8

27.7K 910 55
                                    

Zapadający się za mną materac uświadomił mnie, że Seth położył się. Przyciągnął mnie do siebie i wtulił nos w moją szyję. Zaciągał się moim zapachem, a ja byłam pochłonięta myślami.

- Dobra. Co jest? - zapytał, a ja położyłam się na plecach.

- Czy to nie dziwne, że nagle wszystko wraca? Wampiry atakują, łowcy powracają i wygnańcy szaleją.

- Nie myśl o tym. - pogłaskał mój policzek.

- Jak mam nie myśleć, skoro dzisiaj zaatakowali mojego przyjaciela?

- W porządku, co chcesz z tym zrobić?

- Sama nie wiem.

Przez dłuższą chwilę trwała cisza, której żadne z nas nie chciało przerwać. Zastanawiałam się co tak naprawdę powinnam zrobić. Chciałam jakoś zareagować, pomóc, po prostu nie czuć się bezsilna. Męczyło mnie to okropnie. 

- Powinnaś wiedzieć jak się bronić. - zaczął rozmowę skupiając na mnie cały wzrok.

- Potrafię zadbać o siebie. Naprawdę. - zapewniłam go, jednak za mało skutecznie.

- W postaci wilka.

- O nie, nie ma opcji, że się przemienię.

- Posłuchaj...To boli, ja wiem, ale jesteś już przy mnie, nie będzie tak wielkiego bólu. Nauczę cię kontroli oraz walczyć.

- Nie chcę.

- Ana.

- Nie akceptuję tego tak? Mógłbyś to zrozumieć. - znowu odwróciłam się na bok, a on westchnął.

- Pokaże ci jakie życie wilka jest piękne. Tylko daj mi jedną szansę.

- Jedną szansę Seth.

Następnego dnia obudziłam się odczuwając brak mężczyzny obok mnie. Niechętnie wstałam z łóżka i poszłam do łazienki w pokoju. Opłukałam twarz i spojrzałam na siebie w lustrze. Jak zwykle blada z niebieskimi oczami. Wróciłam do pokoju i ubrałam dżinsy, które dała mi siostra Setha, a potem założyłam jego bluzę.
Rozczesałam włosy i zeszłam niepewnie na dół. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię widząc masę wilkołaków, którzy spuszczali głowę na znak szacunku. Czułam się z tym źle. Jednak uśmiechnęłam się tylko delikatnie maskując swoje zmieszanie. Udałam się po zapachu Lydii do kuchni. Dziewczyna pomagała betom w robieniu śniadania. Zauważyła mnie i podniosła brwi rozbawiona.

- To nie jest twoje miejsce, kochana. - zaśmiała się.

- Chcę pomóc.

- Luny nie pomagają w kuchni.

- Jeszcze nie jestem Luną - wzruszyłam ramionami i podeszłam do dziewczyn na oko w wieku dwudziestu pięciu lat.

- Luna nie powinna być tutaj. Jej miejsce jest przy stole, nie w kuchni.

- Powtarzam, że nie jestem Luną. Po za tym chce pomóc. Z jakiego powodu miałoby mi nie  wypadać?

- Od tego jesteśmy my.

- Przydam się i nie nazywajcie mnie Luną. Po prostu Anastasia. Jestem od was młodsza. - spojrzałam na Lydię.

- Seth będzie zły.

- I co mi zrobi? Ukarze mnie za to, że tutaj byłam? Proszę cię, nawet nie ma go w domu.

- Dobrze, ale w razie czego..

- Nic się nie stanie.

Siostra mojego mate przedstawiła mi dziewczyny. Jak się okazało nie pomyliłam się dużo w wieku, ponieważ tylko jedna z nich mała dwadzieścia cztery lata. Dokładnie rudowłosa Rose.
Pomogłam im zrobić śniadanie, które swoją drogą zajęło nam około półtorej godziny. Później mimo tego, że chciałam im pomóc zanieść je do sali głównej dla bet, dziewczyny nie zgodziły się. Miałam iść do jadalni dla alf i tam usiąść, czekałam na resztę, ponieważ jak się okazało tylko ja z Lydią byłyśmy w domu. Dopiero później wrócił alfa z luną, John oraz Seth, na którego najbardziej zwróciłam uwagę. Był ubrany w garnitur, a jego krawat był teraz trochę poluźniony. Włosy idealnie były ułożone, a sam jego widok zapierał dech w piersi. Usiadł koło mnie i położył dłoń na moim kolanie. Zadowolony pocałował mnie w policzek na powitanie.

- Hej, jak ci się spało?

- Dobrze. - spojrzałam w jego oczy i przysięgam, że mogłam utonąć.

- Wyspałaś się?

- Tak, a ty wilczku? - na to zdrobnienie w jego oczach zauważyłam wesołe ogniki.

- Bardzo.

Później zaczęliśmy jeść, a ja na sobie cały czas czułam czyjś wzrok. Dopiero później okazało się, że to brat mojej drugiej połówki. Jadł i przyglądał się mi. Czułam się niezręcznie, a Seth to wyczuł. Spojrzał na swojego brata i, żeby nie niszczyć porannej atmosfery to wystarczyło. Kiedy skończyliśmy, jeszcze trochę posiedzieliśmy, aż małżeństwo nie udało się do gabinetu, a rodzeństwo nie rozeszło się.

- Gdzie byłeś rano? - zapytałam, a on wstał i podał mi dłoń nic nie mówiąc.

- Seth.

- Nie tutaj. Chodźmy na spacer.

- W garniturze?

- Nie umrę.

- Niech będzie. - złapałam jego dłoń i udaliśmy się na zewnątrz.
Zaczęliśmy iść w stronę, której nie znałam.

- Więc? - zapytałam, a on puścił moją dłoń i przeczesał palcami włosy.

- Na spotkaniu z alfą sąsiedniej watahy.

- Po co?

- Porozmawiać o zagrożeniu.

- Dlaczego mnie nie obudziłeś?

- Tak słodko spałaś...- wyczułam kłamstwo.

- Seth.

- Troszczę się o ciebie, im mniej wiesz tym lepiej.

- Mam prawo wiedzieć o wszystkim co wiesz ty. - zatrzymałam się zirytowana.

- Skarbie, tak będzie lepiej.

- Dla kogo?

- Nie chce cię narażać, zrozum. Ledwo cię znalazłem, nie mogę cię stracić. Posiadanie informacji wiąże się z zagrożeniem. - westchnął i spojrzał na mnie przygnębiony.

- Tu chodzi o mnie, chcę wiedzieć wszystko.

- Jeszcze nie teraz, dopiero gdy będziesz umiała kontrolować swoje wilcze ja.

- To zajmie wieki!

- Jonas cię nauczy.

- Ty miałeś to robić.

- Nie będę miał teraz kiedy..Muszę walczyć o swoje miejsce.

- To jest ważniejsze?

- Nie no co ty, Ana ty jesteś, ale..

- Nie obchodzi cię to, że będę cierpieć podczas przemiany i oddajesz mnie w ręce człowieka, którego nie znam. Ja wracam do domu, naprawdę mam dość tej całej szopki. - poczułam ból w klatce piersiowej, ale zignorowałam go i zaczęłam kierować się w stronę domu dziadków.

Moja Na WiekiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz