❞ i'm going to take my time
i have all the time in the world
to make you mine
it is written in the stars above❞
Rozchylone w ten zalotny, a zarazem niemowlęcy, sposób, wargi chłopaka tylko momentami łączyły się całość, ponieważ duchota panująca w samolocie niejako blokowała mu swobodny oddech. Obserwatorowi jednakże to ani trochę nie przeszkadzało, gdyż całą finezję świata miał właśnie przed oczyma i to w odległości kilku kilometrów nad powierzchnią planety. Obejmował namiętnym spojrzeniem całe jego swoiście arystokratyczne oblicze, podważające kanon piękna prezentowany na pretensjonalnych okładkach magazynów, które pokracznie uczą ludzkość materializmu i obrzydzenia w stosunku do siebie.
Niezaprzeczalnie, w ujęciu zachwyconego Kima, pięknem był jego spokojny oddech i gładkie powieki zasłaniające heban tęczówek. Pięknem także był moment, podczas którego brunet marszczył ledwo dostrzegalnie swój nos, gdy zapewne w akcie reakcji emocjonalnej na wytwory swej sennej fantazji, chciał ukazać niezadowolenie. Pory jego szklanej powierzchni skóry odbijały delikatnie niezbyt mocne światło produkowane przed panele na suficie, natomiast wargi zdawały połyskiwać się jeszcze mocniej, jeszcze bardziej kreowały wizerunek obiektu podziwu uwrażliwionych istot.
Joon zrozumiał, że poziom szczytowej estetyki artystycznej został już dawno przekroczony przez Yoongiego i on robił to wręcz nieświadomie, wystawiał umęczonych sentymentalistów na silną próbę, przypuszczalnie najważniejszą.
Usiadł troszkę bokiem w jego kierunku, a jego dłoń jakby samoistnie powędrowała z jego mostka na szyję, a następnie dotknęła wypukłych piwonii o krwistej barwie, które szybko spętały go swoim ciepłem. W tle zaczął rozbrzmiewać komunikat o zbliżającym się lądowaniu.
— Yoongi, pobudka. — był zmuszony wyrwać go ze snu. — Zaraz Tokio.
Chłopak był otępiały, czego potwierdzeniem był jego wciąż przymglony i zdezorientowany wzrok z domieszką apatii i miękkiej wrogości. Zamruczał coś i szybko przetarł kilka razy powieki, dając sobie czas do złapania kontaktu z otoczeniem. — Co?
— Zaraz lądujemy. — powtórzył cierpliwie chłopak i upchał jakieś rzeczy do torby podręcznej. — Ponoć za 10 minut.
— Naprawdę? Kiedy zasnąłem? — dopytał chłopak, podczas gdy jego niewielkie, aczkolwiek wyjątkowo nostalgiczne, oczy zlustrowały ich siedzenia, a potem przerzuciły źródło uwagi na widok rozciągający się za oknem. Min przeczuwał nadchodzący zachód słońca, bo ze względu na porę zimową dzień staje się coraz krótszy.
— Wiesz, chyba po odlocie. — zaśmiał się krótko. — Nie wiem, jak to robisz, że zasypiasz w ciągu minuty.
— Po prostu zamykam oczy i już. Reszta sama się dzieje. — stwierdził, gdyż nie znał lepszej odpowiedzi na pytanie Kima. Przeniósł sobie jego dłoń na udo i ułożył swoją rękę wnętrzem na jego i splótł z nią palce.
— Min Yoongi, zadziwiasz mnie.
— Co byłoby, gdybyśmy teraz zaczęli spadać? — spytał zadumany Min, zbaczając chaotycznie z tematu rozmowy, co nie było tak naprawdę nowością dla osób go znających. Brunet zwyczajnie był zniewolony przez swój własny intelekt i chęć zgłębiania wszystkiego, co się wokół dzieje, poświęcał się licznym dylematom, lubił spekulacje, jak też fantazjowanie.
Kima aż zmroziło od samego wyobrażenia, ale hardo odetchnął, tłumiąc ból od ostrza w sercu. — Zrobiłbym wszystko, abyś tego nie odczuł.
— Wiesz, że w każdym momencie możemy przestać istnieć? — szepnął, gdy rozmyte warstwy chmur kłębiastych, spętanych subtelną ulotnością, przemykały i matowiły nieboskłon.
Min był w mniemaniu Kima uosobieniem melancholii i w swej niewzruszoności na nieuniknione wyglądał nad wyraz spokojnie. Można było powiedzieć, że kierował się skrajnym pesymizmem albo był egzystencjalistą, pragmatykiem, niekiedy realistą- tak naprawdę łatwością było przyrównać go do wielu nurtów doświadczania i przeżywania rzeczywistości, aczkolwiek on sam w sobie był filozofią życia. Robił to, co czuł, sam tworzył swoje wartości i mógł się dla nich poświęcić, był gotowy w każdym momencie odpowiedzieć za błędy, potrafił przejąć odpowiedzialność za swoje czyny. Joon zauważył na profilu jego twarzy grymas w formie uśmiechu, takim rozmarzonym uśmiechu, wyważonym.
— Kiedy przestanę cię widzieć, kiedy znikniesz, zniknie mój cały świat, Namjoon. Jestem zdania, że to, co widzimy jest naszą jedyną rzeczywistością. Każdy ma inną. Fizycznie jest jedna, aczkolwiek mentalnie każdy człowiek ma swoją własną. Kieruje się czymś innym w jej postrzeganiu, czego innego oczekuje, pragnie. A moim największym pragnieniem jesteś ty. — skończył swój wywód z wyrazem dogłębnej refleksyjności.
Min Yoongi z niebywałą swobodą mówił o śmierci.
— Jak myślisz, kiedy znika świadomość istnienia? Wiesz, że gdy się dusiłem z dala od ciebie, to nie czułem, że istnieję? Nie byłem namacalny. Ty mi przywracasz istnienie. Jestem ulotny, jestem cieniem złudzenia, bo ty mnie trzymasz w ryzach rzeczywistości.
— Yoongi... Chodź. — szybko przytulił go do siebie i trzymał tak mocno do chwili, aż stewardessa podeszła do nich z prośbą zapięcia pasów bezpieczeństwa w związku z rozpoczynającym się lądowaniem. — Więc oboje jesteśmy swoimi lustrami prawdziwości. W twoich oczach widzę siebie. To takie realne. Czuję, że jesteśmy tak cholernie połączeni ze sobą. Chcę cię poznawać do końca życia. — pogładził jego plecy, na co ten zareagował wygięciem ich w lekki łuk. Min nie zdołał powstrzymać prądu ekscytacji jego dotykiem. — Przepraszam, że tak długo mi to zajęło.
— Nie przepraszaj. Nie zniknąłeś.
Najdroższy kwiecie o perlistych oczach- wyzwól mnie z okowów uległości, bo gdy czuję twą dłoń, zamieram i odradzam się ponownie z prochów żarliwej namiętności.
Miłościwy pocałunek na czole wywołał u Yoongiego ckliwy rumieniec, a Kim w tym czasie mógł wciągnąć zapach jego kruczych pukli i dostrzec neonowy las tuż na widnokręgu, którego powierzchnia jakby przybliżała się do nich.
— Popełniłem masę błędów, ale teraz chcę postępować tak, aby nie czuć wątpliwości. Chyba musiałem się najpierw zgubić, żeby odnaleźć drogę i ciebie na jej końcu.
Min spuścił wzrok w zamyśleniu, aby następnie unieść ciepłą dłoń Kima i przybliżyć ją do swoich sferycznych ust w dalszym nastroju zadumy. Niejako, przez pewien moment, wpatrywał się w miodową powłokę skóry na jego ręce, przemierzał wzrokiem poszczególne ścięgna napinające się wskutek drobnych ruchów palców, oczom nie umknęły mu również prawie niewidzialne włoski o zabarwieniu przyrównywalnym do tego należącego do skóry. Cały wszechświat mógłby jedynie spekulować, czemu poświęcał się jego błyskotliwy umysł- on był największa zagadką ludzkości.
Samolot zaczął odczuwalnie zbliżać się w kierunku pasa startowego na lotnisku i ostatecznie zderzył się bez żadnych komplikacji z asfaltową nawierzchnią. Pilot ogłosił pomyślne lądowanie przez głośnik pokładowy, dzięki czemu znaczna większość pasażerów, w tym małych dzieci i przestraszonych dorosłych, odetchnęła z ulgą. Dzień w stolicy Japonii był stosunkowo jasny pomimo rozpoczynającego się wkrótce zmierzchu, zaś liczne światła o wszystkich kolorach już zdążyły uderzyć zafascynowane dzieci po oczach.
CZYTASZ
młody werter krwawi
Fanfictionświat jak baśń o zatartych konturach przymglony, ale pełny ciebie ✧・゚: *✧・゚:* namgi; angst