❞ this is my december
this is my time of the year
this is my december
this is all so clear ❞
Początki znajomości Yoongiego z Namjoonem obejmowały swym zasięgiem 7 lat wstecz, gdy oboje dopiero co opuścili szkołę podstawową i zaczęli uczęszczać do gimnazjum bez żadnego specjalnego profilu. Nie znali wówczas życia, nie wiedzieli dokąd wszystko zmierza oraz czy istnieje wyższa celowość każdego wydarzenia na świecie. Determinizm egzystencjalny ciekawił ich jedynie z filozoficznych książek, natomiast przyswajalny obraz piękna czerpali z literatury pięknej.
Świetlisty umysł Yoongiego stał się zagadką dla młodego Kima.
Ich losy splotły się za sprawą odmiennego postrzegania rzeczywistości, wybudowanego na podwalinie z raniących doświadczeń oraz ugruntowanej we świadomości wrażliwości na każdy aspekt istnienia. Dzielili się tą wrażliwością, przedstawiali sobie wzajemnie jej osobiste definicje i związki. Bywało, iż podczas przerw wychodzili na opuszczone, bądź mniej zatłoczone miejsca na terenie szkoły, po czym siadali obok siebie, wyciągali książki i zaczynali rozmawiać, a słowa wypływały z nich same. Czuli między sobą nadzwyczaj silne powiązania, nienaturalne wręcz zrozumienie. Pogrążali się w namiętności idei, wyrzucali z siebie przemyślenia, rozwijali je. Traktowali swoje słowa jako złoto i właściwie fenomenem była szkodliwa kolizja ich poglądów. Wraz z to liczniejszymi konwersacjami ich dusze jakby stawały się wielowymiarowe, dzięki czemu mieli umiejętność spojrzenia na pewne zjawiska nieco szerzej, co z kolei pozwalało na rozjaśnienie umysłu i pozbycie się ciasnych ograniczeń narzuconych przez społeczeństwo.
Większość rówieśników nie była w stanie ich zrozumieć, a wszelkie próby podjęcia się rozmów z nimi kończyły się na rezygnacji, znudzeniu, albo zdenerwowaniu ze strony zaciekawionej osoby trzeciej. Nie spotkali się, rzecz jasna z jakimiś aktami nienawiści, lecz raczej z pewnym niezrozumieniem. Dla nauczycieli byli jednak chlubą i obiektem do manifestacji osiągnięć placówki edukacyjnej, której uczniami byli.
Jedną ze szczególnych osób obdarzających podziwem Min Yoongiego była mama Namjoona- kobieta wiecznie radosna, ostoja spokoju oraz nieokreślonej jasności. Kobieta zapraszała każdego dnia Mina do ich domu na obiad, a potem odsyłała przyjaciela swojego syna z pudełkami pełnymi jedzenia, niekiedy z przetworami, w zależności od przyrządzonych uprzednio dań.
Wszystko było wspaniale i zdawało się, że Yoongi będzie mógł po wsze czasy przyglądać się szczęśliwej rodzinie swego najdroższego przyjaciela.
Szybko naszła go refleksja o ulotności szczęścia. Zaczął się właśnie w tamtym czasie zastanawiać czym jest szczęście.
Kruche jak zniszczona porcelana, lekkie jak jesienne liście wirujące po naelektryzowanym niebie? Wystarczy jeden podmuch, a cała konfiguracja, cała struktura ulegnie diametralnej zmianie. Wiatry losu krzyżują plany i bezczelnie destabilizują.
Wyszarpują ośrodek odczuwania radości i poczucia bezpieczeństwa.
Choroba Pani Kim przyszła znienacka i w dodatku przybrała formę najbardziej podstępnej, najbardziej destrukcyjnej choroby znanej współczesnej medycynie- nowotwór złośliwy trzustki. Min Yoongi, choć formalnie nie był członkiem rodziny, niemalże każdego dnia chodził wraz z przyjacielem do szpitala, gdy jego ukochana mama była w stanie agonalnym. Dawał mu do zrozumienia swoją obecnością, że zawsze będzie jego oparciem w najtrudniejszych momentach.
Nie miał mocy cofnięcia czasu, nie umiał wyleczyć Pani Kim, jednakże mógł zaofiarować przyjacielowi siebie.
Yoongi również w tamtym czasie pojął istotność jednostki czasu, gdyż własnie on odrywał, w jego mniemaniu, największa rolę na kontinuum życia. Przerażał go zabójczy pęd teraźniejszości, którą sam nie umiał się dostatecznie cieszyć.
CZYTASZ
młody werter krwawi
Fanfictionświat jak baśń o zatartych konturach przymglony, ale pełny ciebie ✧・゚: *✧・゚:* namgi; angst