trois

70 16 14
                                    

❞ i cry when i listen to you breathing
because i know there's nothing else
the conscious of that crushing feeling
to know there's no connection left❞



Twoje spojrzenie urokiem. Nie potrafię się otrząsnąć. Rozgwieżdżony bezkres w twych oczach.

Okolice akademika po północy, szczególnie w porze późno-jesiennej, świecą pustkami i właściwie trudnością jest znaleźć jakąś większą grupę osób. Panująca wilgotność powietrza nasila niską temperaturę, a każdy mocniejszy wydech powoduje powstawanie gęstej, białej pary, która sprawia wrażenie rozprzestrzeniającego się obłoku wokół swojego stworzyciela. 

Uwięziłeś mnie. Skazałeś na potępienie i wieczną tułaczkę po jałowych polach. Nie czuję do ciebie żalu.

Min Yoongi, ten zasmucony Werter, obiecał sobie już dawno temu, że będzie oparciem dla obiektu swych największych pragnień i lęków. Uznał miłość za przeszkodę, za coś, co może zniszczyć ich przyjaźń, więc uczył się chować ją głęboko w sercu i zamykać na miliony zamków. Obleczył się zimnym kamieniem, który nie pękał jeszcze za sprawą niezłomności cierpiącego miłośnika.

Twój oddech siłą. 

Za każdym razem zmuszał się do całkowitej obiektywności, chciał posiadać umiejętność odłączania się od własnych uczuć i emocji wtedy, gdy sytuacja tego wymagała. Chciał być wiernym duchem podążającym za nim na ścieżce życia, szczerze wspierającym, lecz jednocześnie gdzieś z tyłu głowy posiadał świadomość, iż wymagał od siebie praktycznie niemożliwego, zważając na głębokie uczucia jakie żywił wobec Kima. Naprawdę pragnął sobie zaufać. Pragnął dać mu z siebie najwięcej, pragnął być niewyczerpalnym źródłem ciepła, nawet, gdy sam zaczynał przygasać niczym ledwo tląca się świeczka w pogrążonym w ciemności, pomieszczeniu. 

Wykreował w sobie specyficzne mechanizmy obronne, dzięki którym nie popadł w swoiste szaleństwo. 

Głaszcząc go i pocieszając w najgorszych chwilach egzystencji, pod płachtą uśmiechu chował w jaźni trujący ból, sięgający swym zasięgiem nawet do tkanek kostnych. 

Ale czyż nie o to chodzi w miłości?

Znał swoje ograniczenia i wszystko, dosłownie wszystko, co się działo z nim w środku, sprowadzał do prostego, aczkolwiek nad wyraz trudnego faktu- jego ukochany musiał być szczęśliwy. A jego szczęście nie było definiowalne przez pryzmat uczuć Yoongiego. One nie powinny nawet współistnieć, gdyż były paskudną barierą i odbierały mu taką zwykłą zdolność do postrzegania przyjaciela jako przyjaciela. 

Ze sobą jestem samotny, lecz z tobą- jeszcze bardziej. Zabijasz mnie i tworzysz na nowo.

Nie ma możliwości przeniesienia się do odmiennej, równoległej i zbawiennej rzeczywistości, dlatego też korzystał z danej mu sposobności bycia jego towarzyszem.

W każdym kolejnym wcieleniu trwałby u jego boku- jako przyjaciel, może jako brat, bądź ojciec. Było mu to obojętne, gdyż jedynie przeświadczenie jego istnienia utwierdzało w go w jego własnym żywocie. Ich splecione losy miały od samych początków skłonności fatalistyczne. 

Był gotów zaakceptować fatalizm. Hardo trzymał się, złożonego sobie przed latami, przyrzeczenia. 

Przyglądał się parze zakochanych, podążał za nimi, choć oddech miał wówczas toksyczny smak, a widok ich złączonych ust wywiercał dziury w oczodołach. 

Ale cóż miał począć, jeśli władca jego serca nie potrzebował niczego więcej? 

Wciskał czarny cienkopis w kartki szkicownika, nakreślał delikatne linie, przenosił swój wyobrażeniowy świat na zewnątrz. Urzeczywistniał piękno. Jego palce były skostniałe z zimna, policzki zesztywniałe i czerwone, jednak spomiędzy rozchylonych ust wymykała się dyskretnie biała para. Naciągnął mocniej czapkę na czoło, po czym poprawił niezgrabnym ruchem bordowy szalik, przerzucając jego cześć za ramię. Przerwał na jakiś moment, ponieważ poczuł na twarzy kilka płatków świeżego śniegu, zwiastującego nadchodzącą zimę. Wszystko to wyglądało niebywale na sino-czarnym nieboskłonie. 

W końcu opuścił wzrok i pod wpływem widoku jego oblicza, co prawda stworzonego czarnym tuszem, uniósł kącik ust ku górze, aby w końcu zadrzeć oba jeszcze wyżej. Było zimno, wręcz lodowato, lecz jego wnętrzności wypełniały się ciepłem. 

Dotknął palcem wskazującym zarys pełnych ust, a następnie przejechał wzdłuż konturu twarzy, chcąc dotrzeć wolnym tempem do nosa i łuków brwiowych. Znał rysy jego twarzy na pamięć. Potrafił odwzorować najmniejszy detal, z pozoru niezauważalny dla zwyczajnego obserwatora. Dostał w prezencie od wszechświata wystarczająco dużo sekund, które poświęcił na wyłapywaniu wszystkiego, co z nim związane, nie omieszkał również chłonąć poszczególnych przejawów bytności ukochanego. 

Pozostałości po egoizmie, których nie dał rady się zdecydowanie wyzbyć, przeznaczał na zamykanie się w obrębie artystycznego, wyimaginowanego świata i skupianiu całej swej uwagi na tworzeniu ich wspólnej historii na nowo, bo tylko tam było to możliwe. 

Uznał, iż kartki zaczynają przemakać, więc zamknął notes i schował do kieszeni obszernej kurtki. Czuł powinność wrócenia do akademika, jednak nie miał ku temu motywacji, dlatego siedział dalej, posępnie obserwując pustą przestrzeń, pokrywającą się stopniowo warstewką białego puchu. Niekiedy odepchnął się nogami od podłoża, aby rozbujać się na starej, skrzypiącej huśtawce.

- Chcesz tutaj zamarznąć? Jest chyba minus sto. 

Stwórco mój- jak to robisz? Głosem ożywiasz marność serca oraz letarg natury. Skąd bierzesz tę moc?

Na twarz Yoongiego wkradł się wyraz zaskoczenia. 

- Nie jest tak źle. Na śnieg patrzę. - odparł. - Nie miałeś spotkać się z Harin?

Namjoon jakoś uniknął wzroku przyjaciela i schował ręce do kieszeni. Zrobił się dziwnie spięty, co Min szybko dostrzegł. - Miałem, ale... - powiedział. - Trochę się pokomplikowało, nieważne. 

- Dla mnie ważne. Coś się stało?

- Ostatnio chodzi jakaś wkurwiona i nie chce powiedzieć, o co chodzi. 

Yoongi zadumał się, a potem uśmiechnął lekko, roztaczając efekt bezgranicznego wsparcia. 

- Może potrzebuje czasu na przemyślenia? - rzucił. - Mam nadzieję, że sobie to wyjaśnicie. Nie martw się. 

- Może. 

Splątany ciernistymi różami męczennik silił się na życzliwość. Chciał wbić sobie do głowy wizję, że pragnie dla tej pary wspaniałego zakończenia, jednak jego umysł z dość oczywistych względów blokował i bronił się przed zagrażającą świadomością. 

- Chodź. Śnieg możesz oglądać przez okno. - wziął Mina pod rękę i zaczął prowadzić w kierunku ogromnego budynku Akademii Sztuk Pięknych. Po krótkim spacerze weszli do pokoju Namjoona.

Zanim zdążył się zreflektować, zwinne palce przyjaciela zaczęły rozwiązywać jego przemoczony szalik, z głowy została mu ściągnięta czapka, kurtka zaś wylądowała na wieszaku. Niższy blondyn uśmiechnął się w reakcji na sprawioną mu przyjemność, był miło zaskoczony, ponieważ nawet najmniejszy gest zainteresowania ze strony najdroższego dawał mu chęci życia. Nie powinien tak działać, ale to naprawdę były bezwarunkowe odruchy stęsknionej duszy. Po chwili Yoongi został posadzony na kanapie i nakryty kocem, a drugi chłopak poszedł w tym czasie zrobić coś gorącego do picia.

Min przyłożył sobie do nosa puchaty materiał, nasączony zapachem Kima. Niebiańskim, słodkim, upojnym. 

młody werter krwawiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz