sept

45 13 21
                                    

 ❞ and i thank you for bringing me here
for showing me home
for singing these tears
finally i've found that i belong 
feels like home❞



28 listopada był dniem, w którym oczy Kim Namjoona były zawsze smutne, a wyraz twarzy całkowicie przeczył jego zazwyczaj pogodnej aparycji. Nie działo się to bez powodu- było w zupełności wytłumaczalnym faktem i zdecydowanie wystarczającym. Tego dnia niemalże cała Korea zniknęła w gęstwinie nieprzerwanie sypiącego śniegu z deszczem, który sukcesywnie odciął wraz z szarymi chmurami burzowymi ostatnie promienie słoneczne. Społeczeństwo pogrążyło się w letargu, jakby ukryło się przez szarością w swoich mieszkaniach. 

Yoongi włożył do niewielkiego plecaka jakieś słodycze, przyrządzone uprzednio kanapki, a także półlitrowe butelki wody i jeden termos z kawą. Nie chciał, by tego dnia im czegoś zabrakło. Kiedy uznał, iż jest gotowy, to pod koniec tylko narzucił na siebie długi, luźny, poszarpany nieco sweter w kolorze brudnego popiołu, a na to kurtkę, nie zapominając o szaliku. Sprawdził godzinę. Był to czas wyjścia. 

Zapukał do drzwi pokoju przyjaciela z uczuciem trwogi i osowiałości, wynikających z faktu rocznicy pewnego wydarzenia. 

Joon otworzył i spojrzał na podłogę przy nogach Mina. Prezentował się jako duch, jako zjawa samego siebie. 

Coś wyssało z niego energię życiową. Coś wyrwało serce. Coś zabroniło się uśmiechać. 

- Jesteś gotowy? - spytał niższy, a tamten tylko pokiwał rozwlekle głową w twierdzącym akcie, po czym wziął swoje rzeczy i wyszedł wraz z nim na przystanek autobusowy. 

Szli w uzasadnionym milczeniu. Podczas półgodzinnej podróży miejskim autobusem wpatrywali się w okno, na którym rozpuszczały się półstałe płatki śniegu wymieszane z większymi kroplami deszczu, obniżającymi ogólną widoczność i przejrzystość krajobrazu miasta. Całość wyglądała jak nierówno rozsmarowana maź.

- Gdzie masz czapkę? - spytał cicho Namjoon.

- Nie zabrałem... - odrzekł.

- Weź moją. Masz słabą odporność. Możesz złapać grypę. - mruknął. Ku zaskoczeniu Mina, najdroższy wcale nie zaczął go krytykować i ostrzegać przed zagrożeniami wynikającymi z niekompletnego ubrania się. Z wysoką dozą prawdopodobieństwa krążył myślami w innym wymiarze, a ujmując wydarzenia bardziej szczegółowo- cofał się do przeszłości, wracał do wspomnień. Zadumał się, oddał nieprzyjemnej nostalgii. 

Najpiękniejszy kwiecie- tego dnia chcę wziąć na siebie twój ból. Czuję, jak bardzo cierpisz, mimo, iż chowasz rozpacz głęboko. 

- Dzięki. A ty nie zmarzniesz? - spytał, kiedy Namjoon ściągnął czapkę i nałożył ją na głowę towarzyszącego mu przyjaciela.

- Nie zmarznę. - odpowiedział.

Poszczególne słowa wydobywały się ze słabością, niczym coś nad wyraz ulotnego, co znika zaraz po chwili stworzenia. Min przyglądał się jego przymglonemu obliczu.

Żałuję, że to ciebie spotkało, aniżeli mnie. 

Wysiedli na odpowiednim przystanku, by w następnej kolejności ruszyć w kierunku pożądanego celu.

Yoongi zerknął ponownie na niego. Uderzył w nich mroźny wiatr, rozwiewając włosy w formę chaotycznej firanki.

Wybacz oblubieńcu, lecz martwię się. 

Ich nosy były zaczerwienione od chłodu, a powieki leciutko, naprawdę subtelnie zsiniałe. Nie zwracali na to jednak nawet najmniejszej uwagi, ponieważ coś ważniejszego zdecydowało o odrzuceniu pozostałych ograniczeń fizycznych. Bywają chwile w życiu człowieka z siłą przeważania nad resztą priorytetów. 

młody werter krwawiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz