dix-huit

49 11 32
                                    

❞ blaze them brightly, flare
it was all pretty, wasn't it? our pathroads
but it all withered
the dead leaves fall down like tears ❞



Rozbudzenie tych dotychczas skrywanych odczuć umożliwiło Minowi zasmakowania słodkości rzeczywistości, choć tak naprawdę wciąż i niezmiennie pozostawała ona dziwnie złożona i skomplikowana. Siedząc przed spakowaną torbą podróżną, wypchaną ciepłymi ubraniami oraz innymi niezbędnymi rzeczami, zastanawiał się jak by wyglądał alternatywny bieg wydarzeń, gdyby to wszystko się nie ujawniło. Przecież wystarczył zaledwie moment, aby wciąż doświadczać codzienności przez pryzmat smutku i niezmiennego ostatecznie cierpienia, paradoksalnie i nierozłącznie współistniejącego z radością. Jedno słowo, jedno spojrzenie mogło naprowadzić ich myślenie na inne tło, by ostatecznie odebrać możliwość odkrycia swoich uczuć. 

To dla Yoongiego było bolesne, gdyż istnienie ich obu było tak cholernie kruche i zależne od siebie nawzajem, że nie wyobrażał sobie dalszej egzystencji bez tej ciepłej świadomości posiadania jego w swoim życiu. 

Wszystko to, co przecierpiał w ciągu ostatnich lat, nie mógł określić jako czystą manifestację siły woli. Niezmiennie uważał się za słabego, lecz jednocześnie postanowił nie kwestionować swoich emocji, gdyż dopiero teraz tak naprawdę mógł je z kimś w pełni dzielić. Musiał zaakceptować złożoność wszechświata.

Sprawdził godzinę na telefonie, po czym westchnął głęboko i zawinął jeszcze gruby, wełniany szalik w biało-czarną kratę wokół szyi, nie zapominając od zakryciu ust oraz, podatnego na zmarznięcie, nosa. Na głowę naciągnął czapkę. Akademik podczas przerwy świątecznej był opustoszały, poza ich dwójką w budynku znajdowało się jeszcze kilka osób, i to tyle. Wziął cały bagaż do ręki, stanął na korytarzu i oparł się delikatnie o ścianę tylną częścią ciała, wyprostował plecy, przymknął na moment oczy.

— Wziąłeś dużo swetrów i ciepłe skarpetki? — usłyszał nagle nad sobą gładki głos, a jego serce zareagowało na ten dźwięk nieposkromionym zatrzepotaniem, przez co momentalnie zrobiło mu się jeszcze cieplej pod przykryciem grubej odzieży zimowej, którą nakazał mu ubrać Kim. Uniósł pod wpływem chwili swe jasne powieki z cienką linią zaróżowienia tuż przy siatce ciemnych rzęs- resztkami oznak po przebytej chorobie. Wybrzuszenie o karminowej barwie, zwane potocznie ustami, wygiął w ten sposób, iż zachwycił widokiem stojącego przed sobą Namjoona, uwrażliwionego na nadobność oblubieńca.

— Tak, wszystko spakowałem. — odparł cicho, a potem odłożył torbę na posadzkę i przytulił się do niego powoli, bardzo czule, jakby chciał wsiąknąć w zapach jego ciała, stać się jednością nie tylko cielesną, ale i uczuciową. Zaplótł szczupłymi ramionami jego klatkę piersiową, aby zagrzany uprzednio nos oraz policzki przyłożyć z wyszukaną czułością do wgłębienia pomiędzy jego brodą a szyją i tam zostać przez kilkanaście sekund. Kim zrobił to samo, z tą jednak różnicą, że najpierw poprawił jego czapkę, a potem złapał go swymi porównywalnie większymi dłońmi za łopatki i przybliżył znacząco. — Zdradzisz mi, gdzie jedziemy? — szepnął. 

— Nie, jeszcze nie. — Kim przełożył kremowe ręce na boki twarzy zamyślonego Yoongiego i skierował jego spojrzenie na siebie. — Ale wkrótce się dowiesz. — uśmiech szatyna i jego dołeczki były czymś, co Min pragnął gloryfikować już zawsze. 

— No dobrze. — brunet był nieco zaskoczony i zaciekawiony spontaniczną propozycją Kima, jednak ufał mu do tego stopnia, że nawet nie miał potrzeby wypytywać o szczegóły. Wiedział, że gdziekolwiek on go zabierze, to i tak będzie zadowolony. 

młody werter krwawiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz