje mi się, że nawet lepiej niż w porządku. Nie ma rany, blizny, ani żadnego śladu po tym co było. Tylko trochę mnie to niepokoi. Skóra nie goi się tak szybko, to nieprawdopodobne.

- Aloe arborescens Miller.

- Jesteś pewna, że to to?

- Tak mi się wydaje.

- Dobrze. Skoro już wszystko się zagoiło, myślę, że nie będę cię tutaj trzymał. Gdyby coś się działo, możecie się zgłosić. - spojrzał na Setha, a on kiwnął tylko głową.

- Dzięki Alan.

- Nie ma sprawy, czego się nie robi dla przyszłego Alfy. - wstał i poklepał go po ramieniu, po czym wyszedł.

- Seth...Czy ty  musisz mnie ratować? - westchnęłam, a on podszedł do łóżka i łapiąc mnie za kostki przyciągnął do siebie.

- Chcę to robić, więc nie narzekaj.

Przytulił mnie do siebie mocno trzymając w swoich objęciach. Poczułam jego usta na swoim czole gdy złożył na nim delikatny pocałunek. Miałam masę motyli w brzuchu spowodowanych jego bliskością.

- Musimy iść do domu głównego.

- Ja nie wiem czy to dobry pomysł.

- Będzie dobrze. - pogłaskał mnie po policzku.

- Seth nie wiem czy chcę tam iść po tym co się działo podczas pełni.

- To mój dom Anastasia.

- Ale nie mój, będę się czuła źle wśród wilkołaków.

- Sama jesteś jedną z nas.

- Nie jestem jedną z was. Nie chcę być wilkołakiem, nienawidzę tego, rozumiesz?

- Przecież to piękne, że jesteśmy związani z naturą. - zmarszczył brwi i odsunął się.

- Jesteśmy wybrykiem natury. Doskonale wiesz dlaczego tak jest.

- Jesteśmy częścią tego świata, czy ci się to podoba czy nie. Nie cofniesz zaklęcia sprzed tysiąca lat.

- To była klątwa.

- Kogo to interesuje? Siedem Alf, które poddały się temu stworzyło siedem watah, dzięki temu z pokolenia na pokolenie rodzili się tacy jak my.

- Dzięki temu? Boże co z wami wszystkimi jest nie tak? Przez to nie mogę normalnie funkcjonować. Mam irytującą wilczyce w sobie i przechodzę ból z każdą przeminą, której nie chcę. Mieszkam z dziadkami, którzy muszą się mną zajmować, ponieważ moi rodzice, przez coś co ty nazywasz darem, są po za domem, a ja nie wiem czy ich zobaczę - byłam zła, a on zacisnął szczękę.

- Masz pięć minut, żeby się przebrać i ogarnąć zanim pojedziemy do mnie. Ubrania są w szafce. - wyszedł zostawiając mnie samą.

- Świetnie. - mruknęłam sama do siebie.

Wstałam z łóżka i podeszłam do szafki. Otworzyłam ją, po czym zobaczyłam jakieś damskie leginsy oraz dużą, czerwoną bluzkę. Jego zapach wręcz przesiąkał materiał, a ja westchnęłam wtulając nos w koszulkę. Nie chciałam się z nim kłócić, ale czasami nie panowałam nad tym. Brak przemiany również oznaczał niekontrolowane wybuchy złości.
Szybko się ubrałam i poszłam umyć głowę.
Nic nie mówiąc szliśmy do wyjścia, a później do samochodu. Wrzuciłam swoje stare ubrania na tylne siedzenie, a on przewrócił oczami i odpalił silnik.
Pięć minut później znaleźliśmy się pod wielkim domem Alf. Moje serce przyspieszyło, a mężczyzna chyba to usłyszał. Zgasił silnik, po czym ściągał swoją bluzę. Położył mi ją na kolanach co było jednoznaczne z tym, że mam ją założyć. Tak też zrobiłam, a on założył na moją głowę kaptur. Nie byłam z tego zadowolona, ale nie odezwałam się. Wysiadłam z samochodu chwilę po nim, a on zaczekał, aż do niego podejdę. Kiedy to zrobiłam, złapał mnie za rękę ciągnąc do środka jak małe dziecko.
Omijał gapiów i prowadził mnie na górę co jakiś czas warcząc na samców. Przewróciłam oczami na jego zachowanie. Chwilę później brunet wszedł do jednego z pomieszczeń. Ściągnął mój kaptur, a ja zobaczyłam dobrze ubranego alfę oraz lunę. Poczułam zażenowanie moim ubiorem. W stosunku do nich wyglądałam niezbyt dobrze.

- Mamo, tato to jest moja mate, Anastasia - przedstawił mnie. - Możemy już przejść do spraw dotyczących jej bezpieczeństwa? - zapytał, kiedy kobieta chciała coś powiedzieć.

- Seth. - skarciła go.

- Dobra. - stanął ze mną na środku, a jego rodzice do mnie podeszli kiedy on się wycofał.

- Miło nam cię poznać, Anastasio. - powiedział Alfa.

- To zaszczyt...Ja nigdy nie miałam do czynienia z..

- Spokojnie, kochanie. - kobieta uśmiechnęła się pokrzepiająco.

Po dziesięciu minutach w gabinecie na dobre zaczęła się rozmowa o zagrożeniu ze strony wampirów. Prawie się nie odzywałam, ponieważ Seth większość czasu rozmawiał ze swoim ojcem. Jednak w pewnym momencie rozbrzmiała cisza.

- Powstrzymywanie granic nic nie da. Oni już tutaj są. - oznajmiłam.

- Ana, to nie jest najlepszy moment na..- przyszły Alfa chciał mi przerwać.

- Będą się panoszyć, zabijać i szukać mnie.

- Dlaczego? - zapytała Luna.

- Byłam naocznym świadkiem morderstwa mojego brata. Był on niewinny, a przez zabicie wilkołaka grozi im wojna wraz z nowym Alfą, który obejmie rządy.

- Uważają, że zabijając ciebie nie będzie wojny? - zapytał Joseph, a ja poczułam nagły smutek, który odczuwał Seth.

- Na pewno nie zabić. Może porwać i w ten sposób zdobyć kontrolę. - złapałam mojego mate za dłoń, a on spojrzał na mnie.

- Nie pozwolę, żeby ktoś mi ciebie odebrał. Jeżeli spróbuje, umrze - oznajmił poważnym głosem, a ja dopiero po chwili zrozumiałam, że składał mi obietnicę.

Moja Na WiekiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz